Recenzja książki "The Fallen Star" C. Gray

    Na „The Fallen Star” C. Gray czekałam bardzo długo. Kiedy wszyscy zajęci byli premierą nowego serialu z Gwiezdnych Wojen, ja siedziałam nad e-bookiem. I z pełna satysfakcją mogę powiedzieć, że na szczęście nie żałuję, choć książka idealna nie jest.

    „The Fallen Star” jest trzecią powieścią dla dorosłych z cyklu Wielka Republika oraz jednocześnie zamykającą pierwszą fazę. Teoretycznie wystarczy znajomość tylko powieści dla dorosłych, żeby ją zrozumieć, ale nawiązuje też bardzo do dwóch wcześniejszych powieści YA. Przede wszystkim pojawia się szereg postaci w nich występujących.



    Zacznę od plusów. Początek książki zdecydowanie dobrze stoi humorem. Jedi Regald Coll szybko awansował w mojej czołówce ulubionych postaci, a spotkanie Elzara z Geode to mistrzostwo, za które od razu dałabym książce 10/10. Większość postaci idealnie zachowuje swój charakter z poprzednich pozycji (oprócz Stellana z początku powieści, który stał się irytujący), a Bell i Burry rozwijają cudowną relację przyjaźni. Trochę brakuję mi więcej scen Bella z Żarką oraz Indeery, ale niestety nie można mieć wszystkiego.

    Claudia nadal zachwyca swoim lekkim stylem, ale mam chwilami wrażenie, że właściwie nadal pisze YA tylko trochę bardziej rozbudowaną. Perspektywy postaci (w tym antagonistów) przebywających poza Latarnią Gwiezdny Blask wypadają momentami mocno słabo, a nad jednym stwierdzeniem kanclerz załamałam ręce. Nie pomaga tu też fakt, że dostaniemy komiksowe DLC do książki perspektywę drugiej połowy postaci z Wielkiej Republiki. Niestety komiks nie ukaże się w naszym kraju w tym roku.

    Mam pewien problem z Jedi na początku powieści. Choć rozumiem ich sytuację, motywacje i decyzje, jakie podejmują, to nie da się nie zobaczyć, że scenariuszowo idealnie musi ich to prowadzić do spektakularnej katastrofy oraz wyjścia Machiona Ro na geniusza. Oglądając to z boku, masz ochotę na nich porządnie krzyknąć: „Zwróć na to uwagę! Czemu ignorujesz to uczucie? Książkę temu byś tego nie zrobił!.
    Ich reakcja na wszystko jest spóźniona. Jak to podsumował jeden z moich znajomych: jakby spadli z roweru i złamali rękę, a dopiero następnego dnia rano budzą się z krzykiem i zauważają, że coś ich boli.
    Dodatkowo szczególnie źle wypada tu Stellan, który staje się mocno zarozumiały. Teoretycznie kilka miesięcy bycia gwiazdą Holonetu Republiki mogło tak na niego wpłynąć, ale razem z Orlą mam ochotę na niego krzyczeć, żeby się nad sobą zastanowił. I to poważnie.

    Gray zdecydowanie za długo utrzymywała kontakt z Cavanem Scottem, innym pisarzem z Wielkiej Republiki. Nabyła od niego trochę złych nawyków dla biednych czytelników główni bohaterowie umierają masowo, a ty zostajesz ze złamanym serduszkiem. Jako że komiks uzupełniający książkę wyjdzie spod pióra Cavana, nie wiem już, czy czekać, czy uciekać.

    Całościowo jestem zadowolona z lektury. Mimo drobnych potknięć, szczególnie na początku, utrzymuje poziom książek z Wysokiej Republiki, choć nadal „Światło Jedi” i „Burza nadciąga” znajdują się wyżej w moim osobistym rankingu. W naszym kraju książka ukaże się już w sierpniu nakładem wydawnictwa Olesiejuk.

Komentarze

Popularne posty