Recenzja książki „Rok Szczura. Wędrowniczka”

 „Okazuje się, że zabijanie jest bardzo proste. I szybkie. Jeden ruch kosy, jeden cios nogą. Kiedy całym wyborem jest to, czy ty zabijesz, czy ciebie zabiją. Kiedy nie masz czasu zastanawiać się, kto jest bardziej godzien życia”

Minęło już trochę czasu od mojej recenzji pierwszego tomu serii „Rok Szczura” autorstwa Olgi Gromyko, ale w końcu zabrałam się za drugą część i ukończyłam ją w kilka godzin, choć książka ma ponad czterysta stron, a takie zazwyczaj zajmują mi kilka dni. Jest to prawdopodobnie spowodowane tym, jak szybko i lekko czyta się tę historię, która w końcu nabiera tempa.



AUTOR: Olga Gromyko

TYTUŁ ORYGINAŁU: Год крысы. Путница

WYDAWNICTWO: Papierowy Księżyc 

LICZBA STRON: 450

ROK WYDANIA: 2015

GATUNEK: fantasy

Rok Szczura. Wędrowniczka to niecierpliwie wyczekiwany przez czytelników drugi tom trylogii Rok Szczura – bestsellerowej sagi, która opowiada losy Ryski – wiejskiej dziewczyny wykazującej pewne zdolności jasnowidzenia, której w pełnej przygód wędrówce towarzyszą: jej przyjaciel z dzieciństwa Żar – złodziejaszek oraz znaleziony na drodze szczur Alk – który właściwie szczurem nie jest.

Po raz kolejny Olga Gromyko – bestsellerowa autorka „Wiernych wrogów” i serii o przygodach wiedźmy Wolhy gwarantuje niezapomnianą dawkę fantastycznej przygody z dużą dozą humoru, tak cenioną przez jej licznych fanów.

Ledwo co parę tygodni temu Ryska była zwykłą wiejską dziewczyną, którą od rówieśniczek odróżniały wyłącznie zdolności widzącej, czyli umiejętność dokonania najlepszego wyboru.

A teraz tuła się po drogach i wsiach w towarzystwie Żara, młodego złodziejaszka – przyjaciela z dzieciństwa i Alka – gadającego szczura, którego największym życzeniem jest zmienić się z powrotem w człowieka.

I wszystko byłoby dobrze (a przynajmniej względnie dobrze) gdyby nie to, że dokonane dawno temu wybory często miewają nie do końca spodziewane a równocześnie daleko idące konsekwencje.”

 

 „Bo przecież na wojnę się odchodzi jako przyszły bohater, niezależnie od tego, czy zginiesz, czy wrócisz zwycięsko. Ale i tak będziesz pewny, że postępujesz właściwie. Będziesz wiedział, że ktoś na ciebie czeka, wierzy w ciebie. No i zawsze masz cel: obronić swoją rodzinę, dom, ogródek i kałużę pod chlewem”


Poprzedni tom, jak już wspomniałam, był tak naprawdę wstępem, a w tym akcja rozwija się znacznie bardziej. Bohaterowie ruszają w podróż, by odebrać obiecane im przez Alka pieniądze, ale okazuje się to nie być takie proste. Nie tylko dlatego, że sama gromadka ma niezwykłe zdolności do pakowania się w kłopoty wszelkiego rodzaju, ale i ich śladem nieprzerwanie podąża na wpół szalony Wędrowiec, którego Świecą był kiedyś Sawrianin. Do tego cała trójka głównych bohaterów co rusz trafia na starego mistrza Alka, którego prawdziwych zamiarów nie sposób odszyfrować. Jakby tego wszystkiego było mało, w lepkie ręce Żara trafia przedmiot, dla którego zdobycia nie zawahano się nawet zabić królewskiego (a raczej tsarskiego) gońca. W dodatku gdzieś w tle słychać już wojenne bębny, ponieważ tsar pragnie podbić Sawrię i zrównać ją z ziemią. 

W tej części historia nieco nam się rozwidla i poza głównym wątkiem dotyczącym Ryski, Żara i Alka, dostajemy też perspektywę kilku mieszkańców gospodarstwa, z którego uciekła dziewczyna. Dwaj robotnicy, Cyka i Mikh, a także ojczym naszej głównej bohaterki, ruszają z tsarskiego rozkazu podobno naprawiać posterunek, który stoi w ruinie. Cała sprawa okazuje się jednak znacznie bardziej zagmatwana i zdecydowanie nie podoba się mężczyznom. Szczególnie Mikhowi, który był niegdyś najemnikiem i dobrze wie, że sekwencji walk, których ich uczą, nie używa się do obrony domu, a wtedy, gdy stoi się w pierwszym szeregu wojska. 

