Recenzja książki "Szamański Blues" autorstwa A. Jadowskiej

     Jak wiecie, do książek pani Anety Jadowskiej mam dość ambiwalentny stosunek. Z jednej strony raczej opowiadania oraz Malina mi się podobają, ale z drugiej w Dorę bym rzuciła kamieniem i to nie jednym. Jak więc spodobała mi się pierwsza książka z "Cyklu Szamańskiego", czyli "Szamański Blues"?



    Opis od wydawcy:

    Piotr Duszyński zwany Witkacym ma pełne ręce roboty. Etat w policji to zaledwie część jego życia zawodowego – po godzinach jako świeżo upieczony szaman gra duchom kołysanki i przeprowadza je na drugą stronę. Niektóre idą chętnie, zmęczone ziemską egzystencją, inne przeciwnie – wszczynają awantury, z którymi może sobie poradzić tylko szaman, bo nawet jego policyjna partnerka, Dora Wilk, duchów zwyczajnie nie widzi…

    Chwiejną równowagą kryminalno-magicznej codzienności Witkaca wstrząśnie wizyta jego dawnej miłości, niewidzianej od lat. Konstancja ma kłopoty, z którymi nie może się zgłosić do nikogo poza niegdysiejszym ukochanym.

    Jak sobie radzić z chaosem, życiem i śmiercią? Jak przekupić duchy śliwowicą i skłonić je do zwierzeń? Jak wychować starożytnego ducha opiekuńczego, by respektował granice – łóżka i lodówki? Jak się odnaleźć w najtrudniejszej z ról?

    Umiarkowany optymista, Witkacy, zaprasza na pełną ironii opowieść o duchach, miłości i zbrodni!


    Zacznę od tego, co zdecydowanie mnie zaskoczyło - książka to tak naprawdę dwa opowiadania, które kontynuują swoje wątki poboczne. Nie miałam o tym pojęcie i nastawiałam się raczej na całościową historię, więc nieźle zaczęłam unosić brwi, kiedy w połowie książki praktycznie wszystkie wątki zostały rozwiązane. Cóż, chwilę później dowiedziałam się, czemu. Mamy więc tutaj "Szamański Blues" oraz "Bossa Nova dla szamana".

    Z tych dwóch opowiadań z pierwszego bardziej przypadł mi do gustu główny wątek kryminalny, który był prowadzony tak, że można było samemu próbować rozwiązać zagadkę. W drugim opowiadaniu niestety rozwiązanie podane jest na tacy. Za to wątki poboczne w pierwszym opowiadaniu były męczące, a w drugim wypadają zdecydowanie lepiej i są mniej nachalne.


    Jednak niestety to, na co narzekałam najbardziej w Dorze - seksualizacja postaci - tutaj też się pojawia. Najpierw Witkacy co chwilę fantazjuje o swojej byłej, a potem dostajemy postać Sępa. Jak to pierwsze jeszcze dało się jakoś przeżyć, bo jest robione dużo bardziej stonowanie i dyskretniej niż w serii o Dorze, to na postać Sępa strzeliłam ręką w czoło. Zachowuje się idealnie jak taki substytut Baala, bo przecież w każdej książce z tego uniwersum musi być postać, która chce bzykać wszystko i wszystkich. Naprawdę przeraża mnie to podejście.


    Witkacy jest całkiem interesującą postacią, chociaż nie zżyłam się z nim jakoś jeszcze bardzo. Dużo bardziej go lubiłam w innych seriach, kiedy narracja nie była prowadzona z jego głowy. Za to pokazanie Dory było nawet okej, chociaż trochę przyszła, zabiła kogo trzeba i poszła. Wypada zdecydowanie lepiej, kiedy nie wchodzimy jej w myśli i kiedy faktycznie nie radzi sobie ze wszystkim sama, bo ma tysiąc supermocy i supergenów.


    Zwroty akcji popsułam sobie trochę sama, czytając wcześniej opowiadania. Wiedziałam więc od razu, kim na przykład jest Kurczaczek. Odebrało to trochę zabawy podczas lektury, ale nie też na tyle, żebym się nudziła.


    Trochę zaskoczyło mnie pojawienie się błędów logicznych, bo ich raczej autorka do tej pory się ustrzegała. W pierwszym opowiadaniu Witkacy twierdzi, że nie mogą jechać jego samochodem, bo jego prawo jazdy znajduje się w szufladzie na posterunku. W następnym już bez problemu autem jeździ, a między opowiadaniami nie minął nawet dzień. Tak samo najpierw wspomina, że Dora dość szybko połączyła kropki związane z jego przeszłością, a potem dopiero z nią rozmawia przez telefon i jej tłumaczy, a ona jest szczerze zdziwiona i nic nie wiedziała wcześniej. Sporo nieścisłości pojawia się też w połączeniu z komiksem o Witkacym, ale nie jestem pewna, czy komiks traktowany jest jako część uniwersum czy wariacja na temat. Zabrakło też reserchu przy opisywaniu "sali noworodków" oraz zachowaniu noworodków.


    Podsumowując, "Szamański Blues" czytało mi się dość dobrze. Nie jest może wybitną lekturą, ale na tyle dobrą, żebym mimo potknięć nieźle się przy niej bawiła. No i na pewno w moim rankingu znajduje się dużo wyżej niż seria o Dorze, chociaż powiela niektóre jej wady. Na pewno kiedyś sięgnę po kolejne dwie książki z trylogii.

Komentarze

Popularne posty