Recenzja książki "Lekcja pierwsza. Nie przeklinaj dyrektora swego" autorstwa E. Stellar.
Po pierwszą książkę z serii "Akademia Uroków", czyli "Lekcja pierwsza. Nie przeklinaj dyrektora swego" autorstwa Ellen Stellar sięgnęłam za sprawą Sigmy. Właściwie już przed pierwszymi informacjami o wydaniu wysyłała mi grafikę okładkową i zwracała na książkę uwagę, więc koniec końców nie mogłam przejść obok tej pozycji obojętnie i musiałam sama sprawdzić, o co tyle krzyku.
Opis od wydawcy:
Czy wiesz, co może się stać, kiedy rzucasz na kogoś urok, nie mając pojęcia, co on oznacza? A co jeśli przeklniesz nim swojego dyrektora?
Deya Riate to urocza, czerwonowłosa adeptka Akademii Uroków, która nader często wpada w kłopoty. Kiedy przypadkiem rzuca urok na zabójczo przystojnego lorda-dyrektora, Riana Tiera, nie ma pojęcia, że zapoczątkuje tym serię niezwykłych zdarzeń. Wypowiedziane nieśmiałym szeptem przekleństwo doprowadzi do zagadkowych zabójstw i wywoła niemałe poruszenie wśród mieszkańców Akademii.
Czy Lord Tier oprze się urokowi? A może przyjdzie mu walczyć nie tylko ze złymi mocami, ale też z samym sobą? Och, Deyu… Coś ty najlepszego narobiła!
Z lekturą książki wstrzeliłam się idealnie, bo w pierwsze dni października, a Akademia Uroków bardzo przypomina szkołę lub uczelnię. Studentom i nauczycielom nie chce się na pewno tak bardzo, jak i mi nie chciało w tamtym czasie. Wszystko toczy się tak naprawdę od sesji do sesji, co idealnie oddaje realia. Zwykle w przypadku szkół magicznych mamy uczniów, którzy uwielbiają chodzić na jakieś zajęcia, a przynajmniej przejawiają zainteresowanie częścią z nich. Tutaj adeptki przejawiały zainteresowanie co najwyżej przystojnym dyrektorem, co naprawdę wypadło bardzo realistycznie i uważam to za jeden z głównych plusów książki.
Styl autorki jest lekki i pełen humoru, więc książkę czytało mi się bardzo szybko i kilka razy się uśmiechnęłam. Fabuła nie jest jakoś bardzo skomplikowana i starszy czytelnik dość szybko domyśla się kilku kluczowych zwrotów akcji w wątku kryminalnym i romantycznym. Mimo wszystko książka jednak wciąga i jest to pozycja z tych dobrych na odstresowanie, kiedy człowiek nie ma ochoty na coś bardzo ambitnego.
Wątek kryminalny daje o sobie znać bardziej od połowy książki, a wcześniej jest przyćmiewany przez ten romantyczny, który nieszczególnie przypadł mi do gustu. Jest bardzo prosty, Deya mocno naiwna, a Tier czasami zachowuje się dla mnie po prostu nie do przyjęcia. Mimo wszystko konwencja, w jakiej jest prowadzany, pasuje do młodzieżówki w magicznych klimatach.
Podobny ambiwalentny stosunek mam do postaci. Deyę lubię przez większość czasu, ale momentami jej naiwność rozkłada mnie na łopatki. Ma jednak szansę wyjść na ludzi. Lord Tier czasem sprawiał, że miałam ochotę czymś w niego rzucić, ale z drugiej strony doceniam też jego troskliwą twarz i organizacyjne zdolności. Chyba tak naprawdę polubiłam tylko Jurao i Riayę Naytesów oraz Darrena Ellochara i mam nadzieję, że w kolejnych częściach będzie ich więcej.
Całościowo mam dobre wspomnienia z lektury, chociaż książka nie jest idealna i ma sporo wad. Czyta się ją lekko i raczej bawi. Myślę, że tutaj przede wszystkim dużą rolę będą odgrywały oczekiwania czytelnika. Jeśli oczekujecie czegoś ambitnego, to się rozczarujecie. Jeśli chcecie dostać dobrą młodzieżówkę w klimatach szkoły magicznej z dość wyraźnym wątkiem romantycznym, to raczej będzie lektura dla was.
Recenzję Sigmy tej książki znajdziecie tutaj.

Komentarze
Prześlij komentarz