Recenzja książki "Przed wyruszeniem w drogę" M. Mortki

     "Jeśli to prawda, to nie ręczę za siebie. Edmund, w coś ty się znowu wpakował?!"

Sara Edmundowa, współwłaścicielka karczmy Pod Kaprawym Gryfem


    Zwykle nie czytam rekomendacji na skrzydełkach lub tylnych okładkach książek. Nie spotkałam się jeszcze nigdy z żadną niepochlebną opinią, nawet jeśli treść okazuje się co najwyżej średnia. Wszystkie wychwalają tekst pod niebiosa i zachęcają do zakupu, co jest zrozumiałe. Tutaj jednak przykuła moją uwagę. Po takim wstępnie wiedziałam już, że będzie co najmniej dobrze i na szczęście się nie myliłam.




    „Przed wyruszeniem w drogę” M. Mortki to lutowa premiera od wydawnictwa SQN. Książka jest zbiorem czterech opowiadań przeplatanych listami oraz jednocześnie prequelem do serii o przygodach Kociołka i drużyny do zadań specjalnych znanych z „Nie ma tego Złego” oraz „Głodna Puszcza". Obie książki bardzo lubię, więc nie zastanawiałam się dość długo przed sięgnięciem i po tę pozycję. Dodatkowo wydanie zaopatrzono w drzewo genealogiczne rodziny Kociołka oraz mapę okolicy Gryfa, co jest dość miłym dodatkiem, ale ich zawartość nie różni się bardzo od podobnych rzeczy dołączonych do "Głodnej Puszczy".

    Opis od wydawcy:

        Przed każdą solidną bójką trzeba zebrać drużynę.

        W Dolinie rozgorzała Waśń, a Edmund Kociołek, świeżo upieczony kwatermistrz Dziesiątego Pułku Piechoty w armii księcia Stefana, raz po raz pakuje się w kłopoty. Wdaje się w brzemienną w skutkach bitkę z krewkim i pyskatym krasnoludem, a potem cudem uchodzi z życiem ze starci z żołdakami wroga, gdy w odruchu serca wspiera dopiero co poznanego rycerza. Kiedy zaś pewien guślarz i elf zabójca namawiają go do udziału w szalonym spisku, uświadamia sobie, że powinien czym prędzej postarać się o przepustkę i wrócić do ukochanej Sary, zwłaszcza że w okolicy rodzinnej karczmy podobno grasuje straszliwy goblin.

    Awantury, zasadzki, wyborne towarzystwo, grzane piwo i smażone rydze - oto przepis na fantastyczną rozrywkę w najlepszym wydaniu! Przeczytaj, jak Kociołek zbierał członków drużyny dobrze znanej z powieści "Nie ma tego Złego" i "Głodna Puszcza".

    

    Jak przyzwyczaił nas pan Mortka, książka pisana jest lekko i humorystycznie, przez co pochłania się ją błyskawicznie. Jako że jest to tylko 190 stron, to przeczytałam ją w nieco ponad dwie godziny. Długość zdecydowanie jest wadą, bo tak się wciągnęłam, że chciałam tylko więcej i więcej.

    Chociaż książka teoretycznie jest zbiorem opowiadań, to nie polecam czytać ich losowo. Każde kolejne zazębia się z poprzednim oraz listami, tworząc końcowo spójną całość. W każdym poznajemy też kolejnych członków przyszłej kociołkowej drużyny, czyli kolejno w „Zrazy na przepiórczych jajach” Gramma, „Łaska Doli” Urgo, „Liść olchy” Żychłonia i Eliaha oraz w „Drużyna do zadań specjalnych” Zwierzaka

    Jak zwykle moim ulubieńcem został elf Eliah pojawiający się w losowych momentach akcji i najczęściej robiący coś takiego, że przez chwilę człowiek nie wie, czy na pewno dobrze przeczytał. Jego niepojęta dla zwykłych śmiertelników logika jest przecudowna. 

    Z postaci spoza drużyny jak zwykle wybija się Sara, żona Kociołka. Podziwiam, jakie ta kobieta ma pokłady cierpliwości, bo Edmund oczywiście kłamie w listach jak najęty, żeby tylko przedstawić rzeczywistość w jak najkorzystniejszym dla siebie świetle oraz żeby wydawało się, że nawet przez sekundę nie był w niebezpieczeństwie. Niestety dla niego Sara dość łatwo czyta między wierszami.

    Skoro już do listów doszłam, to zdecydowanie zasługują na odrobinę uwagi. Czytelnicy poprzednich powieści doskonale znają retorykę kociołkową, ale tutaj dla odmiany listy nie lecą w próżnię i pojawiają się odpowiedzi. Odpisuje Sara, odpisuje Gramm, co jest zdecydowanie na plus i miłą odmianą. Szczególnie że odpowiedzi też są świetne, choć inne niż listy kociołkowe, to nie można się przy nich nudzić.

    Przy poprzednich książkach zdarzało mi się narzekać na liczbę zawartych w nich przekleństw, nawet w miejscach, gdzie nieszczególnie były potrzebne. Tutaj pan Mortka robi postęp i przekleństwa, albo faktycznie pasują do sytuacji, albo ograniczają się do słownictwa Gramma.

    W treści nie znajduję jakiś specjalnych wad, fani serii będą się świetnie bawić, to o jednym wspomnieć muszę, a mianowicie wydaniu na SQN Originals. Co to oznacza? Ekskluzywne wydania dostępne tylko na stronie wydawnictwa, najczęściej z całą masą gadżetów tematycznych. Spytacie, co w tym złego? Wiem, że to daje możliwości wydania książek, które normalnie by się nie ukazały, ale cena nie jest powalająca. 30 złotych za 190 stron + przesyłka. Wiem, że ceny druku poszły do góry i to rozumiem, ale staram się przynajmniej oszczędzać na wysyłce, zamawiając książki z dostawą do księgarń i salonów. Tutaj niestety taka opcja jest mi odebrana, co niezwykle i niezmiennie mnie irytuje, bo cena książki automatycznie skacze do około w sumie 40 zł, choć pozycja jest naprawdę cienka.


    Podsumowując, „Przed wyruszeniem w drogę” zostało moją nową książkową miłością, do której chętnie będę wracać, kiedy będę miała zły dzień i potrzebowała poprawy humoru. Mimo że mamy dopiero początek lutego, to jest też już mocnym kandydatem do top 10 roku 2022 w moim rankingu. 

    

Komentarze

Popularne posty