Recenzja książki "Na ratunek Valo" D. J. Oldera
Mimo że „Na ratunek Valo” autorstwa D. J. Oldera przeczytałam po angielsku zaraz po premierze w USA, to nie mogłam się doczekać polskiego wydania od wydawnictwa Olesiejuk. Nic więc dziwnego, że wczoraj od razu po odebraniu książki, zabrałam się za czytanie.
Opis fabuły od wydawcy:
Na długo przed wojnami klonów, przed Imperium i Najwyższym Porządkiem Jedi oświetlają galaktyce drogę w złotej erze ustroju znanego jako Wielka Republika.
Festiwal Republiki zbliża się wielkimi krokami! Goście z całej galaktyki przybywają na planetę Valo, aby wziąć udział w niesamowitej, zakrojonej na szeroką skalę imprezie, która ma być wielkim świętem Republiki. Podczas gdy wszyscy Valończycy przygotowują się do festiwalu, padawan Jedi Ram Jomaram zaszył się w swojej ulubionej kryjówce: zapuszczonym warsztacie, pełnym rozmaitych części i narzędzi. Gdy jednak z pobliskiego wzgórza, zwanego wzgórzem Crashpoint, dobiega sygnał alarmu, chłopiec wyrusza wraz ze swoim zaufanym droidem V-18, aby zbadać tę sprawę. Odkrywa, że ktoś sabotował valońską wieżę łączności. To przerażający znak, który może świadczyć tylko o jednym – że zarówno samo Valo, jak i nadchodzący Festiwal Republiki są zagrożone.
Wkrótce okazuje się, że te obawy nie są bezpodstawne. Gdy Ram śpieszy, aby ostrzec Jedi o potencjalnym niebezpieczeństwie, na planetę napadają straszliwi Nihilowie! Teraz Ram musi stawić czoło wrogowi, który przypuścił szturm na wieżę Crashpoint, i wysłać do Republiki sygnał wołania o pomoc. Na szczęście może liczyć na wsparcie ze strony niespodziewanych sojuszników.
„Na ratunek Valo” jest drugą książką dla młodszej młodzieży z serii „Wielka Republika” zaraz po „Próbie odwagi” J. Ireland, ale zdecydowanie nie stanowi jej bezpośredniej kontynuacji. Z głównych postaci powraca jedynie Vernestra Rwoh wraz ze swoim padawanem, ale tylko w roli drugoplanowej. Nie znaczy to jednak, że książeczka jest oderwana od innych pozycji z serii. Stanowi tak naprawdę dodatek do powieści „Burza nadciąga” C. Scotta i pojawiają się w niej postacie znane z młodzieżowej serii komiksowej też autorstwa Oldera „The High Republic Adventures”. Na ten moment nie ma informacji o tym, żeby seria komiksowa miała ukazać się w naszym kraju, a patrząc na to, że wydawnictwo IDW w dniu dzisiejszym wydaje ostatni komiks z serii i traci prawa do Gwiezdnych Wojen na rzecz Dark Horse, ani trochę się na to nie zanosi. Polscy czytelnicy stracą przez to trochę kontekstu relacji między postaciami, ale Older stara się od początku wyjaśniać sytuację. Jestem w stanie zaryzykować tezę, że książeczkę można przeczytać bez znajomości innych pozycji z serii i spokojnie odnaleźć się w historii. Pomaga w tym postać padawana Rama Jamorama, który też nie orientuje się zbyt dobrze w sytuacji galaktyki i inne postacie starają się mu ją wyjaśniać.
Chciałabym teraz napisać dwa słowa właśnie o postaciach. Głównymi bohaterami książki są Lula Talisola oraz Ram Jamoram, czyli dwójka padawanów zupełnie od siebie różnych. Lula chce w przyszłości zostać najlepszą Jedi w zakonie, brała już udział w walkach z Nihilami wraz z przyjaciółmi. Ram nie lubi towarzystwa ludzi; zdecydowanie woli przebywać z maszynami i nigdy nie opuszczał Valo. Oboje starają się odnaleźć w nowej sytuacji i znaleźć w sobie równowagę. Już przy pierwszym czytaniu polubiłam ich, są sympatycznymi bohaterami i myślę, że młodsi czytelnicy będą mogli się z nimi w jakiejś części utożsamiać.
Z bohaterów drugoplanowych jak już wspominałam powraca między innymi Vern, za którą nie przepadałam w poprzedniej książce. Wydawała się zbyt idealna i wszechwiedząca, ale tutaj zyskuje na tym, że nie siedzimy w jej głowie. Zeen Mrala jest też już znana czytelnikom komiksów. To wrażliwa na Moc dziewczyna, która nie jest jednak Jedi, i przyjaciółka Luli. Lubię ją z jej skomplikowaną przeszłością oraz niepewną przyszłością. Tutaj Zeen musi się zmierzyć z powrotem na swoją ojczystą planetę, gdzie jest uznawana za zdrajczynię, co jest dość ciekawym motywem.
