Recenzja książki „Smocza Straż. Pan Widmowej Wyspy”

„— Wszyscy twierdzą, że jestem po ich stronie. Wszyscy czegoś ode mnie chcą.

— A czego ty chcesz?

— Szczerze? Trochę czasu dla siebie. Żeby nikt mnie nie kontrolował.”


Wróciłam z wakacji, więc najwyższy czas wziąć się za zaległe już trochę recenzje. Na pierwszy ogień idzie książka, którą przeczytałam już na początku miesiąca, ale do której nie mogłam zrobić żadnego dobrego zdjęcia, czyli „Pan Widmowej Wyspy”, trzecia część serii „Smocza Straż” Brandona Mulla.





AUTOR: Brandon Mull

TYTUŁ ORYGINAŁU: “Dragonwatch. Master of the Phantom Isle”

LICZBA STRON: 349

ROK WYDANIA: 2020

GATUNEK: fantasy


„Seth Sorenson został pozbawiony wszelkich wspomnień. Nie wie, kim jest i komu może zaufać. Zmanipulowany doprowadza do zniszczenia tego, co przysiągł chronić. Przed jego siostrą Kendrą niełatwe zadanie – szukając brata, toczy walkę z ciemnymi mocami.


Czy zgodnie z życzeniem smoczego króla Celebranta nastąpi nowa, wieczna era smoków? Czy Seth i Kendra zdołają się odnaleźć i wspólnie pokonać mroczne siły?” 



W przypadku „Smoczej Straży” mogę stwierdzić, że jak na razie każdy tom jest lepszy od poprzedniego. „Pan Widmowej Wyspy” to książka, która przywodzi mi na myśl najlepsze części „Baśnioboru”. Chociaż pozostaje powieścią dla młodzieży, Mull porusza w niej tematy dość trudne do opisania, jak utrata pamięci, a do tego przypomina czytelnikom, że lepiej, by nie przywiązywali się do bohaterów, szczególnie tych nowych – wszak część z nich i tak za chwilę umrze. 


Zresztą już początek książki serwuje nam katastrofę – w Gadziej Opoce przestaje być bezpiecznie, gdy mroczne istoty uzyskują dostęp do dróg, dotychczas chronionych przed ich wpływem nawet podczas Nocy Kupały. Do tego Celebrant postanawia wykorzystać okazję i odebrać Kendrze władzę nad rezerwatem. I chociaż główni bohaterowie zostają uratowani przez niespodziewanego sojusznika, jeden z nich, znany czytelnikom Mulla od dość dawna, ginie. Czy płakałam z tego powodu? Nie, chociaż muszę przyznać, że byłam nieco zaskoczona, a cała scena wypadła dość smutno. 


Potem wcale nie jest lepiej, chociaż nie mam tu na myśli nic złego. Książka przybiera nieco mroczniejszy klimat niż poprzednie, choć nadal pozostaje idealna dla młodszych czytelników. Szczególnie widać to w wątku Setha, którego sytuacja naprawdę jest nie do pozazdroszczenia. Chłopak nie wie, komu może zaufać i kto w rzeczywistości jest tym dobrym, a kto tym złym, szczególnie że obie strony mają mocne argumenty. Dodatkowo jego przygody śledziło mi się najciekawiej, prawdopodobnie dlatego, że charakter Setha nie pozwala mi go nie polubić, a jego uwagi i przemyślenia są ciekawe do czytania. 


Chociaż wątek reszty grupy śledziłam z mniejszym zainteresowaniem, nie oznacza to, że był gorszy. Nie, przygody bohaterów wciąż angażowały, a do tego każdy z nich odegrał jakąś rolę. Przekonałam się nawet do Knoxa, podobała mi się całkiem scena z nim i demonem. Nadal jednak irytowało mnie nieco momentami, jak szybko i łatwo bohaterowie wychodzili z różnych kłopotów. Domyślam się, że taka już specyfika książek dla młodszych czytelników i nie przeszkadzało mi to jakoś specjalnie, ale czasem brakowało mi tego uczucia, że życie bohaterów jest naprawdę zagrożone. 


