Recenzja książki "Pas Ilmarinena" autorstwa M. Mortki

     Wszyscy, którzy obserwują mnie od jakiegoś czasu, wiedzą już pewnie, że po książki Marcina Mortki sięgam w ciemno i bardzo szybko po premierze. „Pan Ilmarinena” nie zniechęcił mnie więc odejściem od bardziej klasycznej fantastyki w kierunku II wojny światowej i klimatów „werid war”, a wręcz przywołał miłe wspomnienia z dzieciństwa, kiedy to potrafiłam oglądać każdy odcinek „Stawki większej niż życie” po kilkanaście razy. Czy więc „Pas Ilmarinena” sprostał moim oczekiwaniom?


    Opis od wydawcy:

    Wojna obudziła demony nie tylko w ludziach.

    W chwili, gdy mroźną ciszę nad fińskimi lasami zburzył łoskot radzieckich dział, rozpoczęła się inna, równie okrutna wojna. Ambitny oficer NKWD Siergiej Muchalew podąża za jednostkami Armii Czerwonej, by odkrywać i zagarniać prastare tajemnice puszczy. Pech chce, że strażniczką największej z nich jest Penelopa Tayne, angielska badaczka, która niecałe dwa lata wcześniej znalazła tam swą nową ojczyznę. Przyjście jej z pomocą graniczy z niemożliwością, ale ojciec Penelopy, jeden z najważniejszych członków Biblioteki, tajemniczego klubu dla dżentelmenów, zna człowieka, który zdoła ją ocalić. Problem leży w tym, że owego specjalistę – sierżanta Michaela Tayne’a z królewskiej piechoty morskiej – należy najpierw wyciągnąć ze szpitala dla obłąkanych.

    Do czego posunie się członek NKWD, by sięgnąć po nadludzkie moce? Jakie sekrety kryje Biblioteka? Z czym przyjdzie się zmierzyć Michaelowi w drodze do piekła na ziemi?

    Powieść Pas Ilmarinena to Mortka, jakiego jeszcze nie było! Wielka historia idzie tu ramię w ramię z pradawną magią, wewnętrzne demony głównego bohatera walczą z potworami w ludzkiej skórze, a powaga i autentyzm przydają jej dojrzałości, od czasu do czasu przełamywanej charakterystycznym „mortkowym” poczuciem humoru.


    Przez osadzenie akcji w trakcie wojny zimowej dostajemy momentami dość mroczny i gorzki klimat opowieści. Pisana jest poważniej niż przyzwyczaił mnie autor, a niektóre sceny są naprawdę przeznaczone dla dorosłego czytelnika, ale nadal paradoksalnie pełno w historii humoru – częściowo w dialogach, częściowo sytuacyjnego. I dość gorzkiego momentami, gdy obserwujemy armię radziecką i nie możemy pozbyć się wrażenia, że historia zatacza koło, więc głupio się z niej śmiać. Kiedy dorzucimy do tego jeszcze magię, to mamy dość wybuchową mieszankę, ale całkiem zjadliwą.

    Element magiczny, chociaż na nim oparta jest w większości fabuła, na początku stanowi tylko tło i nie jest mocno akcentowany. Mamy co prawda bohaterów z niezwykłymi umiejętnościami, magiczne artefakty i tajemniczą Czarną Zgrozę, ale te elementy odkrywane są powoli i dość dobrze budowane na czele z organizacją zwaną Biblioteka. Wszystko uderza w nas z pełną mocą dopiero w końcówce, którą oceniam dość ambiwalentnie. 