Skoro mówię o postaciach, nie sposób nie wspomnieć Ty Yorrick, czyli łowczyni potworów, która pierwszy raz pojawiła się w książce „Burza nadciąga”. Mamy tu bowiem do czynienia z ciekawym zabiegiem, kiedy w „Burzy” oglądaliśmy pewną scenę z jej perspektywy, a teraz tę samą scenę przedstawia nam Ram. Oczywiście od razu poleciałam po poprzednią książkę, żeby porównywać sceny i dialogi. Scott oraz Older zrobili dobrą robotę, bo dialogi i wydarzenia są mniej więcej takie same i spójne. Co prawda Older trochę rozbudowuje nam scenę i dodaje początek oraz koniec, ale na szczęście całość się nie gryzie. Jeszcze w kilku innych miejscach akcja książek wyraźnie się łączy, ale już nie w aż tak bezpośredni sposób.
W książce pojawiają się też dwie postacie niebinarne, z których Kantam Sy, mistrzo Luli, odgrywo dość znaczącą rolę. Tak, celowo użyłam rodzaju nijakiego, bo takim właśnie posługuje się tłumaczka Anna Hikiert-Bereza. Jak sprawdziłam, we wszystkich wydanych przez wydawnictwo Olesiejuk książkach konsekwentnie tłumacze używają rodzaju nijakiego. Do tej pory częściej spotykałam się z zapisem z „x” lub końcówką -u w literaturze, ale zdecydowanie należy się pochwała, za to, że gdy wybrano już jeden sposób, to konsekwentnie się go trzymano. Choć na początku takie słowa jak „mistrzo” wydają się wyglądać dość dziwnie, to później dość szybko łapie się rytm i rodzaj nijaki zdecydowanie mniej wybijał mnie z rytmu niż dukatywy.
Jeśli ktoś oczekuje tutaj rozbudowy przeciwników Jedi, czyli Nihilów i Drengirów, to niestety się jej nie doczeka. Pojawia się jedna i druga „frakcja”, ale nie dostajemy ich perspektyw, choć jest to w pełni zrozumiałe, patrząc na to, że mamy do czynienia z książką młodzieżową o ograniczonej objętości.
Ogólnie fabuła wypada dość przyjemnie, miałam tylko drobny problem z Drengirami i zakończeniem. Czytelnicy książki „W ciemność” C. Gray oraz komiksu „Bez strachu” C. Scotta zapewne kojarzą ich jako śmiercionośne zagrożenie. Tutaj, mimo że lubię ich kreację i humorystyczne sceny, to całość problemu rozwiązana jest dość prosto i nie czuć z ich strony niebezpieczeństwa dla bohaterów. Da się to tłumaczyć tym, że obecne tu Drengiry są dość młode w stosunku do innych, ale jest to trochę naginanie rzeczywistości.
Dodatkowo zakończenie książki jest dość urwane, choć Older próbuje podsumowywać drogi postaci. Niestety, żeby wiedzieć, jak się skończy atak na Valo, trzeba sięgnąć po „Burza nadciąga”.
Językowo książka jest dość prosta i dostosowana do wieku czytelników, więc czyta się ją błyskawicznie. Nie brakuje tutaj też humoru typowego dla Oldera, który oscyluje wokoło dziwnych pomysłów. Tutaj jednak jest on w miarę stonowany i skupia się przede wszystkim na modyfikacjach droida V-18. Jeśli ktoś boi się więc sięgać po książkę autora po „Ostatnim strzale”, może czuć się uspokojony.
Warto też zwrócić uwagę, że do wydania na końcu dołączono ilustracje zawarte w wydaniu oryginalnym. Jest to zdecydowanie miły dodatek, choć nie jest ich zbyt wiele, to wydrukowano je na dobrym i śliskim papierze. Młodszym czytelnikom zdecydowanie powinny się spodobać.
Pozwolę sobie jeszcze na małą prywatę i zwrócenie uwagi na zmiany dokonane w chronologii. Oczywiście pojawił się serial „Księga Boby Fetta”, ale poprawiono też kolejność książek z Wielkiej Republiki. Teraz już nie są ułożone kolejnością wychodzenia, a faktyczną chronologią wydarzeń. Sama brałam udział w konsultacjach przy chronologii i cieszę się niezmiernie, że wydawnictwo Olesiejuk ma tak dobry kontakt z fanami oraz przygląda się naszym uwagom.
Podsumowując, „Na ratunek Valo” jest dobrą książką młodzieżową i rozbudowującą wątki z powieści „Burza nadciąga”, ale sięgający po nią starsi czytelnicy też znajdą coś dla siebie. W przeciwieństwie do pierwszej książki z tej kategorii wiekowej z serii akcja szczególnie na początku jest dużo bardziej wielowątkowa i mniej prosta, a i ogólnie w książce dużo więcej się dzieje. Zdecydowanie polecam fanom Gwiezdnych Wojen, szczególnie jeśli mają dzieci lub rodzeństwo w odpowiednim wieku.
Komentarze
Prześlij komentarz