"Cuda wianki. Nowe przygody rodziny Koźlaków" A. Jadowskiej

    Lubicie czytać polskich autorów? Ja, szczerze powiedziawszy, przez długi czas ich prawie wcale nie czytałam. No, oprócz niektórych lektur szkolnych. Dopiero ze dwa lata temu odkryłam, że niektóre polskie książki są naprawdę super. Dzisiaj więc przedstawiam wam książkę jednej z moich ulubionych polskich autorek.

    Opis wydawcy:

    Te historie są jak Koźlaczki – ekstremalne. Ekstremalnie magiczne, urocze i rozrywkowe!

    Z rodziną Koźlaczek jedno jest pewne – nie będzie cicho, spokojnie ani skromnie. Chaos mieszka w ich szafach, zamęt wygląda zza rogu, przygoda łasi się do nóg jak kot.

    Od najmłodszej po najstarszą wystawiają cierpliwość Maliny na próbę i testują jej umiejętność ogarniania bałaganu. Bo Malina, najmniej magiczna i niepozorna, awansowała na pełnoprawną rozwiązywaczkę problemów. A tych nigdy nie brakuje…

    Jednego dnia jej matka Aronia ląduje w areszcie, podejrzana o potrójne morderstwo. Innym razem spokojna zwykle Ruta niechcący wpada po uszy w… aferę narkotykową. Z kolei Lila Koźlak nawet zakupy przez internet potrafi zmienić w przygodę, o której będą śpiewać pieśni… No i jest jeszcze Narcyza ze swym gangiem Harpii… A pomysły mają naprawdę szalone!

    Malina Koźlak i jej niezwykła rodzina – pełna magii, ciepła, miłości i szajby – zaprasza Was na wycieczkę do Zielonego Jaru: małego miasteczka, w którym wszystko się może zdarzyć!






    Kategoria: fantasy, science fiction

    Cykl: Klan Koźlaków (tom 2)

    Wydawnictwo: Sine Qua Non

    Liczba stron: 464


    "Cuda wianki. Nowe przygody rodziny Koźlaków" to już drugi tom opowiadań o niezwykłej, magicznej rodzinie. Znowu trafiamy do Zielonego Jaru i mieszamy się w życie niesamowitych Koźlaczek, których energia i przygody są przezabawne. Tym razem nasza kochana Malina ma wgląd w prawie wszystkie przygody. Zresztą, dzieją się one w czasie teraźniejszym, nie ma tu żadnych przeskoków z przeszłości, co z jednej strony jest super, bo kto by nie chciał poznać życia na co dzień takich kolorowych postaci jak koźlaczki, z drugiej strony bardzo chętnie poznałabym się z historiami szalonej Narcyzy. No ale nie można mieć wszystkiego, prawda?

 I

    Pierwsze opowiadanie nosi tytuł "O włos od katastrofy", co bardzo dobrze oddaje całą historię. Tytuły to to, co mi się tu bardzo podobało - niby są dosyć ogólne, ale jeśli się wniknie w poszczególne słowa, to da się wyczytać, o co może chodzić. W sumie to nawet zaczęło mnie zastanawiać, czy autorka najpierw wymyśliła ten tytuł, a potem ułożyła historię, czy na odwrót. 

    Opowiadanie zaczyna się od tego, że ginie trzech obywateli Zielonego Jaru, którzy przez lata uprzykrzali życie Aronii. I właśnie z tego powodu wszyscy myślą, że to ona się ich pozbyła, w skutek czego w końcu ląduje w więzieniu, a Malina stara się zbadać sprawę, aby ją uwolnić. Bo czego jak czego, ale tego, że jej matka tego nie zrobiła, była pewna.

