Recenzja książki "Kroniki belorskie" autorstwa O. Gromyko

     Seria "Kroniki belorskie" autorstwa Olgi Gromyko była jedną z serii książkowych, które zaplanowałam sobie do skończenia w tym roku. Z rozpędu po świetnych "Wiernych wrogach" sięgnęłam po opowiadania zamieszczone w książce o tym samym tytule co cały cykl. Zwykle nie robię sobie przerw i nie zaczynam innych książek w trakcie czytania innych, ale przy zbiorach opowiadań i antologiach czasem mi się to zdarza, więc lektura "Kronik" rozciągnęła mi się na pół stycznia. 



    Opis od wydawcy:

    Prawdziwa gratka dla wszystkich tęskniących do przygód ze świata Belorii! Po raz pierwszy w Polsce, wyjątkowe Kroniki belorskie, w których spotkamy się ze starymi przyjaciółmi, poznamy nowych niesamowitych bohaterów i przeżywać będziemy kolejne niezwykłe przygody.

    Rozległe są ziemie Belorii i zawsze jest na nich miejsce na wielkie czary! Albo chociaż wesoła opowieść. Czy warto wierzyć w horoskopy? Czy aby na pewno niemowlęta są nieszkodliwe? Czy można komuś sprzedać pomyślny los? Na jaką przynętę łapie się nekromantów? Jak pozbyć się konkurencji? Co jest silniejsze: magia, wiara czy dębowa laga? Jeśli chcecie otrzymać odpowiedzi na te i inne pytania, oraz spotkać się ze starymi przyjaciółmi i poznać nowych, to jest książka dla was!

    To ostatni tom cyklu belorskiego! Ostatnia szansa na spotkanie z całą plejada waszych ulubionych bohaterów, wyruszenie w niezapomniany świat przygód i humoru, który gwarantuje proza Olgi Gromyko.


    Jak zwykle przy zbiorach opowiadań, pochylę się po kolei nad każdą z historii. Większość jest naprawdę króciutka i tylko dwa opowiadania można nazwać jakąś rozbudowaną historią, ale przeskoki "długościowe" u pani Gromyko są raczej standardem w zbiorach.


    "Gwiazdy są w porządku" to humorystyczne opowiadanie, które otwiera zbiór. Mamy tutaj do czynienia z odrobinę fałszywą wróżbą, która popycha rycerza do bohaterskich czynów i kończy się drobnym zwrotem akcji. Nie jest wybitne i pewnie dość szybko wyprę je z pamięci, ale czytało się je całkiem w porządku.


    "Nie dla kronik" jest absolutnie przeurocze. Spotykamy tutaj maga, który ratuje wampira, żeby pomógł dostarczyć mu malutkie wampirzątko do pobratymców. Oczywiście obaj panowie nieszczególnie znają się na opiece nad niemowlakiem, więc podróż to wręcz droga przez mękę. Humor Gromyko jest w tym opowiadaniu na najwyższym poziomie, a jednocześnie między postaciami dostajemy dobrą dynamikę i z zainteresowanie śledziłam rozwój ich relacji. I mimo że jest humorystycznie, to pod tym wszystkim kryje się też sporo powagi sytuacji.

  

    Kolejne opowiadanie, czyli "Supełek na szczęście", jest jednym z tych, które podobały mi się najmniej. Mamy co prawda ciekawy zwrot akcji na koniec i dość mroczne momentami opisy, ale cała historia jest prościutka i moim zdaniem zbyt rozciągnięta. Tylko końcówka i wyjawienie w niej tożsamości jednej postaci, je ratuje w moich oczach.

 

    "Jeden do dwóch" skupia się na centaurze, który zmienił się w człowieka, z czego nieszczególnie jest zadowolony, oraz o pewnej księżniczce z zamiłowaniem do dość osobliwych obrazów. I jak same postacie polubiłam, kilka motywów było ciekawych i cieszyłam się z powrotu Weresa, to opowiadanie wstępnie mnie nie porwało. Zyskało w moich oczach dopiero po przeczytaniu całości zbiory, bo masa w nich nawiązań do innych historii.


    I w końcu wróciliśmy do Szeleny i Weresa na poważnie w opowiadaniu "Wnyki na nekromantę". Po poprzedniej książce z cyklu chciałam poznać ich dalsze losy i mimo że opowiadanie nie jest tak dobre, jak cali "Wierni wrogowie", to cieszę się, że dostało w porównaniu do innych naprawdę sporo miejsca. Sceny, w których Weres próbuje się zmierzyć z obowiązkiem rodzicielskim są cudowne, a i przez całe opowiadanie towarzyszy nam sporo humoru, choć bije też z niego pewna powaga. Zdecydowanie jedno z moich ulubionych ze zbioru.


    "Nic osobistego" to prościutka i krótka historia, w której wracamy do podrośniętej już Wirry z "Wiernych wrogów". I mimo jej prostoty, jest napisana bardzo dobrze humorystycznie i świetnie się w trakcie lektury bawiłam.


    Kolejnym przede wszystkim humorystycznym opowiadaniem jest "Sprawy boskie", gdzie poznajemy nowicjusza w świątyni, który podczas spotkania ze złem wcielonym - magiem bojowym - musi troszkę zweryfikować swoje poglądy. Całość kończy się fajnym zwrotem akcji i będę wspominać ją z uśmiechem.


    "Morówka i trójka magów" to kolejne przede wszystkim humorystyczna historia. Niektóre aluzje do poziomu nauczania w placówce magicznej były cudowne i absolutnie uwielbiam kreację Katissy w tym opowiadaniu. Trochę mniejszą sympatią darzę naszych głównych bohaterów, ale i tak podczas czytania bawiłam się bardzo dobrze.


    W opowiadaniu "Niezrównana moc sztuki" wracamy do znanej nam już księżniczki-malarki, która radzi sobie z kłopotami w dość nietypowy sposób. Całość pewnie dość szybko zapomnę, ale podobał mi się niekonwencjonalny sposób podejścia do tematu kobiety w tarapatach oraz przedstawienie problemów artysty i jego modeli.


    "Proroctwa i inne takie" to zamykające opowiadanie i najbardziej obszerne. Zapewne w odrobinę bardziej rozbudowanej postaci mogłoby się ukazać jako samodzielna książka. I dzięki temu, że mamy miejsce i niektóre rozwiązania fabularne mają czas wybrzmieć, uważam je za najlepsze z całości. Na początku lekko się zaniepokoiłam, bo z obszernym opowiadaniem końcowym z "Wiedźmich opowieści" mam średnio przyjemne wspomnienia, ale dość szybko mnie pochłonęło i ma absolutnie cudownego młodego Dara. Całość jest pełna akcji, humoru oraz nawiązań i bawiłam się podczas lektury świetnie.


    Podsumowując, opowiadania w zbiorze są raczej solidne, choć nie wszystkie mnie porwały, to przy części bawiłam się znakomicie i zdecydowanie polecam "Kroniki belorskie" waszej uwadze. Mam wrażenie, że będę za Belorią tęsknić.


    Inne recenzje poprzednich poszczególnych części cyklu znajdziecie tutaj:

    Recenzje innych książek autorki:

Komentarze

Popularne posty