Recenzja antologii "Szepty"
„Szepty” to dość niezwykła antologia od wydawnictwa SQN. Piętnastu autorów i autorek połączyło swoje siły w celach charytatywnych. Dochód z „Szeptów” bowiem przeznaczony był na Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. Nie zastanawiałam się więc długo nad zakupem, szczególnie że e-book kosztował tylko nieco ponad 10 zł za ponad 300 stron treści.
Przy antologiach zawsze wybierałam kilka najlepszych i ewentualnie najgorszych opowiadań. Tutaj jednak odejdę od tej formy i zaproponuję trochę inny podział wpisu. Przyjrzymy się więc opowiadaniom z wątkami fantastycznymi i bez nich. Taka decyzja jest podyktowana tym, że postanowiłam wziąć udział w wyzwaniu na 2022 rok u unSerious.pl, czyli #polskafantastykafajnajest.
Opowiadania bez elementów fantastycznych
- „Szept” J. Małeckiego jest opowiadaniem otwierającym „Szepty” i jednocześnie wywarło na mnie zdecydowanie największe wrażenie ze wszystkich. Już sama forma opowiadania jest oryginalna. Mamy tutaj do czynienia z monologiem ojca do malutkiej córki, wydaje się, że od początku wiemy, do czego końcowo opowiadanie zmierza, po czym okazuje się, że końcówka wgniata w fotel. Napięcie powoli jest budowane aż do finału. Zdecydowanie polecam i w wolnej chwili planuję zapoznać się z czymś jeszcze z twórczości pana Małeckiego.
- „Lekcje niemieckiego” P. Radziszewskiego zabiera nas w czasy PRL do małej wsi. Śledzimy tam losy dwóch przyjaciół, niemieckich turystów oraz historię odnowienia pewnego kościelnego ołtarza. Opowiadanie mi się podobało. Miejscami zabawna, miejscami wręcz tragiczna przez swój dogłębny realizm, ale drobny problem mam z finałem. Spodziewałam się jednak jakiegoś mocniejszego „uderzenia” na koniec.
- M. Mortka w swoim opowiadaniu „Zrzut” przenosi czytelników w czasy powstania warszawskiego oraz przedstawia historię trójki zwyczajnych ludzi, których losy splatają się w przedziwny sposób. Mimo że opowiadanie było dobre, to zabrakło mi jakieś większej puenty. Po panu Mortce spodziewałam się też większej ilości humoru, ale jak widać, w poważnej tematyce radzi sobie prawie równie dobrze.
- „Kłamstwa” T. Maruszewskiego nie wspominam zbyt dobrze, przede wszystkim dlatego, że nie mam pojęcia, jaki miał być przekaz opowiadania. Śledzimy tutaj dwa dni z życia trójki współlokatorów, czyli Wita, Krzysztofa i Agaty. Ich dni przebiegają pod dyktando rutyny i jako jedyna przychodzi mi do głowy interpretacja, że autor chciał nam zwrócić uwagę na nasz przemijający czas.
Opowiadania z elementami fantastycznymi
- „Dzieci rosną w bluszczu” A. Hałas jest pierwszym pojawiającym się w antologii opowiadaniem z elementami fantastycznymi. Nieszczególnie przypadło mi do gustu. Mamy tutaj do czynienia z królewną zamkniętą w wieży, bo tuż po jej urodzeniu przepowiedziano jej porwanie. Za marzenia o wolności i bliskości ukochanej osoby nasza bohaterka płaci wysoką cenę. Miałam problem ze stylem tekstu. Jakoś tak trudno się to czytało, a prostota nie pomagała, a biła wręcz po oczach. Teoretycznie może być to zrozumiałe, w końcu oglądamy świat z perspektywy szesnastolatki, ale osobiście niezbyt mi się spodobało.
- „Stare klątwy i małe szczęścia” A. Jadowskiej przenosi nas do Thornu znanego z serii o Dorze Wilk. Dora dostaje wezwanie do podejrzanie dobrze zachowanych zwłok, a potem próbuje swoich sił w kuchni. Z heksalogią o Dorze mam raczej burzliwą relację, ale to opowiadanie czytało mi się zaskakująco dobrze. Jest jednak pewne „ale”. Jako że byłam dopiero po dwóch tomach serii, to zaspojlerowałam sobie wydarzenia z kilku następnych części. Stwierdzenie, że byłam tym faktem lekko zirytowana, będzie sporym niedopowiedzeniem.