    Oprócz sporej dawki Maliny i jej chłopaka Klona, dostajemy tu też historię jego kuzyna Grzesia, który jest zielonym magiem, który utracił magię zielonego kciuka i został policjantem. Możemy tu bardziej wczuć się w jego położenie. Dowiadujemy się, co takiego zrobił, że nie jest już zielonym magiem i jak się z tym czuje. Ta historia przypomina mi trochę osoby, które nagle zostają wykluczone z jakiegoś kręgu. Było mi trochę żal Grzesia, ale cieszyłam się też, że znalazł swoją własną ścieżkę.

    Oprócz ego mamy tu też delikatny romans, właśnie między Grzesiem a Paulinką - dziewczyną związaną z magią zwierząt. Ciekawie było czytać o tym, jak rozwijała się ich miłość i jak oboje nie byli pewni czy są dostatecznie dobrzy dla tej drugiej osoby. 

II

    "Nie taka mała tajemnica", czyli drugie opowiadanie o rodzinie Koźlaków, rozpoczyna się ucztą  w domu Oliwii, Malwiny i Laury (w końcu mogłam trochę poznać swoją imienniczkę! Jej!). Bardzo podobała mi się atmosfera, która tam panowała. Bardzo przypominała mi tę w moim rodzinnym domu, choć nas nie było nigdy aż tak dużo przy jednym stole. Oprócz głównej historii - do której przejdę za chwilę - były tu opowiedziane ciekawe anegdotki rodzinne. Myślę, że autorce udało się perfekcyjnie oddać panującą tam atmosferę, tak dobrze, że przez chwilę czułam się, jakbym sama siedziała z tymi ludźmi przy stole.

    Główny wątek historii zaczyna się, gdy po tym, jak jej kuzynki oznajmiają, że w ich domu ktoś grasował w nocy, Malina znajduje rysunek Luby. Później otrzymuje tajemnicę, o której nie może nikomu powiedzieć, przez co musi sama rozwiązać problem. Podobało mi się to, jak mimo wszystko Malina była zdeterminowana, żeby pomóc, nawet jeśli nie wierzyła, że jej się uda. To mi przypomina, że mogę wszystko, nawet jeśli na pierwszy rzut oka wydaje się, że coś mi się nie uda. Trzeba tylko chcieć. 

    Jedyne obiekcje jakie mam co do tej historii, to to, jak pracowała Malina. Okay, rozumiem że miała mało czasu, ale mimo wszystko. To mi wyglądało na obsesję. Nie wierzę, że naprawdę ktoś w taki sposób poświęca się pracy. Z drugiej strony, nie jestem pisarzem, więc co ja tam mogę wiedzieć? W sumie to uświadamia mi też, jak to dobrze, że możemy czasem poprosić kogoś o pomoc.

III

     Trzecie opowiadanie, noszące tytuł "Dopóki mu się ucho nie urwie" to historia w głównej mierze o Rucie - siostrze Aronii, niesamowicie spokojnej jak na Koźlaczkę. Mamy tu wgląd w jej życie - gdzie pracuje, co robi, kim był jej przyjaciel i jak nazywa się jej miłość. Dostajemy też porcję wiedzy o tym, dlaczego jest taka a nie inna, co ją ukształtowało. Nie jest to opowiadanie takie jak poprzednie. Wyczuwam tu więcej smutku i przygnębienia. Jak widać, nawet Koźlaki muszą się czasem zmagać z takimi emocjami.

    Historia zaczyna się po tym, gdy jeden z garncarzy zostaje śmiertelnie potrącony, a CBŚ przybywa do Zielonego Jaru, aby sprawdzić, czy Aronia ma coś wspólnego z rozprowadzaniem narkotyków w okolicy. Więc oprócz głównej historii - czyli tego, jak Ruta musi sobie radzić z nowym właścicielem pracowni ceramicznej, który próbuje ją sabotować - dostajemy też sporą dawkę Aronii i jej córki. 

