Recenzja komiksu "Darth Vader. Wojna Łowców Nagród"
Przytłaczającą większością waszych głosów zadecydowaliście, że z sierpniowych nowości komiksowych ze świata Gwiezdnych Wojen wolicie dostać najpierw recenzję „Dartha Vadera”, czyli zeszyty 12-17. Tak więc oto ona!
Opis od wydawcy:
Darth Vader, przywołany do porządku po swoim buncie przeciwko Imperatorowi, przeżywa koszmar odbudowy w tajnym laboratorium na Coruscant. Czy po utracie przytomności pod nożem operacyjnym Mroczny Lord Sithów śni o zemście na swoim mistrzu? A może jego myśli podążają ku synowi... i przyjaciołom, przez których Luke Skywalker naraża wszystko na szwank?
Nie przegap kluczowego nowego rozdziału trwającej ewolucji Dartha Vadera, zwłaszcza momentu, w którym Mroczny Lord pierwszy raz poznaje nazwisko Hana Solo! Vader i Ochi ruszają na poszukiwania zamrożonego w karbonicie ciała Solo. Ale kim jest tajemnicza Umbaranka? I co się stanie, gdy wyłoni się z ciemności?
Za scenariusz do komiksu odpowiada Greg Pak, czyli twórca, za którego pisaniem zdecydowanie nie przepadam. Nie podeszły mi jego zeszyty z serii „Star Wars (2015)” oraz poprzednie numery Vadera, ale starałam się do komiksu podejść z „czystą głową”. Może akurat event wpłynął na jego jakość? Cóż, niestety „Darth Vader” znowu mnie nie porwał.
Zacznę od tego pytania, które na pewno intryguję sporą część z was: czy komiks można czytać samodzielnie mimo że jest częścią „Wojny Łowców Nagród”? Moim zdaniem zdecydowanie nie. Minimum przed jego lekturą, to wydany w poprzednim miesiącu tom „Wojna Łowców Nagród”. Tutaj dostajemy duże przeskoki czasowe, a akcja jest bardzo mocno poszatkowana. Nawet znając wspomniany tom miałam momentami problemy, żeby się połapać, w którym momencie jesteśmy i co właściwie się dzieje. Dodatkowo scenarzysta nawet nie bardzo próbuje nam tłumaczyć w dialogach brakujące fragmenty akcji, więc czytając komiks samodzielnie, można bardzo szybko się w nim pogubić i niezbyt odnaleźć.
Elementem, który mi się zdecydowanie spodobał, są intrygi wewnątrz Imperium. Niektórzy jego członkowie słusznie postrzegają Vadera jako zagrożenie dla Imperatora i próbują go wyeliminować. Te fragmenty czytało mi się najlepiej; trochę szkoda, że kończy się, jak się kończy.
Jak już wiadomo, powraca nam Szkarłatny Świt. Nijak mi to nie przeszkadzało, ale tutaj zostało napisane w taki sposób, że dosłownie co druga postać nagle okazuje się ich agentem. Zapewne obliczone to było na zaskoczenie czytelnika, ale na dłuższą metę stało się męczące, że gdzie się nie obejrzysz, to akurat mamy agenta Świtu.
Nadal nie potrafię traktować Ochiego poważnie i już raczej to się nie zmieni. Jest pisany w taki sposób, że jedyną jego rolą jest być comic reliefem. Wisienką na torcie jest scena, w której nasz wielki zabójca wchodzi „z buta” do pomieszczenia i na starcie dostaje zasłużenie w mordę. Po czymś takim nie rozumiem, jak ktoś jeszcze mógłby go postrzegać jako kompetentną postać, a to nie jedyna taka scena w komiksie.
Za rysunki w dwunastym zeszycie odpowiada Guiu Vilanova, a zeszyty 13-17 rysuje Raffaele Ienco i obaj rysownicy są po prostu poprawni. Nie ma jakiś kadrów, które zapadłyby mi mocno w pamięć, ale dobrze się to czyta. Czasami zdarzają się dziwnie narysowane twarze, ale to już chyba standard w Gwiezdnych Wojnach.
Podsumowując, ja osobiście komiksu nie polecam. Na pewno nie za cenę okładkową. Gdyby udało wam się dorwać taniej i jesteście fanami Dartha Vadera lub chcecie poznać całość eventu „Wojna Łowców Nagród”, to może znajdziecie coś dla siebie. Ja do Vadera się już chyba nie przekonam i nie jestem pewna, czy będę zbierać kolejne numery. Szczególnie patrząc na wzrost ich ceny.
Recenzje poprzednich komiksów o Darcie Vaderze oraz „Wojna Łowców Nagród” znajdziecie tutaj:
Komentarze
Prześlij komentarz