Recenzja książki "Pieśń pustyni" autorstwa G. Wielgusa

    Dość często czytam polską fantastykę i nigdy nie mam oporów, żeby w tej dziedzinie sięgnąć po nowego autora. Grzegorza Wielgusa nie czytałam nic wcześniej, ale „Pieśń pustyni” przewijała się regularnie przez obserwowane przeze mnie social media i opinie były pozytywne. Nic więc dziwnego, że kusiło sprawdzić samej. Jak więc książka wypada?

    Opis od wydawcy:

    Wychowana na pustyni Zirra nienawidzi Dominium równie mocno, co zbierania drogocennej rudy białopyłu pomiędzy wydmami, ale kiedy jej siostra zostaje porwana przez kult Wszechśmierci, bez namysłu rusza w pościg. Karamis, poszukiwany listem gończym kapitan, to człowiek, któremu Zirra nigdy by nie zaufała, ale wróg to niekiedy jedyny pewny sojusznik na szlaku.

    Życie porucznika Staurosa przerywa kula z muszkietu, ale to dopiero początek jego drogi, która prowadzi do zapomnianej przez świat doliny, skrywającej niejedną tajemnicę. Astris, młoda dyplomatka zza morza, otrzymuje zadanie wykradzenia Widzącej Pustkę, tajemniczej księgi, skrywającej sekrety kultu Wszechśmierci.

    Losy bohaterów powoli się splatają, gdy przeszłość, dotąd zakopana pod piaskami pustyni, zaczyna budzić się do życia. Szybko się okazuje, że niektóre rzeczy nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego – zwłaszcza gdy mogą wpaść w niepowołane ręce.

    Grzegorz Wielgus rozpoczyna nową fenomenalną serię, tworząc unikalny świat pełen wyrazistych postaci, mrocznych intryg, pradawnych tajemnic i brutalnych pojedynków.


    Główną bohaterką książki jest Zirra, choć postaci przewija się sporo i wszystkie są dość istotne. Na początku lekko męczył mnie ten natłok bohaterów, nazw i bałam się, że jak odłożę książkę na dzień lub dwa, a potem do niej wrócę, to po prostu pogubię się w tym wszystkim. Na szczęście nic takiego się nie stało i z biegiem fabuły coraz więcej klocków wskakiwało na swoje miejsca, a autor dokładniej wprowadzał nas w swój świat. Ale wracając do naszej głównej bohaterki. Dziewczyna posiada białe oczy, które pozwalają jej dostrzegać najcenniejszy minerał w Dominium. Przez karty książki przechodzi dość sporą przemianę, ale nie polubiłam jej lub nie zielubiłam jakoś bardzo. Była mi raczej neutralna. Mamy tu do czynienia z waleczną dziewczyną, którą los raz za razem doświadcza bardziej.

    Dużo bardziej polubiłam towarzyszącego jej Karamisa. Za jego podejście do życia i historię przeszłości. Do tego jedna scena pod koniec z jego udziałem wywołała u mnie sporo emocji.

    Nie zapałałam wielką sympatią do Astris, która jest dość typową młodą, naiwną arystokratką, ale jej umiejętności i towarzysz są intrygujący i dają spory potencjał na przyszłość. Stauros mogłabym opisać jako typowego dobrego chłopaczka, ale jestem ciekawa jego dalszych losów. Polubiłam też jego ojca i totalnie rozumiem motywacje obu. Potrzebuję do szczęścia też dużo więcej Bahura.


    Świat przedstawiony ma sporo naprawdę oryginalnych elementów, jak białopył i jego właściwości, oba kulty religijne i ich pochodzenie czy umiejętności Astris. Z drugiej strony to pojawia się sporo ogranych motywów. Najbardziej nie przemówiła do mnie arena, choć też miała swoje momenty, szczególnie te emocjonalne. Mamy tu do czynienia też z dość klasycznymi motywami wielkiego imperium, podróży i rozwoju bohaterów, przywódców, próbujących ratować swoich ludzi niekoniecznie moralnymi metodami... I mogłabym wymieniać jeszcze długo. Na szczęście wszystko podane jest w dobrych proporcjach i historia jednocześnie zdaje się znajoma i świeża oraz zdecydowanie wciąga. I zaskakuje swoim rozmachem.

    Na plus mogę wymienić też subtelny humor i czasami naprawdę trafione opisy i porównania, które zapadały w pamięć.


    "Wystarczyła jedna chwila, jedna zła decyzja. Czasami nawet mniej. Strzaskany człowiek czepiał się rozpaczliwie największego fragmentu, który z niego pozostał, i maszerował dalej tylko po to, aby upaść ponownie. Kawałki stawały się coraz mniejsze, aż w ręku pozostawał tylko pył, który przesypywał się między palcami i znikał pośród wydm."


    Największe zastrzeżenia mam do zakończenia. Widać, że mimo monstrualnej długości książki, jest to dopiero wstęp do historii, która się dość mocno urywa. Wszystkie wątki docierają mniej więcej do punktów kulminacyjnych, ale nie mamy ich rozstrzygnięć. To też wskazuje na drugi problem, który miałam – nie wiem, do czego tak naprawdę większość wątków dąży. Rzeczy się dzieją, postacie zmierzają do spotkań i konfrontacji, ale nadal nie widać ostatecznego celu. Tutaj pewnie marudzę bardziej niż powinnam, bo nie lubię za bardzo otwartych zakończeń.


    Do korekty i redakcji, za które odpowiadały Katarzyna Kusojć i Dagmara Ślęk-Paw, nie mam uwag. Jak na taką ilość stron i tekstu potknięć zdarzało się naprawdę niewiele.


    Jak więc całościowo oceniam książkę? Naprawdę zaskakująco dobrze. Do tego stopnia, że zerknęłam sobie, co tam jeszcze innego autor napisał, żeby w przyszłości może znaleźć czas i się zapoznać. Jest to kawałek solidnej fantastyki, miejscami dość oryginalnej, miejscami opierającej się na ogranych motywach, ale na pewno wciągającej w swój świat. Żałuję tylko, że zakończenie jest tak otwarte i  książka jest dopiero wstępem do tego, co chce nam przekazać autor. Czy mimo to polecam? Zdecydowanie. Myślę, że cykl ma potencjał znaleźć się w moim top serii polskich pisarzy.


    Za egzemplarz recenzencki dziękuję bardzo autorowi.

Komentarze

Popularne posty