    Głównym bohaterem książki jest Michael Tayne, który wyrusza do dalekiej Finlandii, gdzie utknęła jego żona. Właściwie częściowo wbrew swojej woli, bo ich związek zakończył się tragedią, przed którą do teraz uciekał. Podobało mi się jego skomplikowanie, chociaż miałam wrażenie, że w pewnym momencie stanowił już tylko kombinację kilku podstawowych cech i pragnienia brnięcia przed siebie po trupach do celu. 
    Penelopa, która jest motorem napędowym całej akcji, tak naprawdę dostaje bardzo mało czasu i podbudowy charakteru. Mamy wyraźny przeskok między nią ze wspomnień, a nią obecnie i podobało mi się to tylko częściowo. Astley i Turner tworzą naprawdę ciekawą parę. Przed pojawieniem się tego drugiego, pierwszy mnie irytował, ale potem okazało się, że da się gorzej. Dość szybko jednak relacja między nimi dwoma i Michaelem wyewoluowała i zyskała ciekawą dynamikę. Obaj też przeszli przemianę, chociaż może niekoniecznie mocno widoczną i rzucającą się w oczy.
    
    Z postaciami drugoplanowymi mam większy problem. Jak jeszcze rozumiem motywacje ojca Penelopy, tak Sumu oraz jej cała rodzina po prostu momentami była. Esmeralda była „jakaś”, ale dość szybko zniknęła ze sceny.
    
    Dobrze natomiast zarysowano mentalność radzieckiej armii oraz naszego głównego ludzkiego przeciwnika, czyli Siergieja Muchalewa. Podobało mi się, jak rozwija się z kartami powieści i dochodzi do pewnych wniosków, co koniec końców pcha go w określonym kierunku wytyczonym przez ambicję i zwątpienie w zwierzchników.


    Największy problem mam z zakończeniem. Nie wchodząc w szczegóły – pozostawia wrażenie niedosytu. Niektóre rzeczy dzieją się nagle, a i nie dostajemy wyjaśnień dotyczących magii. Dzieje się tak, a nie inaczej, bo tak ma być. Wszystkie tajemnice zostają tajemnicami, a bohaterowie po prostu rozchodzą się w różne strony i praktycznie wszystkich losy są otwarte. Czegoś mi tam zdecydowanie zabrakło.


    Przez całą książkę śledzimy urywki z przeszłości Michaela oraz Penelopy. Chociaż praktycznie od początku domyśliłam się, do czego one zmierzają, to finał tego wątku naprawdę emocjonalnie mnie uderzył. Przede wszystkim przez swój bezsens i absurd pewnego wydarzenia, chociaż wiem, jak to brzmi. Nie dziwię się, że Michael miał problemy, żeby pogodzić się z przeszłością.


"– Kobiety, mój przyjacielu, nie zapominają nigdy – odezwał się po chwili Turner. – Nie wiem, jak one to robią, ale zawsze wszystko pamiętają. Cholera, gdybym to ja tak chciał, toby mi się coś w głowie przepaliło."


    Naprawdę mało kiedy zachwycam się takimi szczegółami jak posłowie, ale tutaj warto się nad nim chwilę zatrzymać. Po pierwsze podoba mi się, że autor wyjaśnia, co go popchnęło do stworzenia książki, po drugie uwielbiam, kiedy w książkach bazujących na wydarzeniach historycznych dostaję na koniec spis, co faktycznie jest faktem historycznym, co autor dodał, a co na potrzeby powieści pozmieniał. Dla niektórych to może być całkiem nieistotny szczegół, ale ode mnie leci plus.

    

    Myślę też, że trzeba wspomnieć tutaj, że część przychodu ze sprzedaży książki autor oraz wydawnictwo przekazują fundacji wspierającej odbudowę ukraińskich domów zniszczonych w trakcie wojny. Sięgając po książkę można więc pomóc zrobić coś dobrego.


    Podsumowując, naprawdę dobrze bawiłam się podczas lektury „Pasa Ilmarinena”. Chociaż nie jest to książka idealna, to ujmuje klimatem i humorem. Zawiodła przede wszystkim końcówka, która pozostawia spory niedosyt oraz momentami dość jednowymiarowi bohaterowie. Przez to liczę na kontynuację, chociaż domyślnie wolałam, żeby historia była jednotomówką.


    Recenzje innych książek autora znajdziecie tutaj:

Komentarze

Popularne posty