Recenzja książki „Inne nieba”
„— Zła wcale nie jest więcej. Tylko bardziej je widać. Bo niszczy, burzy, poniża, trzeba się przed nim bronić. Dobro jest…
— Zwyczajne.”
Antologie zawsze są trudne do ocenienia jako całość, szczególnie jeśli opowiadania w nich należą do różnych autorów. Wtedy istnieje znacznie większa możliwość znaczących różnic w poziomie poszczególnych tekstów, przez co trafienie na naprawdę dobrą antologię bywa trudne. Po ostatnim niewypale nie byłam pewna, czy chcę sięgać po kolejny zbiór opowiadań. Uznałam jednak, że spróbuję jeszcze ten jeden raz, bo „Inne nieba” napisane zostały, m.in. przez kilka autorek, z których książkami mam bardzo pozytywne wspomnienia.
AUTOR: Ewa Białołęcka, Krystyna Chodorowska, Agnieszka Hałas, Anna Hrycyszyn, Aneta Jadowska, Aleksandra Janusz, Anna Kańtoch, Magdalena Kubasiewicz, Anna Nieznaj, Martyna Raduchowska, Milena Wójtowicz, Aleksandra Zielińska
WYDAWNICTWO: Wydawnictwo Sine Qua Non (SQN)
LICZBA STRON: 487
ROK WYDANIA: 2022
GATUNEK: fantasy, science fiction
„Dwanaście utalentowanych polskich autorek SF i fantasy oraz ceniony współczesny artysta, autor niepokojących, sugestywnych obrazów. Dwanaście opowieści, dwanaście poruszających prac. Niezliczone emocje, trudne dylematy i fascynujący bohaterowie żyjący pod niebami innymi niż nasze.
Aneta Jadowska pisze o tym, że wiedźmy i potwory też mają swoje historie miłosne, a pradawna klątwa, pierwotna magia i mnóstwo uporu to czasami recepta na happy end.
Anna Kańtoch porusza temat pandemii i zadaje pytania o źródło szaleństwa.
Agnieszka Hałas zabiera czytelnika do krainy, gdzie płynie bezcenne żywomleko, a zło tkwi nie tyle w tajemniczym Potworze, ile w ludziach.
Opowieść Krystyny Chodorowskiej stanowi zapis trudów życia w dalekiej osadzie i ucieczki przed nimi do zwierzęcego świata.
Anna Nieznaj przedstawia dawną Rosję, gdzie panuje przedwieczne, niebezpieczne bóstwo.
Ewa Białołęcka zabiera nas do krainy olbrzyma, któremu co roku składana jest ofiara.
Z kolei Anna Hrycyszyn odmalowuje planetę, gdzie panuje sielski spokój… do czasu.
Magdalena Kubasiewicz tworzy sugestywny zapis podróży młodej dziennikarki, której straceńczy kierunek za wszelką cenę musi zostać zmieniony.
W postapokaliptycznym świecie Aleksandry Zielińskiej rządzą leśni bogowie i przedziwne zwierzęta. Wszystko się zmienia, gdy granicę zony przekraczają żołnierze.
Główną bohaterką opowiadania Mileny Wójtowicz jest dziewczynka, która w czasach polowań na czarownice traci matkę i postanawia się zaprzyjaźnić z budzącym powszechny strach pół człowiekiem, pół wilkiem.
Aleksandra Janusz kreuje wizję toczonej przez wojnę Ukrainy, do której zdezerterował neosowiecki android.
Martyna Raduchowska przedstawia podwodny świat syren, które są bezwzględnie zabijane przez ludzi i bynajmniej nie pozostają dłużne.
Odległe krainy. Odmienne emocje. Inne nieba.”
„Inne nieba” to antologia zainspirowana pracami Jakuba Różalskiego, niepokojąca i nęcąca zarazem przepięknym, mrocznym wydaniem. Ta książka jest tak śliczna, że już samo to kusi, by postawić ją na półce. Ja niestety czytałam e-booka, ale mam zamiar kupić egzemplarz papierowy tego cuda.
W środku znaleźć możemy prace artysty z podpisami opowiadań, które zostały nimi zainspirowane, potem za to same historie, z czego wszystkie są co najmniej bardzo dobre.
Zbiór otwiera „Córka lasu. Druga część Tryptyku tatarskiego” Anety Jadowskiej. I nie byłam pewna, jak polubię się z tą historią, bo z jednej strony ani Jadowska ma na swoim koncie dużo naprawdę dobrych historii, w tym przede wszystkich opowiadań. Z drugiej jednak… cóż, nie jestem fanką niektórych jej książek. Okazało się jednak, że „Córka lasu” to świetne opowiadanie, nieco mroczne, pełne magii i ludowych wierzeń ze słowiańskim klimatem. W dodatku naprawdę zabawne, głównie za sprawą głównej bohaterki, której trudno nie polubić. Dziewczyna nie daje sobie w kaszę dmuchać i z uśmiechem czytałam, jak postanawia wziąć los w swoje ręce, szczególnie gdy rozmawiała ze swoim ukochanym.
