Recenzja książki "Koszyczek dla Doli" autorstwa M. Mortki
Zwykle nie przepadam za książkami świątecznymi, ale obok "Koszyczka dla Doli" nie mogłam przejść obojętnie. W końcu dzięki niemu powracamy do moich ulubionych bohaterów pana Marcina Mortki. Jak więc książka wypada?
Już od pierwszych stron czuć w książce świąteczny klimat. Chociaż autor skupia się na tak dobrze znanych nam przygotowaniach do świąt i dobrze uchwytuje krzątaninę oraz napiętą atmosferę, bo coś nadal jest nieposprzątane lub nieugotowane, to nadal udało się uchwycić rodzinny klimat.
Śledzimy z jednej strony przygotowania do świat przerwane niespodziewanymi gośćmi, a z drugiej słuchamy bajek opowiadanych dzieciakom Kociołka przez poszczególnych członków drużyny i Sarę. Chociaż większość bajek była raczej typowa, to czytało się je dobrze. Najlepsze moim zdaniem i najmniej oklepane były bajka Sary oraz Zwierzaka. Eliaha natomiast wydała mi się smutna i nastroiła do melancholii, mimo teoretycznie szczęśliwego zakończenia.
Główne opowiadanie podobało mi się, ale mam uwagi do zakończenia, które zostało w pewien sposób urwane. Nie poznajemy tak naprawdę motywacji gości, nie dowiadujemy się, jak ich historie się skończą i ogólnie mam wrażenie, że temu wątkowi zabrakło troszkę miejsca. Przez to zakończenie było odrobinę frustrujące mimo dość ciekawej bajki guślarza.
Jeszcze jedna uwaga dotyczy tego, że w pewnym momencie chronologia rozdziałów "normalnych" i bajek się rozjechała, przez co najpierw dostaliśmy coś w "bajkowym", a dopiero potem "normalnie", a nie przeplatane jak na w całości. Myślę, że wystarczyło po prostu przesunąć bajkę o jeden rozdział później i książka nic by na tym nie straciła, a wręcz zyskała.
Kolejną wadą książki jest to, że po prostu jest króciutka. Nie ma nawet dwustu stron, więc pochłania się ją błyskawicznie.
Jak zwykle uwielbiam styl i humor pana Mortki, tak tutaj nie mam w tej kwestii nic do dodania. Nadal jest lekko, przyjemnie i zabawnie, chociaż mam wrażenie, że humoru sytuacyjnego było troszkę mniej, a przeważał ten słowny. Szczególnie podobało mi się z taki drobiazgów w dość nietypowy sposób podsumowane odliczanie do kolacji w stronie tytułowej jednego rozdziału.
Zwykle zachwycam się okładkami serii i tu nie będzie wyjątku, bo pan Piotr Sokołowski nadal robi świetną robotę. Jest po prostu prześliczna i jeszcze dodatkowo w końcu czekaliśmy się na niej Sary. Cudo!
Chociaż przy tej części przygód drużyny do zadań specjalnych bawiłam się chyba najsłabiej, to nadal jest to bardzo dobra książka w świątecznym klimacie i żałuję, że tak szybko się skończyłam, bo myślę, że właśnie trochę miejsca zabrakło niektórym wątkom. Szczególnie w końcówce. Niezmiennie jednak książkę i serię polecam.
Recenzje pozostałych książek z serii:
- „Przed wyruszeniem w drogę": recenzja An oraz recenzja Sigmy
- „Nie ma tego Złego” - recenzja Sigmy
- „Głodna Puszcza” - recenzja Sigmy
- „Skrzynia pełna dusz” - recenzja An
Komentarze
Prześlij komentarz