Recenzja książki "Mistrz i uczeń" autorstwa C. Gray

     Dziś przychodzę do was z recenzją w małej przerwie od polecajek gwiezdnowojennych, bo i recenzji zaległych nazbierała mi się cała masa. Książka „Mistrz i uczeń” autorstwa Claudii Gray była tak naprawdę moim rereadem, bo po raz pierwszy sięgnęłam po nią po angielsku. Miało to miejsce w okresie, gdy wydawanie książek ze Star Wars w naszym kraju było zawieszone, więc przez to podwójnie się cieszę, że dzięki wydawnictwu Olesiejuk mogłam przeczytać ją i po polsku. Jak więc wypada?


    Opis od wydawcy:

    Dwaj Jedi zostają wysłani na planetę Pijal, by wesprzeć Raela Averrossa, rycerza, a zarazem lorda protektora młodej władczyni. Wkrótce odbędzie się uroczystość podpisania konstytucji, co ma wprowadzić nowy ustrój polityczny i sprawić, by świat ten zaczął pełnić istotną rolę gospodarczą w tym zakątku galaktyki. Jednak nie wszyscy poddani księżniczki Fanry wydają się być zachwyceni zmianami, czemu dają wyraz w brutalny sposób.

    Czy Obi-Wanowi i Qui-Gonowi uda się rozwikłać zagadkę i naprawić psujące się między nimi relacje?


     Głównymi postaciami w książce, bo jakżeby inaczej, są Qui-Gon Jiin i Obi-Wan Kenobi, czyli tytułowi mistrz i uczeń. Jak ten pierwszy bywał w swoim stylu momentami lekko irytujący, tak zdecydowanie uwielbiam ich relację i próby szukania porozumienia. Choć to zabrzmi troszkę szalenie, to nawet wredne komentarze obrażonego Obi-Wana wydawały mi się urocze. No ale Obi-Wan ogólnie jest w tej książce uroczy. I kto by się spodziewał, że będzie uwielbiał latać?

    Kolejną postacią, która pozostaje niezmiernie ciekawa, jest Rael Averross. To dość kontrowersyjny Jedi, trochę połączenie Elzara z Wielkiej Republiki i Anakina, bo z tym kojarzy mi się przez późne przyjęcie do Zakonu. Jest on zdecydowanie postacią tragiczną, która nijak nie umie się dostosować do standardów, a kiedy już udaje mu się znaleźć odrobinę stabilizacji, to chce dobrze aż za bardzo.

    Podobało mi się też przedstawienie pary przemytników, w której jeden z bohaterów wychowywany był przez droidy. I cóż, mimo że był równie irytujący jak droidy protokolarne, to jego relacje z otoczeniem czytało się bardzo ciekawie. 


    Tak jak i przy pierwszym czytaniu, zainteresowały mnie przepowiednie. Tym razem nawet bardziej, bo w niektórych bawiłam się w odszukiwanie ukrytego znaczenia i powiązań z Wielką Republiką. W książce nie brakuje też humoru – szczególnie na początku jest kilka świetnych pod tym względem scen.


    No, ale nie może być przecież idealnie. Końcówka książki potoczyła się zdecydowanie za szybko. Kilka wątków, jak grupa performerów, zostaje całkiem zignorowanych. Mam wrażenie, że autorka trochę za bardzo zajęła się tym, w czym jest dobra, czyli psychiką i relacjami między postaciami i w pewnym momencie zorientowała, że książka ma już pewną długość i wypada kończyć intrygę, która do końca się jeszcze nie rozkręciła. Jednak całościowo podsumowanie drogi bohaterów wypada w porządku, a epilog złamał mi serduszko po raz drugi, mimo że już się go spodziewałam.


    Jako że pierwszy raz z książką miałam styczność w oryginale, to mogę z całą pewnością ocenić, że do tłumaczenia, za które odpowiada Marta Duda-Gryc, nie można się nijak przyczepić. O redakcji i korekcie Magdaleny Kozłowskiej też nie mogę powiedzieć złego słowa. W całej książce nie wyłapałam nawet jednej literówki. Zdecydowanie dobra robota!


    Czy polecam więc „Mistrza i ucznia”? Mimo drobnych wad, jest to dobra książka, choć do poziomu niektórych pozycji tej autorki jej wiele brakuje. Fani Obi-Wana i Qui-Gona oraz okresu prequeli powinni się jednak zdecydowanie dobrze bawić, a i mi drugi raz czytało się ją świetnie, więc bardzo cieszę się, że ukazała się w naszym kraju. 


    Recenzje innych książek autorki znajdziecie tutaj:

Komentarze

Popularne posty