Recenzja książki "Klątwa dla demona" autorstwa M. Kubasiewicz

     Bardzo się ucieszyłam, kiedy zobaczyłam informację, że trzecie część przygód Jagody Wilczek ukaże się już na początku roku. Bez wahania więc sięgnęłam po "Klątwę dla demona" autorstwa Magdaleny Kubasiewicz w pierwszym wolnym terminie i pochłonęłam ją tak naprawdę na dwa razy.

    Opis od wydawcy:

    Ktoś morduje magów, by utkać klątwę. I nawet Jagoda Wilczek nie potrafi powiedzieć ani na kogo, ani w jakim celu zostało rzucone przekleństwo. Wiedźma, włączona w śledztwo WMM, szybko odkrywa, że morderca to dopiero początek jej problemów. W warszawskiej enklawie źle się dzieje, a wszyscy zaangażowani w sprawę zdają się prowadzić swoje własne gry. Czy Wilcza Jagoda ma szansę powstrzymać klątwę, skoro nie jest pewna, kto jest jej sojusznikiem, a kto nieprzyjacielem?


    Zacznę od tego, że książkę jak zwykle czytało mi się bardzo dobrze - pasuje mi styl autorki i drobny humor, który wplata w dramatyczne wydarzenia. Akcja pędziła do przodu, że nie było kiedy się nudzić, ale jednocześnie nie za szybko. Mieliśmy momenty na złapanie oddechu, podbudowę relacji między bohaterami i ich rozwój. Praktycznie wszystko idealnie wyważone. Drobne uwagi mam tylko do końcówki, gdzie miałam wrażenie, że naszym bohaterom poszło odrobinę za łatwo i przez to, że sytuację śledziliśmy z perspektywy Jagody odrobinę zabrakło mi rozbudowy walki. Ale jest to praktycznie jedyna wada, którą potrafię znaleźć.


    No dobrze, przejdźmy do bohaterów. Jagoda jest nadal sobą, chociaż widać, że jej skorupa zaczyna coraz bardziej pękać. Nawet nie zauważyłam tak naprawdę, kiedy ją aż tak polubiłam. Fani Caleba mogą być odrobinę rozczarowani, bo jest go tu mniej niż w poprzedniej części. Z drugiej strony pojawia się w najważniejszych momentach i też nadal jest sobą - momentami zachowuje się jak zbuntowany nastolatek i bardzo łatwo zapomnieć, jak bardzo jest niebezpieczny i podstępny. Z drugiej strony jednak widać po nim ludzkie uczucia i jest naprawdę skomplikowaną postacią.

    Nie sądziłam, że tak polubię Sonię i Mario Olchę. Oboje do tej pory raczej mnie lekko irytowali, ale w tej pozytywny sposób, kiedy wiesz, że postać jest po prostu dobrze napisana. Tutaj Sonia naprawdę dorasta i momentami jej współczułam, kiedy zostawała wrzucona w wir zdarzeń, z którymi nie dawała sobie rady poradzić. No i Mario. Chociaż momentami miałam ochotę czymś w niego rzucić, to też rozumiem jego motywacje i czasami naprawdę było mi go żal. Wcześniej myślałam, że w pewnej sytuacji czułabym satysfakcję, że mu nie wyszło, a okazało się, że było całkiem odwrotnie.


    Dowiadujemy się kolejnych cegiełek o przeszłości Jagody i jej rodzinie, co oceniam zdecydowanie na plus. Historia z przeszłości nie jest podana na tacy, a samodzielnie składamy przez wszystkie tomy jej kawałki, co bardzo mi odpowiada i jednocześnie jest czymś, co mnie intryguje. Sama główna intryga nie jest za to jakoś super skomplikowana, ale idealnie spełnia swoją rolę i zamyka się w jednym tomie, jednocześnie zostawiają luźne nitki na przyszłość.


    Zwykle narzekam na wątek romantyczny w książkach, a tutaj mogę tylko chwalić. Przyjęło się, że urban fantasy musi towarzyszyć jakiś gorący romans, który najczęściej jeszcze spycha główną fabułę na dalszy plan, a bohaterka co sekundę wspomina, jaki to jej wybranek jest cudowny. Tutaj mamy wręcz coś przeciwnego! Wszystko prowadzone jest bardzo subtelnie, jeśli postaci sobie nie ufają, to faktycznie nie ufają, a nie idą ze sobą do łóżka. Relacja rozwija się stopniowo, jest bardzo dobrze motywowana oraz stanowi tło dla historii, a nie ją przyćmiewa i naprawdę mogę się tylko zachwycać!

    

    Kończenie tomu cliffhangerem, kiedy nie można od razu sięgnąć po kolejną część cyklu powinno być prawnie zakazane. Na szczęście główna część historii została zamknięta, a takie zakończenie tworzy tylko podstawy pod następny tom i zarysowuje, w jakich kierunkach może pójść historia, bo inaczej pewnie bym narzekała, a tak tylko nie mogę się doczekać finałowej części cyklu.


    Niby taki drobiazg, ale podobały mi się znowu nawiązania do popkultury - przede wszystkim "Gwiezdnych wojen". Chociaż przez sekundę miałam ochotę się śmiać, że Star Wars prześladuje mnie nawet, kiedy czytam inne książki, to dodaje współczesnej Warszawie realizmu i dzięki temu czułam, że postacie faktycznie są zakotwiczone w rzeczywistości.


    Muszę pochwalić oprawę graficzną książki i nawet nie tylko okładkę, ale też wszystkie zdobienia w środku i strony tytułowe rozdziałów. A okładka, za której grafikę odpowiada Marzena Nereida Piwowar, a za jej projekt Paweł Szczepanik jest swoją drogą cudowna. Nie znalazłam w tekście też żadnej literówki, więc do korekty i redakcji też nie mam się do czego przyczepić. Nic, tylko chwalić!


    Podsumowując, nie mogę się doczekać kolejnego tomu i serię naprawdę polecam!


    Recenzje wcześniejszych książek z cyklu:

    Recenzja innej książki autorki:

Komentarze

Popularne posty