Recenzja książki "Cuda wianki. Nowe przygody rodziny Koźlaków" autorstwa A. Jadowskiej
Chociaż do twórczości pani Anety Jadowskiej mam raczej ambiwalentny stosunek, to przygody Maliny uwielbiałam, więc z chęcią sięgnęłam po kolejny zbiór opowiadań o szalonych Koźlaczkach, czyli "Cuda wianki. Nowe przygody rodziny Koźlaków". Czy spodobał mi się tak bardzo jak pierwszy?
Opis od wydawcy:
Te historie są jak Koźlaczki – ekstremalne. Ekstremalnie magiczne, urocze i rozrywkowe!
Od najmłodszej po najstarszą wystawiają cierpliwość Maliny na próbę i testują jej umiejętność ogarniania bałaganu. Bo Malina, najmniej magiczna i niepozorna, awansowała na pełnoprawną rozwiązywaczkę problemów. A tych nigdy nie brakuje…
Jednego dnia jej matka Aronia ląduje w areszcie, podejrzana o potrójne morderstwo. Innym razem spokojna zwykle Ruta niechcący wpada po uszy w… aferę narkotykową. Z kolei Lila Koźlak nawet zakupy przez internet potrafi zmienić w przygodę, o której będą śpiewać pieśni… No i jest jeszcze Narcyza ze swym gangiem Harpii… A pomysły mają naprawdę szalone!
Malina Koźlak i jej niezwykła rodzina – pełna magii, ciepła, miłości i szajby – zaprasza Was na wycieczkę do Zielonego Jaru: małego miasteczka, w którym wszystko się może zdarzyć!
Pierwszym opowiadaniem i zarazem moim ulubionym jest "O włos od katastrofy". Mamy tutaj trzy zaginięcia, Grzesia i tajemnicze koty w roli głównej. Chociaż sama "zagadka kryminalna" jest dość przewidywalna i praktycznie od razu domyśliłam się, o co chodzi, to nadal bardzo dobrze się bawiłam, czytając. Jest to po części standardowa kabała, w którą wplątują się Malina z Klonem, ale nadal dostarcza rozrywki. Podobał mi się też wątek romantyczny między Grzesiem i Pauliną, oboje są po prostu uroczy! Nie rozumiem tylko momentami przeskoku perspektyw. Mamy bowiem narrację pierwszoosobową Maliny, trzecioosobową o Grzesiu i pod koniec nagle pierwszoosobową Grzesia. Moim zdaniem niepotrzebne mieszanie i wato byłoby się zdecydować na jakąś jedną Grzesiową wersję.
Kolejnym opowiadaniem jest "Nie taka mała tajemnica", w którym Malina odkrywa tajemnicę swojej małej kuzynki. Luba jest naprawdę przeuroczym dzieckiem i cieszyłam się, że dowiedziałyśmy się trochę więcej o innych Koźlaczkach, które do tej pory były tylko imionami w drzewie genealogicznym na początku książki. Spodobał mi się też pomysł na Zenusia, ale już finał opowiadania niekoniecznie mnie zachwycił. Żałuję, że nie dostaliśmy choć fragmentów z książki Maliny i wszystko było opisane tak "po łebkach". Mimo wszystko to opowiadanie plasuje się na drugim miejscu w moim osobistym rankingu.
"Dopóki mu się ucho nie urwie" skupi się przede wszystkim na postaci Ruty, choć swoje perspektywy dostają też Aronia i Malina. Opowiadanie w całości oceniam jako w porządku i podobały mi się szczególnie pierwsze konfrontacje Aronii i agentów CBŚ, ale rozwiązanie tajemnicy narkotykowej znałam praktycznie od początku, a opowiadanie się ciągnęło i ciągnęło. Kolejne sceny nie wnosiły praktycznie nic, a Ruta przez większość czasu mnie nudziła. Odetchnęłam więc z ulgą, kiedy w końcu doszliśmy do wielkiego finału i zostawiłam opowiadanie za sobą.
"Ostateczne porachunki" to opowiadanie o Narcyzie i Harpiach oraz rozliczeniach z przeszłością. Jakoś nigdy nie byłam fanką Narcyzy i pozostałych krwiożerczych staruszek, ale opowiadanie czytało się w porządku. W końcu każda z nich dostała swoje pięć minut i przestały mi się zlewać w jedną całość. Nie jest to jednak moim zdaniem opowiadanie wybitne, a raczej tylko w porządku.
Ostatnie opowiadanie najmniej mi podeszło i jest to "Ruja i porubstwo". Główną bohaterką jest Liliana i dość spora ilość penisów. No, już pewnie wiecie, czemu przy lekturze raczej się krzywiłam zamiast śmiać, choć sama koncepcja opowiadania wcale nie była taka najgorsza. Na szczęście przynajmniej jest to najkrótsze opowiadanie ze zbioru, ale nie zostawiło mi dobrych wrażeń końcowych.
Książka zawiera też ilustracje pani Magdaleny Babińskiej, które jak zwykle wypadają nieźle i są miłym dodatkiem. Moim faworytem z nich jest Grześ z kotami. Czysta uroczość.
Końcowo przy opowiadaniach bawiłam się raczej nieźle. Nadal są momentami zabawne i lekkie, więc dobre na wieczór po ciężkim dniu, ale pierwszy tom zdecydowanie bardziej przypadł mi do gustu. Może forma już troszkę mnie znudziła, bo większość opowiadań w gruncie rzeczy jest do siebie podobna i zabrakło odrobiny świeżości i mniej przewidywalnej akcji. Mimo wszystko zbiór polecam waszej uwadze!
Recenzję pierwszego tomu Koźlaczek znajdziecie tutaj:
Komentarze
Prześlij komentarz