    To opowiadanie bardzo mi się podobało, ponieważ pokazano nam tu, jak może czuć się osoba, która czuje się przez kogoś zagrożona, a nikt wokoło jej nie wierzy. Trochę bolesnym było dla mnie czytanie o tym, ale też dało mi sporo do myślenia. Poza tym, trochę przeraża mnie to, jak bardzo niektórzy potrafią powstrzymywać swoje emocje i do czego to może prowadzić. W sumie niezwykłe, ile możemy się dowiedzieć z takiej historii.

IV

    Kolejna historia, czyli "Ostateczne porachunki", to opowieść o naszej kochanej Narcyzie - seniorce rodu. Albo raczej o jednej z jej przyjaciółek. Muszę powiedzieć, że niekoniecznie lubię Narcyzę - czasem wydaje mi się zbyt egocentryczna. Dlatego też pewnie nie zdziwi was, że jest to opowiadanie, które chyba najmniej mi się podobało. Choć  i tutaj mamy kilka ciekawych wątków, no i możemy lepiej przyjrzeć się szalonej grupie Harpii, więc czytelnik się nie nudzi. 

    Opowiadanie zaczyna się od podróży - Harpie wyruszają, aby jedna z nich mogła przeprosić swoją rywalkę. A później okazuje się, że ta "rywalka" potrzebuje pomocy, więc pięć kobiet i duch nie ustaje w wysiłkach, dopóki nie zdoła rozwiązać zagadki.

    Dziwiło mnie w tej historii to, jak łatwo starsze babcie potrafią manipulować ludźmi. Aż zaczęłam się zastanawiać, czy i na mnie były wypróbowywane podobne sztuczki - albo czy będą. 

    Ta opowieść pokazuje nam, żeby nie oceniać książki po okładce. W końcu mało kto spodziewa się, że babcie będą potrafiły tak dobrze rozwiązywać zagadki i doprowadzać śledztwa do końca, prawda?

V

    Ostatnie opowiadanie jest zdecydowanie tym najzabawniejszym. Jednocześnie ukazuje nam to, co w Koźlaczkach lubię najbardziej - nieprzewidywalność i kreatywność w rozwiązywaniu problemów.

    Znaleźliście się kiedyś w zdecydowanie niekomfortowej sytuacji i to na dodatek na widoku? Cóż, mi się kiedyś zdarzyło. I tak samo miała Malina z Lilianą Koźlak.

    "Ruja i porubstwo" zaczyna się w momencie gdy Liliana dostaje wezwanie do urzędu celnego. Jako że ma dużą wadę wzroku i odmawia noszenia okularów, Malina wyrusza razem z nią. Urzędnicy na ich widok zaczynają chichotać. Dlaczego? Otóż Liliana zamówiła taką ilość figurek przyrodzenia, że naprawdę trudno to logicznie wytłumaczyć, a co dopiero zanieść je wszystkie do samochodu.

    Oprócz tego, że bardzo podobało mi się w jaki sposób dziewczyny poradziły sobie z całą tą aferą, miałam wrażenie, jakby ta historia naprawdę mogła wydarzyć się naprawdę. Zresztą, jedna z moich znajomych też kiedyś zrobiła coś podobnego. Tyle tylko, że w duuuużo mniej skali. I nie chodziło o figurki penisów.

    Co mi się tu najbardziej nie podobało - właśnie to jedno słowo, które wciąż i wciąż się powtarzało w tym opowiadaniu - penisy. Trochę mnie ono irytowało - zwłaszcza, że książkę słuchałam w audiobooku. Ale nawet mimo tego ta historia mi się podobała.


    A wy czytaliście już tę książkę? Jak wasze wrażenia?


Poniżej znajdziecie linki do recenzji tej i innych książek autorki.

Klan Koźlaków:

Franek i Finka:

Heksologia o Dorze Wilk:

Cykl szamański:

Opowiadania Thornu:

Antologie, w których wystąpiły opowiadania A. Jadowskiej:

Komentarze

Popularne posty