Mimo że dzieje się znacznie więcej, niż w pierwszej części, fabuła nie pędzi jakoś specjalnie, a wszystkie wydarzenia mają przyczynę i skutek. Mało tego, wydaje się, że pod koniec głównym bohaterom udało się w końcu jakoś osiąść na stałe w pewnym miejscu. Ale czy by na pewno? 

 

„Bo tak naprawdę człowiek zawsze próbuje pozbyć się problemów, których nie jest w stanie rozwiązać, a nie życia”

 

W tej części ponownie da się też odczuć, jak wielkie umiejętności autorka ma w tworzeniu bohaterów. Ryska, którą poznajemy jako zahukaną dziewczynę, zyskuje nieco pewności siebie i w końcu rozwija skrzydła, choć nadal nie traci swojej delikatności i naiwności. Mimo to potrafi utrzymać w ryzach towarzyszy i bez problemu odnajduje się w samodzielnym zarządzaniu majątkiem. Zdecydowanie widać w niej zmiany, którymi sama jest zresztą momentami zaskoczona. Z kolei Żar nie ewoluuje zbytnio, zostaje za to nieco rozwinięty, co wychodzi zdecydowanie na plus.

Największe zmiany zachodzą w postaci Alka. Och, nie zrozumcie mnie źle, momentami nadal ma się ochotę mocno go zdzielić, ale Sawrianinowi zdarza się częściej okazywać ludzkie odruchy i być mniej złośliwym. Dodatkowo w tej części mocniej widać, że tak naprawdę jest jeszcze młody. Nie tylko momentami zachowuje się jak nastolatek, a w tekście kilka razy pojawia się w jego przypadku określenie „chłopięcy”, ale i niektóre wybory, których musi dokonać, bardzo na niego wpływają. Nie mogę przejść na przykład obojętnie obok tego, jak doskonale autorka ukazała jego uczucia po walce z rozbójnikami. Zrobiła to w sposób, którego niestety często brakuje mi w młodzieżowym fantasy. Ale o tym jeszcze za chwilę. Cała ta lekka młodzieńczość wychodzi Alkowi na dobre, bo widać w nim prawdziwego człowieka, a nie postać, której jedynym zadaniem ma być złośliwość i pomaganie reszcie bohaterów. Przy tym jednak na szczęście nie traci on swojego wrednego charakteru i otoczki wyższości. W tym tomie Gromyko zdradza nieco więcej na temat jego przeszłości, a wiedza ta pozwala z kolei doskonale zrozumieć, czemu jest on tak oschły i rozgoryczony. Także jego walka z próbującym ogarnąć go szaleństwem została przedstawiona bardzo realistycznie i sprawia, że momentami zaczyna się może nie współczuć mu, ale z pewnością rozumieć.

Ważną postacią wydaje się też być powracający do głównych bohaterów niczym bumerang stary mistrz Alka. Jego motywy są tak naprawdę nieznane, chociaż zdaje się on pomagać bohaterom i z jakiegoś powodu naprawdę troszczyć się o byłego ucznia. Sawrianin z kolei wręcz go nienawidzi, zresztą nie bez powodu. Mimo to mężczyzna uczepił się ich jak przysłowiowy rzep psiego ogona i, muszę przyznać, mimo wszystko nawet go lubię. Widać w nim postać mentorską, nawet jeśli nie zawsze ma rację, o czym otwarcie mówi mu Ryska. Chociaż zgłosił się na ochotnika do zabicia Alka, nie próbuje tego robić, wręcz przeciwnie. 

 Na koniec dodam też, że całkiem sympatyczne wrażenie zrobił najemnik Siwa. Okazuje się, że czasem, by zdobyć przyjaciela, trzeba go najpierw mocno sponiewierać i wywalić z karczmy wprost do błota, a potem wybrać się z nim na polowanie na „żywe trupy. Cóż, nawet mnie to nie dziwi.


