Recenzja książki „Syrena z błękitnej toni”

 Szansę ma się wtedy, gdy odważy się po nią sięgnąć.”





TYTUŁ ORYGINAŁU: "The Siren and the Deep Blue Sea"

AUTOR: Kerrelyn Sparks

WYDAWNICTWO: Skarpa Warszawska

LICZBA STRON: 429

ROK WYDANIA: 2023

GATUNEK: romans, fantasy

„Cztery siostry zostały królowymi. Ostatnia… wykuje własną ścieżkę… Wychowana na przesiąkniętą magią Wyspie Księżyca, Maeve jest przyzwyczajona do niezwykłych mocy – i tego, jak napędzają one politykę jej świata. Kiedy odkrywa jednak, że potrafi dowolnie zmieniać kształt, wie, że nie zatrzyma dla siebie tej informacji na długo. Brody, enigmatyczny i niezwykle irytujący zmiennokształtny szpieg zawsze znajdował czas dla Maeve. Minęły jednak dwa miesiące odkąd go widziała i chociaż nikt inny nie wierzy, że Brody jest w niebezpieczeństwie, Maeve jest przekonana, że musi go uratować sama. Brody, przeklęty jako chłopiec przez Morską Wiedźmę może spędzić tylko dwie godziny dziennie w swojej ludzkiej postaci. By odzyskać wolność musi przybrać straszną postać. A kiedy Maeve dowie się, co za tym stoi, rozpęta burzę jak żadna inna…”


~ Zalecany wiek czytelnika: 18+; powieść zawiera wyraźne sceny erotyczne

Recenzja napisana we współpracy z wydawnictwem Skarpa Warszawska~


Dzisiaj przychodzę w końcu z recenzją drugiej (przynajmniej w Polsce, bo oryginalnie to chyba piątej) części serii Kerrelyn Sparks, „W objęciach magii”, czyli „Syreną z błękitnej toni”. I niech was nie zmyli tytuł, bo syren wbrew pozorom zbyt wiele tu nie ma. Ani tych ogoniastych, ani skrzydlatych, ani nawet alarmowych.

To jednak, co muszę powiedzieć już na wstępie, to to, że ta część jest zdecydowanie lepsza od poprzedniej. Nadal nie jest to wybitne dzieło ani nawet książka wyjątkowo dobra, ale widać sporą poprawę w porównaniu do „Miłości od elfiego wejrzenia”. Może nie we wszystkich aspektach, ale widać. 


Główną bohaterką tej części jest Maeve, najmłodsza z pięciu sióstr, której najbardziej znaną umiejętnością jest zamiana w fokę. I chociaż w książce kilka razy jest określona jako selkie, to z legendarną istotą łączy ją tylko to, że cóż, przemienia się w to konkretne zwierzę i potrafi porozumieć się z prawdziwymi fokami. Tak więc zarówno selkie, jak i syreny są tu przedstawione jako zasadniczo dość luźne inspiracje mitologicznymi stworzeniami. Czy to źle? Nie, chociaż nie ukrywam, że trochę mnie to w pewnym momencie irytowało. No i zobaczyłabym z ciekawością książkę, gdzie selkie naprawdę jest selkie. Ale to tylko taka mała dygresja. 


Poza Maeve ważną rolę odgrywa też Brody, zmiennokształtny mężczyzna przeklęty przez Morską Wiedźmę, mogący tylko dwie godziny w ciągu dnia utrzymać swą prawdziwą postać. Jest on ukochanym (oczywiście ze wzajemnością) Maeve. Co jednak pocieszające, romans ten nie jest aż tak bijący w oczy i irytująco poprowadzony, jak ten w poprzedniej części, przede wszystkim dlatego, że fabuła skupia się też na innych rzeczach. Wydaje mi się, że ograniczono też odrobinę żenujący sposób tego, jak bardzo pożądają siebie bohaterowie. Nie, spokojnie, nadal to nie zniknęło, nadal można się zażenować, ale odrobinkę mniej. 


