Recenzja książki "Pośród cieni" J. Ireland
Wyjątkowo nie zaczęłam czytać kolejnej książki z uniwersum Star Wars, gdy tylko dostałam ją w swoje łapki. Po części czekałam na maj, żeby wstrzelić się w akcję #trySciFi, a po części sprawił to fakt, że książkę „Pośród cieni” Justiny Ireland czytałam już w oryginale, więc aż tak mnie nie ciągnęło. Cóż, ale kiedy już usiadłam do lektury, to pochłonęłam książkę praktycznie na dwa razy.
Opis od wydawcy:
Najmroczniejsze sekrety najtrudniej wydobyć na światło dzienne...
Sylvestri Yarrow dotyka pasmo niekończących się – zdawałoby się – nieszczęść. Robi, co w jej mocy, aby po śmierci swojej matki utrzymać rodzinny interes, ale nawarstwiające się długi, a także nasilone ataki Nihilów na niespodziewające się niczego statki sprawiają, że Syl grozi utrata wszystkiego, co zostało jej po matce. Udaje się po pomoc do galaktycznej stolicy, Coruscant, ale wszystko zmienia się, gdy trafia w sam środek sporu między dwoma najpotężniejszymi rodami Republiki, walczącymi o kawałek przestrzeni kosmicznej na pograniczu. Uwikłanie po same uszy w konflikcie między najbogatszymi i borykanie się z ich problemami to ostatnia rzecz, na jaką Syl ma w tej chwili ochotę… ale obietnica sowitej nagrody wystarczy, aby dała się wciągnąć w coś, co okazuje się skomplikowaną intrygą.
Tymczasem rycerka Jedi Vernestra Rwoh zostaje wezwana na Coruscant, nie ma jednak pojęcia czemu ani przez kogo. Zjawia się w stolicy wraz ze swoim padawanem Imrim, a także mistrzem Jedi Cohmakiem Vitusem i jego padawanem Reathem. Zostają poproszeni o rozwiązanie sporu rodzinnego na pograniczu. Ale… właściwie dlaczego? Co tak ważnego kryje ten pusty kawałek przestrzeni kosmicznej? Odpowiedź doprowadzi Vernestrę do głębszego zrozumienia własnych umiejętności, zaś Syl zmusi do powrotu do przeszłości… a także poznania prawd, ukrytych dotąd pośród jej cieni.
„Pośród cieni” jest już szóstą książką z cyklu „Wielka Republika”, którą dzięki wydawnictwu Olesiejuk możemy przeczytać w naszym kraju. Za tłumaczenie jak zwykle przy tym cyklu odpowiada Ania Hikiert-Bereza. Więcej o kolejności czytania książek z serii dowiecie się tutaj.
Książka Justiny Ireland jest drugą młodzieżówką dla starszej młodzieży, która ukazała się w ramach cyklu i trochę tę „młodzieżowatość” czuć. Większość bohaterów i zarazem postaci, z których perspektywy obserwujemy całą fabułę, jest w wieku od nastoletnim, zarówno jeśli chodzi o postacie Jedi, jak i pilotkę czy Nihilkę. Dość mocno wybrzmiewa tutaj motyw próby dopasowania się do dorosłego życia i znalezienia w nim własnej ścieżki. Vern stara się wszystkim udowodnić, że nie została za wcześnie pasowana na rycerkę, Syl próbuje jakoś wiązać koniec z końcem, od kiedy nagle została z interesem sama, a także pogodzić się ze stratą matki, a Nan chce zyskać szacunek w szeregach Nihilów i przy okazji jakoś wyjść z tego cało. W żadnym razie mi to jednak nie przeszkadzało, a wręcz mogę stwierdzić, że przemyślenia i rozterki postaci są bardzo mocnym plusem tej książki.
Pewną młodzieżowatością tchnie też wątek romantyczny pomiędzy Sylvesti Yarrow a jej byłą dziewczyną Jordanną Sparkburn. Nawet sama Syl określa go momentami jako wyjęty z taniej telenoweli gwiezdnowojennej i troszkę nie da się jej odmówić racji. Jest przewidywalny, typowy, ale zarazem dziwnie uroczy i gdybym nie znała już finału, to na pewno ściskałabym kciuki, żeby między dziewczynami wszystko się ułożyło.
Książkę czyta się bardzo szybko, ale nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że im dalej idziemy fabularnie, tym pojawia się coraz więcej wątków, ale akcja wcale się nie zagęszcza. Przez to zakończenie okazuje się dość szybkie i moim zdaniem jest też główną wadą. W pewnym momencie dostajemy zapowiedź na koniec rozdziału, że to jeszcze nie koniec problemów, a następnie przeskakujemy kilka dni później i mamy pewnego rodzaju epilog. Zdecydowanie zabrakło mi w tym miejscu jednego rozdziału, jakby książka wyszła za duża objętościowo i trzeba było go wyciąć. Z jednej strony podobało mi się konsekwentne prowadzenie wątków wszystkich postaci i nie chciałabym zabierać im miejsca, ale z drugiej wiem, że tego „czegoś” w tej końcówce zabrakło. Jestem więc w tej kwestii trochę rozdarta.