„To nieprawda, że wszystkie wojny prowadzone są dla pieniędzy. Zemsta to też niezły powód”


Mamy tu do czynienia ze świetnym stylem autorki, który sprawia, że przez książkę się wręcz płynie. Gromyko jednak w końcu pokazuje to, w czym jest wręcz genialna – typowy dla jej twórczości humor, wywołany przede wszystkim dyskusjami bohaterów przewija się z poważnymi, klimatycznymi scenami, które przypominają, że świat w tej historii wbrew pozorom nie jest czysty i kolorowy. Szczególnie pozytywnym zaskoczeniem jest wątek walki w lesie i tego, co czuli w związku z nią bohaterowie. Wyjątkowo mocny nacisk autorka położyła na emocje Alka, który jako jedyny wtedy walczył, chociaż przez większość czasu wydarzenia oglądamy oczami Ryski. Wyszło niesamowicie, a ponury klimat ciągnął się jeszcze przez jakiś czas, a widmo śmierci nie opuściło bohaterów przez długi okres. Pojawia się też tutaj pewne zaskoczenie dotyczące naszego Sawrianina, ale nie będę zdradzać, o co chodzi, by nie popsuć nikomu czytania. Sprawiło tylko ono, że poczułam się, jakbym dostała workiem mąki w brzuch – na szczęście pozytywnie. 

Poważny klimat mają również wstawki dotyczące mieszkańców wieski, którzy wyruszyli do „naprawy posterunku. Przez nie oraz kilka wtrąceń w pozostałych rozdziałach, składających się tak naprawdę z pojedynczych zdań, odczuwa się niepokój. Po prostu wiadomo, że coś nadchodzi, ale co dokładnie? Jak zmieni się życie bohaterów? Tego już autorka nie zdradza, pozostawiając nas w oczekiwaniu. 

Ogólnie widać tu, że Gromyko ma naprawdę duże umiejętności pisarskie, bo doskonale buduje napięcie i odnajduje się zarówno w walkach, scenach domowych, jak i intrygach na większą skalę. Doskonale potrafi wyważyć humor z mocnymi, przygnębiającymi momentami, przez co daje czytelnikom kawałek naprawdę dobrej lektury. Dowiadujemy się też więcej o Wędrowcach oraz ogólnie całym świecie przedstawionym, co bardzo mnie cieszy. Sam pomysł Widzących oraz tego, jak powstają Wędrowcy, uważam za naprawdę świetny i pasujący do historii, ponieważ jest wyjątkowo ponury i w pierwszej chwili trudno uwierzyć w to, że ktokolwiek chciałby aż tak ryzykować. W końcu jednak czego nie zrobi się dla potęgi? 

Niestety za to umiejętności zabrakło w składzie wydającym tę część w naszym kraju. Literówek i braków przecinków jest jeszcze więcej niż w poprzednim tomie, momentami pojawiają się też inne błędy techniczne, takie jak brak kursywy w chwili, gdy Alk rozmawia pod postacią szczura. I to naprawdę są błędy, które można bez problemu wyłapać przy ponownym przeczytaniu książki. Mało tego, wiele z nich spokojnie wskazałby program do edycji tekstu. Co do okładki, tutaj zdania ludzi są podzielone, a ja sama nie mam zbytnio nic przeciwko niej, chociaż uważam, że oryginalne lepiej oddają ducha tekstu. Ta jest niesamowicie mroczna i chociaż częściowo tekst też do takich należy, to jednak mamy w nim raczej aurę ogólnego niepokoju i oczekiwania, a przy tym mocny, humorystyczny ślad, a przez większość czasu wątek drogi, który potem zmienia się w domowe życie. Nie mówiąc już o tym, że Ryska na okładce wygląda na potężną, mroczną dziewczynę, którą z pewnością mimo wszystko nie jest. Mimo wszystko szata graficzna pozostaje ładna, w przeciwieństwie do warstwy technicznej. 


 „Historia nie dba o to, co ty uważasz za cel swojego życia. Ona jest jak sroka, ciągnie do gniazda wszystko, co jaskrawe, błyszczące, niezwykłe”

 

Rok Szczura tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że Olga Gromyko jest jedną z lepszych i bardziej niedocenianych pisarek. Chociaż na pewno w historii tej znajdzie się kilka wad, bawiłam się doskonale, a książkę pochłonęłam w kilka godzin. I chociaż doskonale wiem, jak skończy się ta historia, bo to nie moje pierwsze zetknięcie z trylogią, nadal nie mogę się doczekać tak samo, jak za pierwszym razem. Mimo dużej ilości humoru mamy tu do czynienia z poważną, dość dojrzałą historią, która nadaje się doskonale jako lektura na deszczowy wieczór.


"Chyba w życiu wszystko dzieje się w taki sposób: najważniejsze to raz zdecydować się i wskoczyć. Na krowę, na pomost, na cudzy kark... A jeśli się udało, to strach powoli znika i zaczynasz mieć ochotę na więcej"

 

Wcześniejsze recenzje książek Olgi Gromyko:

Rok Szczura. Widząca

„Zawód: Wiedźma”


Komentarze

Popularne posty