Recenzja książki "Felix, Net i Nika oraz Zero Szans" autorstwa R. Kosika
Na początku chciałabym poprosić o docenienie poświęcenia mojego brata, który zgodził się zostać moim Felixem. Oczywiście po odpowiedniej dawce narzekania i mordowania mnie wzorkiem. A teraz już przejdźmy do książki, czyli szesnastego tomu serii „Felix, Net i Nika” o podtytule „Zero Szans” autorstwa Rafała Kosika.
Opis od wydawcy:
Felix, Net i Nika wyruszają na szaloną wyprawę na drugi koniec świata. Czy ich mission imposible ma jakiekolwiek szanse powodzenia?
Czy zaginiony samolot z Laurą oraz tajemniczym ładunkiem uległ katastrofie? Gdzie zaprowadzi przyjaciół ich niezwykłe śledztwo? Jesteście gotowi na Bangkok, Sajgon, street food, wredne małpy, śmierdzące duriany, tuk-tuki, opuszczone wieżowce, yakuzę oraz gang mnichów, eleganckie hotele oraz kwatery z latającymi karaluchami, bazary, krokodyle w kanałach Menamu i ruiny zagubionych w dżungli świątyń, oplecione korzeniami drzew i pajęczynami pająków, których nigdy nie chcielibyście zobaczyć?
Przed czytelniczkami i czytelnikami wielka dawka egzotyki, tajemnic, przygód, kłopotów, sercowych komplikacji i niezawodnego humoru!
Zacznę od tego, że książka jest całkiem inna klimatycznie niż zwykle. Nie tylko dlatego, że przenosimy się do dalekiej Azji. Czuć też, że nasi główni bohaterowie dorastają, a dodatkowo podjęty temat przeżywania zaginięcia ukochanej osoby nie jest łatwy. Jak więc to wyszło? Cóż, na pewno inaczej, ale z drugiej strony nie uważam, że źle. Jednak nie wszystkim może to podejść.
Styl autora trzyma poziom i nadal uważam go za bardzo dobry. Tak samo zresztą utrzymuje się poziom humoru. Nawet nie wiedziałam, że aż tak za nim tęskniłam, zanim nie zabrałam się za lekturę. Urzekały mnie więc między innymi „odwołania do pisania książki o bohaterach”, oczywiście podejście życiowe Neta, czy rozmowy naszych bohaterów z Manfredem, które nadal uwielbiam.
Przyznam szczerze, że mam pewien problem z oceną retrospekcji pojawiających się w książce. Z jednej strony są świetnie napisane i momentami genialnie przeplatają się z akcją... Ale z drugiej właśnie ich umiejscowienie niekoniecznie było trafione i czasami przerywały wydarzenia w takim momencie, że miałam ochotę przerzucić kilka stron, żeby najpierw zająć się główną osią fabuły. Mimo wszystko sam pomysł zaczęcia od środka akcji i cofania się w retrospekcjach uważam za udany.
Z takich drobiazgów, które dzisiaj doceniam bardziej niż wcześniej, to podobał mi się cały aspekt techniczo-informatyczny. Mam wrażenie, że po części dlatego, że kiedyś osobiście niezbyt miałam z nim cokolwiek wspólnego na co dzień, a teraz jakby nie patrzeć, to zaraz bronię magistra ze słowem „informatyka” w nazwie.
Za to dla odmiany wątki paranormalne mniej mi leżały. Jak jeszcze w ogólności były całkiem okej, to jak zwykle miałam problem, kiedy doszliśmy do tych „niewytłumaczalnych żadnymi zasadami”, czyli na przykład akcji w opuszczonym wieżowcu. Ogólnie lubię fantastykę, ale mimo wszystko lubię też rozumieć zasady, według których działa w niej „magia”.
Z głównych bohaterów mam wrażenie, że Nika pozostała gdzieś z tyłu. Była momentami motorem napędowym akcji, ale wydoroślała najmniej i została troszkę przyćmiona przez Neta i Felixa. Net nadal jest bohaterem, o którym uwielbiam czytać, ale jakbym miała z nim przebywać dłużej niż godzinę, to pewnie nieźle bym się zirytowała. Mimo wszystko widać, że dorasta i bardzo dobrze czytało mi się jego przemyślenia oraz patrzyło, jakie decyzje ostatecznie podejmuje. Najbardziej w tej książce jednak wybija się Felix i naprawdę podziwiam, w jak sprawny sposób przedstawiono jego załamanie.
Książka zawiera dość sporą liczbę uproszczeń, na które nawet sam autor zwrócił uwagę w „Posłowie”, co doceniam. Nie przeszkadzały mi one wcale podczas lektury. W końcu mamy do czynienia z młodzieżówką, a one zwykle są tych uproszczeń pełne.
Niestety zakończenie tego tomu jest dość rozczarowujące. Czuć, że mamy przed sobą dopiero pół przygody i gdzieś trzeba było książkę przeciąć. I jak rozumiem decyzję autora o tym rozbiciu, tak mam nadzieję, że druga część ukaże się szybko. Częściowo nawet zastanawiałam się, czy nie polecać Wam czekania z lekturą aż ukaże się całość, ale ostatecznie nie będę tego robić. W końcu sama jeszcze nie czytałam drugiej połowy, więc nie wiem, co tam na nas czeka. Mimo wszystko jednak warto mieć tę informację o podziale z tyłu głowy, kiedy zabieracie się za lekturę.
To zabrzmi odrobinę strasznie, jakbym już była bardzo stara, ale „FNiN” jest jedną z trzech moich ulubionych serii z młodszych nastoletnich lat. Nawet pomimo wszystkich wad, które widzę w tym tomie, bawiłam się więc świetnie i wspomnieniami przenosiłam gdzieś daleko. Jeśli czytaliście inne książki z serii i Wam się podobały, to myślę, że i do sięgnięcia po tą nie muszę Was bardzo namawiać, ale moim zdaniem trzyma poziom, chociaż klimat książki jest tak różny od poprzedników.
Recenzję innej książki autora znajdziecie tutaj:
Komentarze
Prześlij komentarz