Recenzja książki "Z mgły zrodzony" autorstwa B. Sandersona

     Już dawno chciałam się zabrać za książkę "Z mgły zrodzony" autorstwa Brandona Sandersona, ale jakoś było mi nie po drodze. Teraz jednak złożyły się dwie rzeczy - została mi polecona w wyzwaniu 12 książek na 2023 rok oraz kolega zgodził się pożyczyć mi egzemplarz. Jak więc książka wypada?


    Opis od wydawcy:

    Przez tysiąc lat popiół zasypywał kraj, nie kwitły kwiaty. Przez tysiąc lat skaa wiedli niewolnicze życie w nędzy i strachu. Przez tysiąc lat Ostatni Imperator, "Skrawek Nieskończoności”, posiadając władzę absolutną, rządził i stosował terror, niezwyciężony jak bóg. A kiedy nadzieja została porzucona już tak dawno, że nie pozostały z niej nawet wspomnienia, pokryty bliznami pół-skaa ze złamanym sercem odkrywa ją na nowo w piekielnym więzieniu Ostatniego Imperatora. Tam poznaje moce Zrodzonego z Mgły. Znakomity złodziejaszek i urodzony przywódca, wykorzystuje swoje talenty w intrydze, która ma pozbawić tronu i władzy samego Ostatniego Imperatora.


    Zacznę od tego, że fabuła książki nie jest w żaden sposób odkrywcza. W dużej mierze bazuje na schematach dobrze znanych fanom fantastyki. Sanderson łączy je jednak w taki sposób, że mimo wszystko wydarzenia wciągają i wbrew grubości książki czyta się ją błyskawicznie. Wpływa też na to styl książki, który jest bardzo dobry i raczej klasyczny. Wiem, że pewnie nie wszystkim będzie odpowiadał, bo sprzyja raczej opisom, ale ja się zachwycałam. Pewnie dlatego, że akcja większości książek obecnie pisanych pędzi aż za bardzo do przodu.

    
    Po raz kolejny naprawdę doceniam u Sandersona pomysł na magię. Jest oryginalnie, ale jednocześnie znajomo. Choć momentami miałam wrażenie, że umiejętności naszych bohaterów są aż przesadzone, to nadal sam pomysł jest bardzo ciekawy. Odbiłam się tylko przy pierwszym opisie akcji z wykorzystaniem magii, który mnie nieźle zmęczył, bo pojawiała się cała masa nazw metali, losowych umiejętności i przyciągania czy odpychania. Potem jednak dzięki szkoleniu Vin poznajemy magię powoli, więc kolejne sceny czytało się już płynnie.
    Świat przedstawiony nie jest już aż tak oryginalny, ale nadal dobrze zarysowany i z intrygującymi elementami.


    Dość sporą zaletą książki jest to, że dostajemy dwie postacie na różnym etapie rozwoju. Dzięki Vin poznajemy powoli świat i magię, ale Kelsier wprowadza więcej dynamiki i akcji różnej od powtarzalnych szkoleń i balów. Właściwie oboje z nich polubiłam za inne cechy. Miałam obawy na początku, czy Vin nie będzie mnie irytować za szybkim rozwojem i wszechstronnymi zdolnościami, ale na szczęście jej przemiana z przerażonej złodziejki została dobrze poprowadzona. Kelsier wydaje się ryzykantem i lekkoduchem, ale przy bliższym poznaniu bardzo zyskuje.



    Przed rozdziałami zamieszczano zapiski, które momentami bardzo mi się podobały. Chociaż można było odnieść wrażenie, że to tylko przesadzone mądrości życiowe lub rozważania, to niezwykle dobrze mi się je czytało. Nawet kiedy miałam zamiar odłożyć książkę po jakimś rozdziale, to kolejny zapisek i tak rozpędem jeszcze czytałam.


    Chociaż można odnieść wrażenie, że akcja rozwija się powoli, to w końcówce zdecydowanie nabiera tempa. Wszystkie wątki się zazębiają, dostajemy zwrot akcji za zwrotem akcji i choć część da się przewidzieć, to fabułę śledzi się z zapartym tchem. Często narzekam, że w zakończeniu niektóre rzeczy dzieją się za szybko lub łatwo, a tutaj nie miałam takiego wrażenia, a wszystko było dobrze rozpisane.


    Teoretycznie książka jest początkiem trylogii, ale dość dobrze działa też jako samodzielna pozycja. Historia w niej przedstawiona jest zamknięta i chociaż pozostawiono trochę luźnych nitek na kontynuację, to sprawia wrażenie kompletnej historii.


    Muszę jednak mimo wszystko trochę ponarzekać. Przez to, że akcja książki rozłożona jest na wiele miesięcy, zdarzały się jej przestoje albo dość spore przeskoki, po których charakter bohaterów dość mocno się zmieniał.

    Mam też wrażenie, że oprócz głównych bohaterów, postacie opierały się przede wszystkim na jednej cesze charakteru. Teoretycznie była wspominana ich przeszłość, ale nie zawsze mi to wybrzmiewało i ekipa złodziei zlała mi się w jednego bohatera zbiorowego.


    Od strony technicznej nie mam praktycznie żadnych uwag, a osobiście czytałam jubileuszowe wydanie książki. Wyłapałam tylko co jakiś czas, że losowo przed kropkami pojawiały się spacje i był to powtarzający się błąd.


    Podsumowując, nie spodziewałam się, że klasyczna fantastyka podejdzie mi aż tak. Chociaż czytałam już masę podobnych historii, to "Z mgły zrodzony" nadal potrafił zdobyć moją uwagę i wciągnąć. Zdecydowanie polecam i planuję zabrać się za kolejne tomy.


    Recenzję innej książki autora znajdziecie tutaj:

Komentarze

Popularne posty