Recenzja komiksu "Jeszcze jedno zadanie"

     „Wojna Łowców Nagród. Jeszcze jedno zadanie” to już ostatni komiks wchodzący w skład wielkiego crossovera między seriami. Tym razem nie mamy do czynienia z kolejnym tomem którejś serii, a zbiorem czterech one-shotów, które uzupełniają luki w znanych nam już wydarzeniach. Tak jak w wypadku zbiorów opowiadań, w recenzji znajdziecie dwa zdania o każdym z one-shotów.


    Opis od wydawcy:

    Pojedynczy album z uniwersum Gwiezdnych Wojen. Prosta misja Boby Fetta, polegająca na dostarczeniu zamrożonego w karbonicie Hana Solo i odebraniu zapłaty, kończy się chaosem i wybuchem wojny łowców nagród, która ogarnia galaktykę, zaś ulubieńcy fanów z ciemniejszej strony uniwersum Gwiezdnych Wojen mają szansę zabłysnąć! Zawiedziony przez swojego najbardziej zaufanego łowcę nagród Jabba brutalnie odreagowuje rozczarowanie. W najlepszej drużynie doszło do podziału i 4-LOM walczy z Zuckussem... Co mogło ich poróżnić? Odkrywamy wczesne przygody Boushha, gdy legendarny wojownik dostaje zlecenie, żeby zabić Dominę Tagge. Do akcji wkracza też morderczy droid IG -88!


    „Jabba Hutt – Problemy z zaufaniem” jest pierwszym z one-shotów, który z założenia miał się skupiać na Jabbie. Za scenariusz odpowiada Justina Ireland, którą osobiście kojarzę przede wszystkim z młodzieżówek z Wielkiej Republiki i byłam ciekawa, jak sobie poradzi w wydaniu komiksowym. I uważam, że wyszło całkiem dobrze z jednym małym zarzutem. Tak naprawdę nie powiedziałabym, że ten komiks skupia się na Jabbie, a na łowczyni nagród Devi Lompop, która swoją drogą pojawia się też w książce z THR, która ukaże się u nas za miesiąc, czyli „Fatalna misja”. Zresztą Deva stanowi łącznik pomiędzy wszystkimi one-shotami, bo w jakimś stopniu występuje w każdym.

    Akcja prowadzona jest dwutorowo. Z jednej strony dostajemy wspomnienia o wspólnym zadaniu Devy i Boby Fetta dla Jabby, a z drugiej oglądamy polowanie przez Devę na Fetta, który rozpłynął się wraz z Hanem Solo. Przy pierwszym wątku znowu jak przy „Łowcach nagród” mamy raczej klimat przywołujący na myśl stary film akcji, ale dobrze się przy niej bawiłam. Obecna akcja jest odrobinę poważniejsza, ale kończy się plot twistem, który wyjaśnia niektóre rzeczy z „Wojny Łowców Nagród”. Ogólnie całość oceniam na plus.

    Co do rysunków, to za współczesność odpowiadał Ibraim Roberson, a retrospekcje były rysowane przez Lucego Pizzari. Wypadają dość spójnie i mi się podobały. Szczególnie kilka kadrów w retrospekcjach, jak topiony człowiek lub rozwierająca szczęki Deva. Gdybym miała wybierać, to mój głos leci na rysunki z retrospekcji właśnie.


    Za drugi one-shot „4-LOM i Zuckuss – Zuckuss musi zginąć” odpowiada Daniel José Older i momentami dość mocno to czuć. Dostajemy jedno rozwiązanie fabularne, które jest na tyle szalone, że gdybym nie znała scenarzysty, to i tak w ciemno bym wskazała na Oldera. To opowiadanie również uzupełnia luki, które pojawiły się we wcześniejszych komiksach z eventu i to robi dość sprawnie. Końcowy zwrot akcji oceniam na plus i choć uważam opowiadanie za najsłabsze, to nadal trzyma przyzwoity poziom i dobrze się je czytało.

    Rysunkom Kei Zama nie mam nic do zarzucenia. Nie są jakoś wybitne i nie zapadną mi w pamięci ani na plus, ani na minus, co też jest już pewnym osiągnięciem.


    Trzeci one-shot o tytule „Boushh – Odkrycie” skupia się na postaci Boushhu z towarzyszami oraz klanie Tagge. Za scenariusz odpowiada Alyssa Wong i to od razu czuć, bo bardzo dobrze wczuwa się w sytuację i postać Dominy Tagge. Ja naprawdę tę kobietę uwielbiam i uwielbiam także jej sposób rysowania. Z tego powodu pewnie jestem nieobiektywna, ale naprawdę dobrze bawiłam się podczas lektury.

    Za wspomniane już rysunki odpowiada David Baldeón. I rozumiem, że niektórym może nie podejść ich nadmierna kreskówkowość, ale moim zdaniem pasują idealnie. No i jak mówiłam, Domina jest na nich cudowna.



    Ostatni one-shot nosi tytuł „IG-88 – Stworzony do zabijania” i jego scenarzystą jest Rodney Barnes. I powiem, że kilka pierwszych stron to mistrzostwo i naprawdę mnie chwyciły narracją. Potem dostajemy zwykłą już porcję rozwałki, ale przez ten początek bardzo dobrze oceniam całość. Dość dobrze wypada też zakończenie, które jest odrobinę melancholijne. 

    Za rysunki do tego komiksu odpowiada Guiu Vilanova i są moim zdaniem najsłabsze ze wszystkich. Dość proste i jak jeszcze sprawdzają się na szerokich kadrach i dalekich planach, tak przy zbliżeniach postaci wypadają tak sobie.


    Co do jakości wydania nie mam się do czego przyczepić. Tłumaczeniowo tym razem też nie wyłapałam potknięć. Odrobinę tylko szkoda, że okładki alternatywne skumulowano na dwóch stronach, a nie jak zwykle rozbito na więcej kartek z większymi ilustracjami.


    Podsumowując, zaskakująco bardzo ten zbiór one-shotów przypadł mi do gustu. Każdy z nich był inny, ale wszystkie co najmniej w porządku. Właściwie miałabym problem z wyborem najlepszego opowiadania. Nie pałam jakimś przesadnym zachwytem do całego eventu, bo wypadł on lepiej lub gorzej w zależności od scenarzysty i serii, ale te zeszyty były naprawdę przyjemną lekturą.

    

    Recenzje poprzednich komiksów obejmujących event „Wojna Łowców Nagród”:

Komentarze

Popularne posty