Recenzja książki "Pieśń zemsty" autorstwa G. Wielgusa
"Pieśń zemsty" to już drugi tom cyklu "Ostrze Erkal" autorstwa Grzegorza Wielgusa. Po pierwszym tomie, z którego wrażenia miałam pozytywne, chętnie sięgnęłam po tom drugi. Co prawda niestety zajęło mi to trochę więcej czasu niż przewidywałam, bo plan był wyrobić się z książką do końca poprzedniego roku, a wyszły pierwsze dni stycznia. Stąd też udało się uchwycić na zdjęciu śnieg, który paradoksalnie patrząc na zakończenie, do książki pasuje.
Opis od wydawcy:
Droga wiodąca do zemsty jest czerwona od krwi. Zirra ma przed sobą tylko jeden cel – wbić Brzytwę w pierś Eristi i wyzwolić duszę swej siostry z objęć kultu Wszechśmierci. Zwycięstwo jednak ma swoją cenę. O tym, że tańcząc na ostrzu miecza, łatwo o upadek, dotkliwie przekonał się też Karamis. Ale gdy staje się oko w oko z Relikwiarzami, trzeba zapomnieć o strachu… albo zginąć.
Kapitan Stauros wie już, że dochowanie wierności ideałom często oznacza sięgnięcie po broń. Do miasta rządzonego przez jego ojca zbliżają się wojska Lwicy Sagilei, lecz następca tronu musi jeszcze zniszczyć Znakodawców. Tymczasem Astris prześlizguje się między kolejnymi intrygami, choć wie, że przebywanie między młotem a kowadłem jest bardzo niebezpieczne.
Grzegorz Wielgus kontynuuje fenomenalną „Pieśń pustyni”, tym razem rozmieszczając bohaterów po obu stronach barykady. Muszą oni rzucić na szalę wszystko, aby przeżyć, podczas gdy stojąca na czele kultu Wszechśmierci Eristi zamierza wydobyć spod piasków pustyni tajemnicę, która rzuci na kolana całe Dominium.
Największy żal miałam do siebie, że właśnie tak długo zajęło mi zabieranie się za kontynuację cyklu. Dlaczego? Autor stworzył naprawdę rozbudowany świat, pełen kultur, postaci i szczegółów. I chociaż pamiętałam fabułę, to miałam na początku wrażenie, że właśnie szczegóły mi umykają i chwilę zajęło wdrożenie się w książkę. Tutaj mogę winić tylko siebie, bo do stylu autora i sposobu prowadzenia fabuły uwag nie mam.
Co do fabuły właśnie - jest dużo mniej schematyczna i przewidywalna niż w pierwszym tomie. Tam najbardziej odniosłam takie wrażenie przez walki na arenie i niewolników, o których można się potknąć co chwilę w książkach fantastycznych. Tutaj dzięki zejściu naszych bohaterów do podziemi, mogło zdarzyć się wszystko. I zdecydowanie się działo.
Jak w pierwszym tomie Zirra nie została moją ulubioną bohaterką, tak w tym współczułam jej już bardziej. Nadal momentami bałam się, że pójdziemy w stronę postaci, która poradzi sobie z każdą przeszkodą na swojej drodze bez większego szwanku, ale na szczęście końcówka dość skutecznie rozwiała moje obawy. Ciekawym wątkiem wydaje się być jej kroczenie w kierunku szaleństwa z zemsty, które mimo zakończenia nie zniknęło. Podoba mi się też, jak rozwija się jej relacja z Karamisem (może dlatego, że jego po prostu uwielbiam za istnienie), oraz obserwowanie, jak podnosi się on po wydarzeniach z końcówki poprzedniego tomu.
Dużą rolę zyskała też w tym tomie Seiva, która była niejako powodem całego zamieszania, ale jej samej mieliśmy wcześniej niewiele. Dobrze obserwowało się jej powolne kroki w walce o niezależności i w jaki sposób zmienia się pod wpływem Serca, co było widoczne nawet w sposobie wysławiania się.
Sporą przemianę przechodzi też Astris. Coraz mniej w niej tej naiwnej szlachcianki, a coraz więcej gracza, z którym się trzeba liczyć. Przy tym wszystkim zostaje jednak w pewien sposób delikatna, co było dobrą przeciwwagą dla Zirry.
W wątkach grandowskich muszę wyrazić swój żal, smutek i rozpacz. Dlaczego było tak mało Bahura? A patrząc już poważniej, podobały mi się aspekty zarządzania prowincją, wybierania mniejszego zła, spiski dworskie i ukazanie, jak wiele podczas bitwy może zmienić dobry dowódca.
Im bardziej zbliżaliśmy się do końca, tym bardziej drżałam o to, że zaraz wszystkie wątki się rozwiążą i dostaniemy zakończenie cyklu. Choć dużo na to wskazywało, to jednocześnie w końcówce pojawiło się znowu wiele niewiadomych i otwartych ścieżek na przyszłość, co sprawiło, że odetchnęłam spokojniej, bo z naszymi bohaterami nie mam ochoty rozstawać się na stałe. Panie autorze, proszę mnie tak nie stresować!
Podsumowując, rok się dopiero rozpoczął, a ja mam już solidnego kandydata do końcowej topki. Jeśli szukacie kawałka (i to dość grubego i ciężkiego) dobrej polskiej fantastyki, to zdecydowanie dobrze trafiliście. Ja polecam!
Recenzję pierwszego tomu znajdziecie tutaj.
Komentarze
Prześlij komentarz