- Miałam problem, do której kategorii zaliczyć „Drugi brzeg” S. Sadleja, ale w końcu zdecydowałam się na tę, przez wątek, którego nie chcę zdradzać, żeby nie psuć wam czytania. Opowiadanie opisuje nam trudną relację ojca z synem z perspektywy tego drugiego. Na pierwszy rzut oka nie wydaje się jakoś szczególnie wybitne, ale końcówka zdecydowanie podniosła w mojej głowie jego notowania.
- „Oczy pełne śniegu” M. Kubasiewicz urzekły mnie swoim klimatem. Opowiada o czarownicy w ciele 14-letniej dziewczynki i latawcu, który się z nią zaprzyjaźnia. Po roku wspólnej wędrówki lądują w zasypanej śniegiem wiosce. Jak się okazuje, nie wszystko tam jest do końca w porządku. Z zainteresowaniem śledziłam całą historię, choć gorzki morał niezbyt napawa optymizmem.
- M. Wójtowicz w swoim „Exegi monumentum” zabiera nas na współczesną polską wieś, w której ożyły mumie z grobowca. Żartobliwa opowieść z całą masą czarnego humoru przypadła mi zdecydowanie do gustu, a finał okazał się zaskakujący, a strzyga Sabina skradła moje serce.
- „Brzydka baśń albo trupokupiec z prezentami” Magdaleny Świerczek-Gryboś oceniam najgorzej z całej antologii. Przez większość opowiadania, nie wiedziałam, co właściwie czytam, a wtrącenia z gwary śląskiej zdecydowanie nie ułatwiały mi zadania. Nie podejmę się opisu fabuły, bo właściwie do końca nie wiem, o czym opowiadanie było. Autorka teoretycznie próbuje przedstawić nam świat, ale robi to tak pobieżnie, że właściwie trudno odnaleźć się w jakikolwiek sposób w sytuacji. Myślałam, że może to ze mną jest coś nie tak, więc wysłałam dwie pierwsze strony Sigmie, ale ona też niezbyt potrafiła się odnaleźć. Jak się na koniec okazało, książka należy do uniwersum „Trupokupców” autorki. Na dokładkę zamieszczony jest link do kupna tej książki. To przeważyło szalę złości i musiałam sobie zrobić drobną przerwę od antologii. Zaznaczę tylko, że inni autorzy, kiedy nawiązywali do swoich dzieł, potrafili nas wprowadzić w sytuację, a wzmianki o przynależności do jakiegoś uniwersum nie kończyły się od razu linkiem do zakupu. Ja wiem, że książki autorki na pewno już nie kupię po takiej antyreklamie.
- Na szczęście kolejne opowiadanie, czyli „W dole / W górze” P. Chojnowskiego jest bardzo dobre. Mamy tutaj do czynienia z przewrotną wizją życia po śmierci okraszoną dobrym stylem i humorem. Przy scenie z wyznawcą Latającego Potwora Spaghetti autentycznie się zaśmiałam.
- „Martwe imiona” A. Szmatoły przenoszą nas do rzeczywistości, w której wystarczy zawrzeć pakt ze smokiem, żeby zatracić wybraną część swojej pamięci i tożsamości. Opowiadanie było ciekawe, a końcówka nieoczywista do odgadnięcia. Warto tutaj zwrócić uwagę, że autorka porusza bardzo aktualne tematy. Spotykamy tutaj na przykład postać niebinarną i jak trudno by mi się nie czytało tekstu z dukaizmami, to może najwyższy czas przyzwyczajać społeczeństwo do tej formy. Osobiście wolę formę z rodzajem nijakim, ale w końcu widziany wiele razy dukaizm powinien przestać rzucać się aż tak w oczy.
- M. Raduchowska w „Shade” zabiera nas wraz ze studentami na wyspy Brytyjskie. Opowiadanie jest pełne humoru, a rozwiązania fabularne nieoczywiste. Jeśli autorka faktycznie oparła je na wątkach autobiograficznych, to zostaje się tylko bać i unikać pewnych lokali do wynajęcia.
- „Cud RP” T. Duszyńskiego wybija się formą. Mamy tutaj do czynienia z zapisem wywiadów. Powoli odkrywamy świat po apokalipsie, do którego zabiera nas autor. Polska jest tutaj ostatnim bastionem w walce przeciwko Legionom wychodzącym z piekielnych kręgów. Pojawiają się też oczywiste nawiązania do historii współczesnej nam, a zakończenie zaskakuje oraz daje do myślenia.
- „Brzezina” G. Gajka zamyka antologię, przedstawiając znane z powieści „Piast” postacie. Mimo że książki nie czytałam, to autor w taki sposób przedstawił nam świat i bohaterów, że bardzo szybko się odnalazłam. Da się? Ano, jak widać, da. Całość podsumowuje dość gorzkie zakończenie.
Komentarze
Prześlij komentarz