Potem czytelnik może zapoznać się ze „Współlokatorem” Anny Kańtoch, który również jest ciekawym opowiadaniem, osadzonym w zbyt dobrze nam znanej, pandemicznej rzeczywistości. Tu dla odmiany niezbyt polubiłam się z bohaterką, która sprawiała wrażenie nieco nieogarniętej życiowo osoby, z jakiegoś powodu niesamowicie skupiającej się na tym, że wciąż pozostaje dziewicą. I o ile to pierwsze dało się łatwo wyjaśnić traumą po tragicznej śmierci bliskiej osoby, to w pewnym momencie miałam dość martwienia się Agaty tym, że z nikim jeszcze nigdy się nie przespała. Bohaterka była w tym przynajmniej konsekwentna i rozumiem, że pozostawało to dla niej ważną sprawą, jednak subiektywnie czułam się momentami trochę zirytowana. Sama historia jest jednak ciekawa, na początku nieoczywista, z interesującym motywem kryminalnym. Czytało się ją naprawdę szybko i, chociaż nie została moją ulubioną, nie jestem też do niej nastawiona negatywnie.
„Vintagianka w Kosmosie” Anny Hrycyszyn to historia z początku sielska, z każdą jednak stroną nabierająca mroku. Jedynym moim zarzutem co do niej pozostaje to, że jest za krótka, bo cały świat w niej przedstawiony naprawdę mnie zainteresował. Nie mamy tu też magii, a klimaty science fiction. Historia ma w sobie niesamowity klimat, szczególnie w ostatnich zdaniach, które bardzo mi się spodobały. Przypadł mi też do gustu fakt, że nie od razu powiedziano nam, kim jest Artur.
„Stopa Słonia” Aleksandry Zielińskiej jest intrygującą historią, podczas czytania której czytelnik ma więcej pytań niż odpowiedzi. Mamy tu do czynienia z ciekawym, nieco nietypowym stylem, który niekoniecznie każdemu przypadnie do gustu, ale coś w sobie ma. Ja sama byłam na przemian zauroczona i zmęczona, jednak i tak opowiadanie wspominam miło. Jest bardzo niepokojące i magiczne w pewien niezwykły sposób.
Potem czytelnik natyka się na „Serce Katieńki” Anny Nieznaj, opowiadanie w klimatach mroźnej, rosyjskiej zimy, przywodzące na myśl początek XX wieku, może koniec XIX. I chociaż nie przychodzi mi na myśl jako pierwsze, gdy myślę o “Innych niebach”, doskonale pamiętam treść do tej pory. Fabuła ma w sobie pewną przyjemną klasyczność i przynoszący satysfakcję koniec. Klimat spowitych śniegiem rosyjskich lasów i porzuconej cerkwi, wśród których staje się zadość sprawiedliwości, sprawia, że nie da się nie polubić tej historii chociaż odrobinę.
„Ulinka” Mileny Wójtowicz wciąż pozwala poczuć czytelnikowi rosyjską magię, jednak wyróżnia się bardzo tym, że napisane jest z perspektywy dziecka. To nadaje całości pewnego uroku, chociaż całość, tak jak poprzednie opowiadania, ma w sobie sporo mroku. Mimo to otwarty koniec pozostawia odrobinę nadziei i można go nazwać raczej pozytywnym. Zabijanie czarownic, ludzie w wiosce, odrobina magii potrzebnej do przeżycia oraz śmiertelnie niebezpieczny wilk – to wszystko tworzy niesamowity, pełen mroku świat, który wydaje się w pewien sposób znajomy i mimo okrucieństwa urokliwy.
Dezerterka” Aleksandry Janusz to chyba mój ulubiony tekst. Science fiction opowiadające alternatywną historię wojny w Ukrainie, gdzie występują chociażby androidy. Główna bohaterka, mechaniczka Nina, podczas rodzinnego grzybobrania odnajduje śmiertelnie niebezpiecznego robota zwanego Terminatorem, maszynę stworzoną jedynie do zabijania. Mordercza machina niespodziewanie jednak przemawia i się poddaje. Lena, bo tak ma na imię dezerterka z wrogiego wojska, chce tylko uciec jak najdalej od wojny, by nie stać się bezmyślną bronią używaną tylko do zabijania. Jestem absolutnie zauroczona tą melancholijną, dość uroczą historią o ponurym, choć dającym odrobinę nadziei zakończeniem. Lena o osobowości miłej nastolatki, ucząca się żyć wśród ludzi, mieszkańcy wioski, którzy z czasem zaczynają traktować ją jak jedną z nich, wuj Żenia z wywołaną traumatycznymi wydarzeniami nienawiścią do wrogich androidów – to wszystko wypada niesamowicie naturalnie. Bardzo też podobają mi się szczegóły dotyczące uzbrojenia, pancerzy czy też tego, dlaczego protez nie można połączyć skutecznie raz na zawsze z ciałem człowieka. Bardzo lubię tę historię, jest klimatyczna, jednocześnie słodka i ponura, z wyraźnym wojennym klimatem.
