Recenzja książki "Łucznik" autorstwa B. Cornwella

     "Łucznik" autorstwa Bernarda Cornwella jest już ostatnim tomem serii o poszukiwaniach świętego Graala. Jednocześnie stanowi tylko pewien dodatek do głównej trylogii, którą zamkną "Heretyk". Przenosimy się bowiem lata później i skupiamy tym razem na poszukiwaniach miecza świętego Piotra. Powracają znani bohaterowie, pojawiają się nowi, a książka nadal utrzymana jest w klimacie wielkich batalii i lekkiej fantastyki.

Fot.: Magdalena Fałek

    Opis od wydawcy:

    Rok 1356. Czarna śmierć powoli odchodzi w zapomnienie, a konflikt angielsko-francuski wybucha na nowo. Anglicy organizują łupieżcze wyprawy i plądrują południe Francji. Francuzi gromadzą wojska i sojuszników, by zmierzyć się z najeźdźcą.
    Thomas z Hookton wraz z własnym oddziałem hellequinów przemierza Francję, angażując się w spory lokalnych arystokratów. Niespodziewanie hrabia Northampton nakazuje mu odnaleźć miecz świętego Piotra, który temu, kto go zdobędzie, ma zapewnić zwycięstwo w trwającej wojnie. Jednak nie tylko Thomas zamierza odnaleźć tę cudowną broń – kardynał Bessières pragnie zdobyć ją dla Francuzów.
    Rozpoczyna się kolejna bezlitosna walka...


        Nie będę się tutaj już rozwodzić nad stylem autora i humorem, bo jeśli ktoś czytał poprzednie tomy, to wie, czego się spodziewać. Książka trzyma poziom poprzednich w tej kwestii. 
    Fabuła kręci się wokół poszukiwań miecza świętego Piotra, ale, jak to u Cornwella, kilka bitew musi być. Mamy więc zdobywanie fortecy, otwartą bitwę i kilka potyczek. Jednocześnie nie da się oprzeć wrażeniu, że znowu mamy identyczny schemat fabuły. Tym razem tylko  wciśnięty w jeden tom zamiast trylogii. Nawet artefakt kończy podobnie, a niektóre nowe postacie są na siłę podpinane do poprzednich wydarzeń.


    Pewne nadzieje zrobiłam sobie w związku z wątkiem żony i syna Thomasa, ale jak Genevieve odgrywa dość istotną rolę, tak syn został sprowadzony do roli istnienia. Szkoda, bo relacja naszego łucznika z dzieckiem byłaby na pewno czymś świeżym w serii.
    
    Z powracających postaci istotny jest znowu Robbie, ale jak kiedyś go lubiłam, tak z każdym tomem był coraz bardziej męczący i kapryszący. Tutaj niestety się to utrzymuje.


    Zakończenie wypada w porządku, ale moim zdaniem poprzedni tom lepiej domykał serię. Przeszkadza mi w nim też wątek uśmiercenia jednej ważnej postaci "poza kadrem". Totalnie się tego nie spodziewałam i mnie zirytowało, bo jej wątek od kilku tomów był na tyle ważny, że zasługiwaliśmy na lepsze pożegnanie.

Fot.: Magdalena Fałek

    Podsumowując, nie będzie to mój ulubiony tom serii. Bardziej traktuję go jak swego rodzaju dodatek. Poprzedni tom bardzo dobrze zamknął większość wątków i nie wszystkim wyszło na dobre ich rozgrzebywanie. Mimo wszystko to nadal Cornwell i nadal bawiłam się bardzo dobrze.


    Recenzje poprzednich tomów i innych książek autora znajdziecie tutaj:

Komentarze

Popularne posty