No, dopóki nie zacznie się czytać scen erotycznych, ale o tym później. Najpierw pogadajmy o zaletach tej książki. Najważniejszą jest to, że w końcu mamy większą fabułę. O ile w poprzednim tomie wszystko było dość kameralne, tym razem pojawia się większy rozmach, zdecydowanie na plus. Konflikt naprawdę czuć i cieszę się, że fabuła poza romansem istnieje, bo to sprawia, że książkę czyta się znacznie lepiej.


Poza główną parą mamy też innych bohaterów, z czego najważniejszymi niewątpliwie są Nevis i Elinor. Ten pierwszy jest pułkownikiem, który dostał zadanie towarzyszenia Maeve w jej podróży. I przy okazji stanowi najjaśniejszy punkt tej książki oraz najlepiej zarysowanego bohatera. Ma swoje wady i zalety, a fakt, że często najpierw mówi, a potem myśli, wprowadza dużo humoru. Tak samo jak jego zamiłowanie do placka wiśniowego. Naprawdę, Nevis jest najbardziej sympatyczną i humorystyczną (a przy tym, co ważne, wciąż inteligentną) postacią. O Elinor można z kolei powiedzieć, że to typ silnej, niezależnej kobiety, która jednak nie jest przesadzona i nie gardzi wszystkimi dookoła, wręcz przeciwnie. A wątek romantyczny jej i Nevisa jest, mimo że trochę w tle w stosunku do głównej pary, poprowadzony znacznie lepiej. 


Książka ma też w sobie sporo humoru, który w większości, choć nie był specjalnie wysokich lotów, do mnie trafiał, a przy okazji całkiem dobrze równoważył poważne sceny. Całkiem dobrze wypadła też ostateczna bitwa, bo chociaż od początku było wiadomo, która strona wygra, podobał mi się sposób wykorzystania darów poszczególnych postaci. No i była napisana całkiem dobrze. Ogółem wydaje mi się, że ta część stylistycznie jest trochę lepsza od poprzedniej i czyta się ją po prostu lepiej. Tym razem również i ci źli bohaterowie wyszli dość dobrze, było nawet czuć, że są źli i dość potężni. 


Tak naprawdę największą wadą książki są sceny erotyczne. Nie sama ich obecność, a sposób, w jaki zostały napisane. Na szczęście nie ma ich zbyt wielu, ale, tak jak w poprzedniej części, absolutnie wywołują wypieki na policzkach. Szkoda tylko, że wypieki zażenowania. Chociaż przynajmniej nie są zbyt długie, to trzeba im przyznać, a do tego stanowią tylko dodatek do reszty historii. Tak naprawdę można je spokojnie pominąć podczas czytania. 


„Syrena z błękitnej toni” nie jest książką wybitną, ale z pewnością lepszą od poprzedniej części. Mamy tu w większości bohaterów jednoznacznie dobrych i złych, przez co historia jest momentami dość naiwna, a sceny erotyczne nie wypadają najlepiej, ale poza tym to powieść, którą można spokojnie przeczytać i całkiem dobrze się przy niej bawić. Na pewno stoi poziomem wyżej od poprzedniego tomu, a cała fabuła jest napisana i skonstruowana porządnie oraz ciekawie, nawet jeśli niektóre rzeczy są dość oczywiste. To naprawdę niezła, prosta historia na wieczór czy dwa, przy której da się dobrze bawić.



Recenzja poprzedniego tomu: „Miłość od elfiego wejrzenia”


P.S. 

Okładka jest absolutnie okropna pod względem wykonania. Nie tylko nie działa tu żaden światłocień, ani zasady dotyczące tkanin i włosów pod wodą, oraz światła tam, ale i zwyczajnie anatomia jest po prostu zepsuta. Tak w wielkim skrócie. O ile poprzednia część miała jeszcze znośną okładkę, tak ta tutaj... no niestety.

Komentarze

Popularne posty