„Potwór i nić” Agnieszki Hałas to połączenie magii i science fiction z widoczną inspiracją mitem o Minotaurze. Nie zachwyciło mnie jakoś mocno, chociaż jest ciekawą historią, a same wątki Potwora, śpiewaków oszukujących go swoimi pieśniami, podbicie jednego ludu przez drugi są naprawdę fajne. Dostajemy tu też sporo tła i wyjaśnień, przez które nie idzie się pugubić.
„Na skrzydłach sztormu” Martyny Raduchowskiej to chyba jedno z najdziwniejszych opowiadań w zbiorze. Przenosi nas też w zupełnie inne klimaty, bo na skaliste wybrzeże, gdzie fale wzburzonego morza walą o brzeg, a bezlitosne sztormy potrafią zniszczyć nawet najsolidniejszy drakkar. Co gorsze, w bezkresnej toni kryją się śmiertelnie niebezpieczne syreny, które słodkim głosem wabią ludzi tylko po to, by ich zabić.
Lorelei, jedna z głównych bohaterek historii, to harpunniczka, która zabija syreny. Jest wyjątkowa – połowę jej duszy zabrało morze. Marielle to syrena. I chociaż nienawidzą się z całego serca nawet wtedy, gdy jeszcze się nie znają, łączy je wspólny cel. Muszą odkryć, kto tworzy sztormy śmiertelne zarówno dla ludzi, jak i mieszkańców głębin. Historia skojarzyć się może nieco z baśnią o małej syrence. Mamy tu morską wiedźmę, która, jak się okazuje, kryje w sobie pewną smutną tajemnicę, historię o miłości syreny i księcia… Historia jest świetna, pełna wartkiej akcji, z pięknie zarysowanym światem i lekkimi plot twistami. Szczególnie podobał mi się koniec i to, że zarówno syreny, jak i ludzie mają skłonności do romantyzmu, podczas gdy prawdziwe historie często są go pozbawione. Czuję się zauroczona wręcz tym opowiadaniem i było mi szkoda, gdy skończyłam je czytać.
Potem czytelnik ma możliwość poczytania o czasach pierwszych, mieszkających wśród lodu i śniegu ludzi w „Dla wilka strzecha” Krystyny Chodorowskiej. Główna bohaterka to kobieta samotna, która musi pogodzić polowania z opieką nad małym dzieckiem. Bardzo podobały mi się nakreślone realia społeczności, w której żyła, ich kultury i tradycji, a także wątek szamanizmu. Trudno nie polubić głównej postaci, która walczy o przeżycie swoje i syna tak, jak tylko może, nawet łamiąc tym samym wiele zasad. Podoba mi się też jej dzikość oraz połączenie z wilczycą – drugą samotną matką chroniącą za wszelką cenę swoje potomstwo. Końcówka również wypada świetnie.
„Mówczyni Metalu” Magdaleny Kubasiewicz przenosi nas w czasy bardziej współczesne, z nutą steampunku. Mamy tu ciekawe połączenie, bo w historii przewijają się opisy prasowe zdjęć oraz fragmenty czegoś, co uznać można za wywiad. Mamy tu lot pierwszego latającego statku, fascynującą postać Mówczyni Metalu, potężnej i posiadającej ciekawą moc, a także całkiem przyjemną główną bohaterkę, młodą dziennikarkę marzącą o tym, by jej artykuł zrobił furorę. Z czasem jednak okazuje się, że ciekawość może być przekleństwem, a lot statku kryje w sobie więcej niebezpiecznych tajemnic, niż mogłoby się wydawać. Do tego niepewność, z jaką zostawia nas końcówka opowiadania, rozwiana tylko częściowo przez notkę pod zdjęciem, wypada świetnie. Ogólnie jest to chyba drugie moje ulubione opowiadanie, może właśnie przez ten steampunkowy klimat połączony z odrobiną magii i tajemnicy oraz działaniami w gruncie rzeczy politycznymi.
Ostatnim opowiadaniem jest „Joik dla olbrzyma”, stosunkowo krótka historia w mroźnych, lapońskich klimatach, zainspirowane częściowo ludowymi bajkami. Tutaj też główną bohaterką okazuje się mała dziewczynka, która decyduje się złamać zakaz i wymknąć z wioski, by obserwować, jak jej dziadek będący szamanem składa ofiarę olbrzymowi. Nasza bohaterka konfrontuje się z prawdą na temat podziwianego przez nią krewnego i odkrywa w sobie pewne zdolności. Całość, choć krótka, jest bardzo przyjemna i dobrze napisana, zawiera w sobie wszystko, co niezbędne. Raczej nie zapadnie mi w pamięć na jakoś długo, ale podobało mi się i będę je miło wspominać.
„Inne nieba” to świetna antologia dwunastu opowiadań, wśród których każdy powinien znaleźć coś dla siebie, o ile tylko lubi klimaty magii i mroku. Polecam z całego serca, bo bawiłam się naprawdę dobrze podczas czytania, a w środku nie ma ani jednej złej historii.
Komentarze
Prześlij komentarz