Recenzja książki „Echa nad światem”

TYTUŁ ORYGINAŁU: „La Tempête des échos”

AUTOR: Christelle Dabos

WYDAWNICTWO: Entliczek

LICZBA STRON: 568

ROK WYDANIA: 2021

GATUNEK: fantasy, science fiction 

W czwartym, finalnym tomie "Lustrzany" świat wpadł w totalny zamęt. Rozpad arek rozpoczął się na dobre. Jedyny sposób, żeby go zatrzymać, to znaleźć sprawcę. Odszukać Innego. Tylko jak tego dokonać, skoro nikt nie wie, jak on właściwie wygląda?



Ofelia i Thorn ruszają razem tropem echa. To powtarzające się zjawisko wydaje się kluczem do wszystkich zagadek. Muszą w tym celu nie tylko zajrzeć za kulisy Babel, ale też zgłębić własną pamięć. Tymczasem Bóg trafił na Łuk Tęczy i być może wkrótce wejdzie w posiadanie mocy, której tak pożąda. Która z tych dwóch postaci – on czy Inny – stanowi większe zagrożenie?”

~Sugerowany wiek czytelnika: 15+~




W końcu skończyłam ostatnią część serii „Lustrzanna” Christelle Dabos – „Echa nad światem”. Pozornie prosta historia Ofelii i Thorna niespodziewanie się rozrosła, jednocześnie jednak w tej części powoli, choć konsekwentnie dążąc do ukrytych na ostatnich stronach końca.


I co to była za przygoda…


Dawno nie czytałam tak świetnego debiutu, jak „Lustrzanna”. „Echa nad światem” stanowią za to bardzo dobre zakończenie serii. 


W poprzednim tomie Ofelia w poszukiwaniu męża udała się na Babel, najbardziej zaawansowaną z arek. Teraz oboje muszą odnaleźć Boga oraz Innego i powstrzymać rozpad świata… ale czy na pewno? Dziewczyna udaje się do Obserwatorium Odchyleń jako jedna z uczestniczek ich programu badającego jej przypadłość – w rzeczywistości jednak chce jak najlepiej zbadać, co dzieje się wewnątrz Obserwatorium i co ma to wspólnego z tragedią ogarniającą świat. Czy jej się to uda? Wbrew pozorom sprawa nie jest tk prosta, jak mogłoby się wydawać.


Z każdymi stronami dostajemy coraz więcej informacji, a jednocześnie jeszcze więcej pytań. Z pozoru dość prosta fabuła robi się coraz bardziej skomplikowana, pełna plot twistów, z których tylko jeden odgadłam podczas czytania samodzielnie. W pewnym momencie nie wiadomo już, kto jest kim, kto stoi po czyjej stronie, a bohaterowie nie mogą tak naprawdę nikomu ufać. Czytanie sprawiało naprawdę dużo frajdy, mimo że w pewnym momencie powieść mi się dłużyła. Myślę jednak, że to przez to, że przerwałam czytanie na dość długi czas i wróciłam do niego po jakimś miesiącu czy dwóch. Przez to minęło kilka rozdziałów, zanim znowu wgryzłam się w historię – mimo to udało się to dość szybko i od połowy książkę znowu praktycznie pochłonęłam. Szczególnie gdy Ofelia i Thorn, wcześniej na moment znowu rozdzieleni, wrócili do współpracy. Spodobało mi się też to, jak autorka wykorzystała kilka teoretycznie drugoplanowych postaci – nikt nie pozostaje niepotrzebny, nawet bohaterowie, którzy wcześniej pojawili się tylko na moment i zdawali się epizodyczni. A rozwiązanie wątku Eulalii Bogue i Innego wypada genialnie.


Pojawiają się też dodatkowe perspektywy dwóch innych postaci – tożsamości jednej nie poznajemy do niemal samego końca. Drugą z kolei znowu jest Wiktoria, malutka kuzynka Thorna. I jak zazwyczaj tak małe dzieci jako bohaterowie w książkach potrafią mocno zirytować, tak tutaj wciąż nie mogę na to narzekać. Te rozdziały naprawdę intrygują, nie tylko przez nietypową perspektywę, ale i wydarzenia. W dodatku sposób narracji dziewczynki wypada naprawdę dobrze. A zakończenie jej wątku w pewien sposób trochę mnie rozczuliło.


W tym tomie dostajemy też perspektywę Thorna – bardzo mnie to ucieszyło, bo dzięki temu mogłam bardziej wejść w jego myśli i sposób funkcjonowania, a przy tym lepiej go zrozumieć. Już wcześniej lubiłam tę postać, ale dzięki własnym rozdziałom stał się jeszcze bardziej realny, a do tego dostaliśmy podkreślenie, jak złudny jest jego wieczny spokój oraz chłód. W dodatku jego relacja z Ofelią naprawdę rozczula, wypada bardzo naturalnie i nienachalnie. Jak fanką romansów w fantastyce nie jestem, tak tutaj uwielbiałam tę dwójkę. 


Niestety trochę słabiej wypadają tu relacje przyjacielskie – nie jestem pewna, czy to przez to, że oderwałam się od czytania na dość długo i potem wróciłam ponownie do lektury, czy może dlatego, że gdyby autorka rozwinęła kolejne wątki jeszcze bardziej, książka miałaby drugie tyle stron. Mimo wszystko żałuję, że nie pojawiła się dodatkowa scena z Octaviem czy Ambrożym. Wtedy to, co stało się w powieści, bardziej by mnie poruszyło. Z drugiej strony, gdybym przeczytała „Echa nad światem” zaraz po „Pamięci Babel”, prawdopodobnie efekt byłby znacznie lepszy. Pocieszam się jednak tym, że przynajmniej sprawa z Archibaldem wywołała u mnie jakieś uczucia.


W sumie zastanawia mnie, czemu tylko Octavio nie ma przetłumaczonego imienia. W przypadku Thorna jeszcze to rozumiem, bo jego imię zwyczajnie nie ma polskiej wersji, ale wszystkie pozostałe spolszczono. Przy okazji tak, imię Eulalia to prawdziwe imię, ostatnio przekonałam się o tym na własnej skórze, gdy spotkałam jedną Eulalię na żywo na uczelni.


Co ciekawe, poza tą jedną uwagą powyżej, nie mam zbytnio niczego, co by mi nie podpasowało – książka w ogólnym rozrachunku naprawdę mi się podobała. Mamy tu jasne zasady świata, będące przy tym wszystkim naprawdę intrygujące. Nie mamy tu cudów czy oszczędzania bohaterów – im dalej w las, tym autorka mocniej ich traktuje. A sama końcówka… cóż, przyznam, że zrobiło mi się trochę smutno. Mamy tu zakończenie raczej otwarte, nie do końca też szczęśliwe, choć w pewien sposób pełne nadziei. Prawie mi szkoda, że nie pojawił się kolejny tom, choć jednocześnie czuję się usatysfakcjonowana tym, jak to wszystko zamknięto. Myślę, że to bardzo dobra fantastyka dla nastolatków, a także przyjemna lektura również i dla dorosłych.



Recenzje poprzednich tomów:

Komentarze

Popularne posty