Głównymi bohaterkami „Pośród cieni” są Sylvesti Yarrow oraz Vernestra Rwoh. Obie nastolatki dostają najwięcej miejsca, choć zdarzają się też rozdziały z perspektywy Nan oraz Reatha Silasa, czyli postaci znanych już czytelnikom z poprzedniej młodzieżówki „W ciemność”.
Nie polubiłam jakoś szczególnie Syl, ale nie da się jej odmówić wiarygodności. Przedstawiona jest razem ze swoimi wszystkimi wadami i zaletami (a tu szczególnie przypadł mi do gustu taki szczegół, jakim był fakt, że dziewczyna była wegetarianką, czego jeszcze w Gwiezdnych Wojnach nie spotkałam) oraz wszystkimi dylematami, które przyjemnie się śledziło.
Dużo bardziej zaangażowałam się jednak w wątek Vern. Po „Próbie odwagi” nieszczególnie lubiłam rycerkę Jedi z jej idealnością, ale w „Na ratunek Valo” zaczęłam się powoli do niej przekonywać. Bardzo dobrze rozwinięta jest jej naiwność w zetknięciu z politykami, którzy próbują wykorzystać dziewczynę ze względu na wiek, relacja z niewiele młodszym od niej padawanem Imrim oraz jej wątpliwości w swoje umiejętności i próba odnalezienie własnej drogi. Vern jest w pewien sposób rozdarta między dwoma światami. Niby nie jest już padawanką, więc na przykład Reathowi zdarza się zerkać na nią z zazdrością, ale z drugiej pozostaje dużo młodsza od wszystkich mistrzów i rycerzy, przez co zdecydowanie nie pasuje do ich dorosłego świata. Na ten wątek liczyłam już od pierwszych zapowiedzi jej postaci i cieszę się, że się doczekałam.
Choć Reatha jest mało, to nadal uważam go za tak samo uroczego jak we wcześniejszych pozycjach, choć widzimy, że chłopak zdecydowanie dorósł i już nie boi się nowych wyzwań. Tak samo uroczy ze swoimi problemami wydaje mi się Imri, a jego relacja z „kitkiem” sprawiła, że zdecydowanie kilka razy się uśmiechnęłam. Jordanna okazała się też dość skomplikowaną postacią i chętnie dowiedziałabym się kiedyś czegoś więcej o tym, jak potoczyły się dalej jej losy.
Z perspektywy „tych złych” co jakiś czas pojawia się Nan. Nie jest jej wiele i miałam wrażenie, że czasami zachowywała się zbyt naiwnie jak na Nihilkę oraz potencjalnego szpiega. Jednak osoby, które czekają, żeby dowiedzieć się czegoś więcej o Nihilach, powinny być zainteresowane jej wątkiem.
Kolejnym bohaterem, ale tym razem zbiorowym, o którym chcę powiedzieć dwa zdania, są Grafowie, czyli wpływowy ród, który dorobił się podczas Gorączki Nadprzestrzennej. W uniwersum stykaliśmy się już z Grafami, ale tam pojawiali się raczej w roli tych dobrych, a nie takiej niejednoznacznej. Mimo że znałam już zakończenie, to z zainteresowaniem śledziłam przepychanki polityczne z ich udziałem.
Kolejną ciekawostką jest wybitny profesor, który jest... Gunganinem! Zapomniałam o tym wątku i zdecydowanie się uśmiechnęłam przy tej zamianie ról.
Na uwagę zasługuje też Remi, czyli vollka, która zachowuje się jak urocza, przerośnięta kotka. Zdecydowanie była moją cichą bohaterką tej książki.
Na koniec jeszcze dwa słowa o wydaniu i tłumaczeniu, a czemu tylko dwa słowa? Bo praktycznie nie ma się do czego przyczepić. Książka wydana jest bardzo ładnie, tak jak już nas wydawnictwo przyzwyczaiło. Wyłapałam tylko dwie literówki na prawie 500 stron, konsekwentnie jest prowadzone tłumaczenie postaci niebinarnych z użyciem rodzaju nijakiego, a dodatkowo urzekło mnie użycie określenia „kitku” względem Remi w jednym dialogu. Jeśli dobrze udało mi się zaobserwować, to niektóre postacie doczekały się też w polskim przekładzie płci, gdzie oryginalnie nie było o niej nic wiadomo, co już możecie potraktować jako pewnego rodzaju ciekawostkę.
Końcowo książkę oceniam bardzo dobrze i zdecydowanie jest na razie moją ulubioną młodzieżówką z cyklu, choć z pewnością dopracowałabym odrobinę końcówkę. Warto tutaj wspomnieć, że w książce też dzieje się dużo ważnych rzeczy w kontekście wydarzeń z Wielkiej Republiki i jeśli nie jesteście zdecydowani, czy sięgnąć po nią, bo jest młodzieżówką, to ja zdecydowanie zachęcam.
Recenzje innych pozycji z serii Wielka Republika:
- „Światło Jedi” recenzja Sigmy
- „Bez strachu” recenzje Sigmy i An
- „Próba odwagi” recenzja Sigmy
- „Na ratunek Valo” recenzja An
- „The Fallen Star” recenzja An
- „Mission to Disaster” recenzja An
- „Midnight Horizon” recenzja An
Komentarze
Prześlij komentarz