Recenzja komiksu "Łowcy Nagród. Szkarłatne rządy" scenariusza E. Sacksa

     Troszkę z opóźnieniem, ale przychodzę do was dzisiaj z recenzją już czwartego tomu serii komiksowej "Łowcy Nagród". Tym razem o podtytule "Szkarłatne rządy", czyli będącym częścią crossovera o tym samym tytule. Za scenariusz komiksu odpowiada Ethan Sacks. Jak więc wypada ten tom?

    Opis od wydawcy:

    T’onga zebrała najwspanialszą bandę łowców nagród w galaktyce. Bossk, Zuckuss i Tasu Leech mają wyruszyć na specjalną misję! Czy T’onga opłakująca stratę starego przyjaciela będzie w stanie powstrzymać bandę przed pozabijaniem się nawzajem i zrobić z niej prawdziwą drużynę? Oby tak się stało, ponieważ organizacja Szkarłatny Świt prowadzi galaktykę do wojny totalnej, więc kończy się czas na uratowanie młodej dziewczyny, która jako jedyna może powstrzymać konflikt między syndykatami. Tymczasem tajemniczy łowca nagród chce zabić wysokiego rangą oficera imperialnego w brawurowym ataku na uzbrojony okręt. Ale czy to właściwy cel?

    

    No dobrze, co więc dostajemy w tym tomie i jak wiele jest tutaj Szkarłatnych rządów?

    Przede wszystkim kontynuowane są wątki, które towarzyszą nam od początku serii, czyli historia młodej dziedziczki dwóch syndykatów oraz Valance'a, który schodzi odrobinę na dalszy plan.

    Zacznijmy od tego drugiego. W tomie "Darth Vader. Szkarłatne rządy" pojawiał się Valance służący Vaderowi - tutaj dostajemy wyjaśnienie tego wątku i kolejne retrospekcje z przeszłości naszego bohatera. Ten wątek wypada okej, ale nie jakoś wybitnie. Właściwie ciągle gramy na tym samym motywie z przeszłości.

    Na główny plan wysuwa się wątek  T’ongi i ekipy łowców nagród, którą zebrała. Podoba mi się dynamika między postaciami i budowanie ich relacji, a także pokazanie, jak zmienia się żona T’ongi pod wpływem tych wydarzeń. Ten wątek jest też bardziej nastawiony na akcję i to, co do tej pory dostawaliśmy w serii.

    A ile w tym wszystkim Szkarłatnych rządów? Troszkę. Mamy powiązanie przez Valance i Cadeliah i w związku z tym warto zapoznać się z innymi tomami, ale myślę, że nie jest to konieczne.



    Za rysunki w zeszytach 18-19 odpowiada Ramon F. Bachs, a w zeszytach 20-22 powraca Paolo Villanelli. I chociaż pierwsze zeszyty też są w porządku rysowane, to właśnie z tym drugim panem kojarzy mi się jednoznacznie ta seria, a jego dynamiczne rysunki bardzo pasują. Choć w pierwszym tomie lekko mi przeszkadzał ten chaos, to do tego czasu zdecydowanie się już przekonałam.

    
    To już ostatni tom należący do "Szkarłatnych rządów", więc czas odpowiedzieć na pytanie, jak oceniam cały event. No, dość średnio. Przede wszystkim nie nazwałabym tego typowym crossoverem. Każdą serię można nadal czytać samodzielnie i zdecydowanie nie będzie problemu ze zrozumieniem, bo kontynuowane są wątki z poszczególnych tomów, a Szkarłatne rządy stanowią tło. To nawet mi nie przeszkadzało, bo bawiłam się lepiej niż przy "Wojnie Łowców Nagród", gdzie widzieliśmy niektóre wydarzenia po pięć razy, ale po prostu całość jakoś mnie nie porwała. Mam wrażenie, że każda seria trzyma swój poziom i event nie wniósł do nich nic na plus czy minus.

        Poprzednie recenzje komiksów z serii znajdziecie tutaj:

Komentarze

Popularne posty