Recenzja książki "Przysługa dla Czarnoksiężnika" autorstwa M. Kubasiewicz

    Na Targach Książki w Warszawie udało mi się dorwać „Przysługę dla Czarnoksiężnika” autorstwa Magdaleny Kubasiewicz. Żałuję jedynie, że mogłam być tylko w niedzielę, bo tym samym niestety minęłam się z autorką. Nie przedłużając, sprawdźmy, jak wypada jej najnowsza książka.




    Opis od wydawcy:

    Wścibska uczennica, Uczeń Czarnoksiężnika na progu i morderstwa na warszawskich ulicach – to sporo problemów jak na jedną wiedźmę.

    W domu Jagody Wilczek już od jakiegoś czasu zamieszkuje Sonia, czarownica mający wielki talent zarówno do rzucania klątw, jak i do pakowania się w tarapaty. Teraz w gościnę przybywa jeszcze czarnoksiężnik, któremu bardzo zależy, by ukryć się przed światem – zwłaszcza magiczną policją. Co to ma wspólnego z brutalnymi zabójstwami wiedźm, które giną w niemagicznej części Warszawy? Kto kręci się wokół mieszkania Jagody? I czy w starciu z mordercą wystarczy magia klątw?


    Od razu zacznę od tego, że tym razem mamy do czynienia z bardziej kameralną historią. Co mam na myśli? Autorka skupiła się bardziej na poszczególnych postaciach; głównie Jagodzie, Soni i Calebie. Chociaż w tle dzieją się dość istotne rzeczy dla całej społeczności magicznej, to całość nie ma takiego „rozmachu” jak „Kołysanka dla Czarownicy” i... moim zdaniem wyszło to zdecydowanie na plus! Już we „Wszystko pochłonie morze” zachwycałam się relacjami między postaciami i zdecydowanie podtrzymuję opinię, że pani Kubasiewicz umie je bardzo dobrze pisać.

    Część czytelników może być trochę rozczarowana, jeśli jednak spodziewała się dużo baśniowego klimatu pierwszej części. Tutaj wyłapałam nawiązanie przede wszystkim do „Czerwonego Kapturka” i tej „baśniowości” jest zdecydowanie mniej, choć nie przeszkadzało mi to ani trochę. Dzięki temu nie miałam tego wrażenia z tyłu głowy, że już gdzieś tę historię czytałam, ale wiem, że niektórym osobom może to przeszkadzać.

    Co więc dostajemy zamiast tego? Powiedziałabym, że delikatny wątek kryminalny. Na szczęście Jagoda nie zostaje nagle super panią detektyw, która w pięć minut rozwiąże każdą zagadkę. Z większości kłopotów wychodzi tylko cudem i widać, że mamy do czynienia z realną postacią, którą za niektóre rzeczy uwielbiamy, a w innych momentach mamy ochotę jej krzyknąć, żeby się przysłowiowo ogarnęła.


    Skoro jestem przy bohaterach, to dostajemy też perspektywę Soni, choć osobiście dziewczyna lekko mnie irytowała. Ale co dziwniejsze, wcale nie uważam tego za zarzut. Jest bohaterką taką, jaką właśnie powinna być dziewczyna nagle wyjęta spod klosza. Naiwna, niezbyt odnajduje się w samodzielnym życiu. Podobała mi się też jej relacja z Jagodą – z jednej strony niby przyjacielska, ale nadal dawało się w niej dostrzec dystans między bohaterkami i próby tworzenia relacji mentor-uczeń. Mam nadzieję, że tej ostatniej więzi będzie jeszcze więcej w kolejnych częściach, bo podoba mi się pisanie jej z perspektywy mentora.

    Nie zauważyłam też, kiedy Uczeń Czarnoksiężnika powoli wkradł się w moje łaski. Niby mamy do czynienia z typową postacią złego chłopca, możemy obstawiać, jak to się wszystko skończy, ale nadal bardzo przyjemnie się to czyta i kiedy przychodzi zakończenie, zdecydowanie bierze nas z zaskoczenia. Chciałabym tutaj więcej napisać, ale nie chcę wam psuć zabawy. Podtrzymuję jednak moją opinię po „Wszystko pochłonie morze”, że autorka bardzo dobrze potrafi zakończyć coś z przytupem, kiedy już nie spodziewasz się żadnych nowych rewelacji. Nie mogę się więc doczekać kolejnej części, żeby dowiedzieć się, jak końcowe wydarzenia wpłyną na naszych bohaterów. 


    Chciałabym jeszcze wspomnieć, że podobały mi się liczne nawiązania do aktualnej popkultury. Nieraz się uśmiechnęłam przy „The Mandalorian” jako fanka Gwiezdnych Wojen i dzięki temu też miałam wrażenie, że historia faktycznie może się dziać we współczesnej mi Warszawie.


    Na koniec chciałabym jeszcze pochwalić okładkę i ogólną spójność graficzną oraz korektę i redakcję. Nie trafiłam w tekście na żadne literówki, a obie części naprawdę ładnie obok siebie prezentują się na półce.

   Podsumowując, uważam, że druga część „Kołysanki...” jest jeszcze lepsza niż poprzednia, bo stoi tym, co autorce wychodzi bardzo dobrze, czyli relacjami między postaciami. Jednocześnie niektórzy mogą być troszkę rozczarowani zmniejszeniem skali i mniejszą baśniowością, ale ja nie mogę już się doczekać kolejnej części. I to według zapowiedzi pani Kubasiewicz jeszcze dłuższej!


Recenzje innych książek autorki:

„Kołysanka dla Czarownicy”

„Wszystko pochłonie morze”

Komentarze

Popularne posty