Tym, na co czekałam chyba najbardziej, była konfrontacja Kendry i Setha. Podobała mi się, szczególnie przez to, jak celne okazały się niektóre uwagi chłopaka. Sama miałam podobne przemyślenia w pewnych momentach, więc doskonale rozumiałam jego obiekcje. Nieufność wobec Kendry, dla której kiedyś zrobiłby praktycznie wszystko, i której powierzyłby własne życie, też wypada bardzo dobrze. W końcu bez wspomnień, za to pod wpływem Ronodina, świadomy tego, że jego moce pochodzą z mroku, a jej wręcz przeciwnie, nie miał żadnego powodu, by uwierzyć, że nie zostanie uwięziony tak samo, jak mroczne istoty. Podoba mi się też to, że mimo wszystko nie odepchnął od siebie jej słów całkowicie, a myślał nad nimi i nad tym, co wmawiał mu Ronodin, by dzięki temu móc zdecydować, co robić dalej. Cały jego tok rozumowania podczas rozmowy z Kendrą oraz na przestrzeni całej powieści jest wręcz świetny. Ta nieufność, dezorientacja oraz szczera chęć, by wszyscy w końcu dali mu spokój i pozwolili w spokoju sobie wszystko poukładać, zamiast zmuszać go do tego, by stanął po ich stronie.



„— [...] Co chcesz o sobie wiedzieć?

— Wszystko. Ale nie ufam nikomu, kto chce mi o tym powiedzieć. Nie wiem, w które historie wierzyć.”



Ronodina nadal nie lubię. Niezbyt dobry z niego nauczyciel, trochę zawiodłam się na tym wątku i liczyłam, że zobaczymy nieco więcej treningu, a mniej rzucania Setha na głęboką wodę z istnym podejściem: „jak umrzesz, to umrzesz i trudno”. No i jakoś mnie do siebie nie przekonał, chociaż prawdopodobnie, gdybym miała kilka lat mniej, bardzo bym go polubiła. Obecnie jednak mnie zbytnio nie kupił, a jako antagonistę o wiele bardziej lubię Celebranta. Ronodin no niby jest, niby coś knuje, niby nawet walczy z Paprotem, ale jakoś mnie nie zaciekawił zbyt mocno. Zdecydowanie widać po nim, że nie jest tym dobrym, ale to wszystko. Brakuje mi w nim czegoś, tak po prostu. Może mocniej określonego celu? Zarysowanych bardziej cech charakteru, które nie są poczuciem humoru? Nie mam pojęcia, ale jakoś nie skakałam z radości, gdy pojawiał się w książce.



Cała książka ma ciekawą, wartką fabułę, całkiem sensownie poprowadzoną. W powieści pojawiają się kolejne magiczne stworzenia (w tym selkie, jeeeej!), a całość nieprzerwanie ma ten piękny, baśniowy klimat, który wraz ze stylem autora sprawia, że czytanie to przyjemność. Widać, że mamy tu do czynienia z książką skierowaną raczej ku młodszym czytelnikom, jednak i ci starsi powinni się przy niej dobrze bawić. Całość utrzymana jest w morskich klimatach. Końcówka też wypada bardzo dobrze i zachęca do sięgnięcia po kolejną część. Jestem absolutnie zauroczona wykreowanym przez Mulla światem, w którym łatwo przepaść, gdy tylko otworzy się książkę. 


A tak na marginesie, nie wiem, jak wam, ale mi przez kolory ta okładka bardzo kojarzy się z czwartą częścią „Baśnioboru”. 



„— Czy rozumiesz, jakie to dziwne uczucie, że ty tak dobrze mnie znasz, a ja nie widzę w tobie nic znajomego? Mam zepsutą pamięć. To, co mówisz, może być prawdą. Jeśli tak, to szczęściarz ze mnie, że mam taką siostrę.”


Komentarze

Popularne posty