Recenzja książki "Eskadra Alfabet. Cena zwycięstwa" autorstwa A. Freeda

    „Cena zwycięstwa” to ostatni tom trylogii „Eskadra Alfabet” autorstwa Alexandra Freeda i najnowsza gwiezdnowojenna pozycja od wydawnictwa Olesiejuk. Po książkę sięgnęłam od razu w dzień premiery i dziś przychodzę do Was z recenzją.


    Opis od wydawcy:
    
    W porywającej finałowej części trylogii „Star Wars. Eskadra Alfabet” asy przestworzy z Nowej Republiki zyskują ostatnią szansę, by rozproszyć mrok Skrzydła Cienia!

    W następstwie szokującej decyzji Yriki Quell – i jednej z najbardziej zażartych bitew w ich życiu – pozostali członkowie Eskadry Alfabet poszukują odpowiedzi i wyjaśnień w galaktyce, w której ponownie zaczynają się jątrzyć stare rany.

    Soran Keize dowodzi Skrzydłem Cienia. Przerażająca Operacja Popiół, mająca na celu unicestwienie wielu planet, zapoczątkowana u schyłku rządów Imperium, rozgorzała na nowo w całej galaktyce. Skrzydło Cienia nie jest już ranną ofiarą, która ucieka przed drapieżnikami z Nowej Republiki. Dzięki swojemu przywódcy pułk odzyskał siły, a jego okręty i eskadry myśliwców TIE czają się w cieniu międzygwiezdnej pustki i wykonują ostatni niszczycielski rozkaz upadłego Imperatora, a także wypełniają inną, bardziej osobistą misję, której Keize podjął się nie w imię umierającego Imperium, lecz z myślą o jego lojalnych żołnierzach.

    Myśliwce Eskadry Alfabet są równie sfatygowane jak dusze ich pilotów, jednak ci od samego początku mogli na siebie liczyć. Choć teraz, gdy przyjdzie im stanąć przeciwko odrodzonej potędze Skrzydła Cienia, nie mogą być pewni nawet tego. Jak schwytać Cień? Jak go unicestwić? A gdy już wreszcie odniosą zwycięstwo, kto zapłaci jego cenę?


    
    O ile zwykle potrzebowałam chwili, żeby „wgryźć się” w styl Freeda, tym razem od razu książkę czytało mi się płynnie, co troszkę mnie zaskoczyło, bo już nastawiłam się na trudny początek. Może dlatego, że od początku startujemy z akcją i znanymi nam postaciami. I mimo że zwykle narzekam na trudny w odbiorze styl autora, tak nadal uważam go pod tym względem za jednego z najlepiej piszących autorów dla Star Wars.

    
    
    Tak jak poprzednie części i ta stoi przede wszystkim postaciami. Każdy z pilotów eskadry jest praktycznie nie do poznania względem początku trylogii. Podobał mi się rozwój wszystkich i ukazanie, co wojna zrobiła z ich psychiką. Najmniej mnie interesowała postać Chass na Chadic, ale ta tendencja utrzymywała się u mnie od początku serii, a zdecydowanie błyszczała Kairos. Naprawdę nie spodziewałam się, że wątek tej niepozornej obcej tak mnie zainteresuje. Podobało mi się też dobre oddanie charakteru Hery Syndulli i to jej perspektywy obok Yricki Quell z „dobrej strony” barykady czytało mi się najlepiej.
    Po stronie Imperium błyszczy Soran Keize. Chociaż nie we wszystkim się z nim zgadzam, to prezentuje się naprawdę dobrze jako przeciwnik, który nie jest z gruntu zły, a po prostu troszczy się o swoich ludzi. Bardzo dobrze czytało się jego przerzucanie się argumentami z Yricką.

    Co do samej akcji, to już nie jest tak kolorowo. W pierwszej części dostajemy bitwy, które są w pewnym sensie powtórką z rozrywki i aż tak nie wciągają. Niezbyt przypadł mi też do gustu wątek z imperialną bazą danych, a raczej sam koncept jej istnienia. Żeby dało się zgromadzić takie dane, to całe Imperium musiałoby być inwigilowane na każdym kroku.

    Za to końcowe wydarzenia na pewno mają rozmach i wgniatają w fotel. Śledziłam akcję z zapartym tchem, chociaż przecież z innych źródeł znałam wynik końcowej bitwy. Naprawdę było mi żal rozstawać się z bohaterami i podobało mi się, że żadne zakończenie nie było tak naprawdę szczęśliwe.


    Książka bardzo dobrze się łączy z wydarzeniami z trylogii „Koniec i początek” i sama nie wyłapałam żadnych nieścisłości. Na pewno pomaga tutaj obserwowanie kluczowej bitwy wojny w małym wycinku i skupienie się na bohaterach z Eskadry Alfabet oraz Skrzydła Cienia.


    Z innych małych drobiazgów podobały mi się tytuły nadawane każdej z czterech części i potem zawierającym się w nich rozdziałom. Tutaj chyba moim faworytem będzie część czwarta „Cena zwycięstwa” i rozdział „Trwałe blizny na ciele i duszy”. Niby taki szczegół, a cieszył.


    Jak zwykle do tłumaczenia, za które odpowiada Krzysztof Kietzman, nie mam się co przyczepić. Tak samo redakcja i korekta stoją na wysokim poziomie – nie wyłapałam w książce nawet jednej literówki. W środku poprawiono też pozycję „Gasnącej Gwiazdy” w chronologii, a na okładce dodano dolny pasek względem wydania oryginalnego, żeby pasowało do innych tomów trylogii. Nawet gdybym chciała, to nie bardzo miałabym się do czego przyczepić!


   „Wybrała życie, a jedyne, co jej z tego przyszło, to powolne oczekiwanie na śmierć na przestrzeni godzin lub dni"


    Podsumowując, „Cena zwycięstwa” to bardzo dobre domknięcie bardzo dobrej trylogii. Chociaż w książce nie brakuje akcji, to stoi ona przede wszystkim bohaterami oraz relacjami między nimi. Trzeba brać pod uwagę też dość charakterystyczny styl Freeda, który potrafi męczyć, chociaż w tym tomie akurat nie było go aż tak czuć. Książkę i całe „Abecadło” zdecydowanie polecam. Przed lekturą tematyka myśliwców i ich pilotów nie była moją ulubioną, ale trylogia zmusiła mnie, żebym przemyślała swoje stanowisko.   


    Recenzję poprzedniego tomu znajdziecie tutaj.

Komentarze

Popularne posty