Recenzja książki "Eskadra Alfabet. Puste słońce" A. Freeda
Po pierwszym tomie „Eskadry Alfabet” miałam duże oczekiwania względem kolejnego. Zauważyłam, że im bardziej się na coś nastawiam, tym potem najczęściej kończę bardzo rozczarowana. Czy tak było i tym razem? Nie do końca.
„Eskadra Alfabet. Puste słońce” A. Freeda ukazała się w naszym kraju 26.01 nakładem wydawnictwa Olesiejuk i jest to pierwsza z jedenastu pozycji z Gwiezdnych Wojen zaplanowanych na 2022 rok przez wydawcę. Za tłumaczenie odpowiada jak w przypadku poprzedniego tomu Krzysztof Kietzman. Warto tutaj podkreślić, że wydawnictwo bardzo zwraca uwagę na opinie fanów. Specjalnie dorobiono niebieski poziomy pasek na dole okładki, którego w oryginalnym wydaniu nie ma, żeby pasowało do tomu pierwszego. W pierwotnej wersji okładki napis znajdował się wyżej i przysłaniał twarz postaci, co też zostało szybko poprawione po zwróceniu uwagi. Tylko tak trzymać!
Opis książki:
Polowanie Eskadry Alfabet na najbardziej zabójcze myśliwce TIE w galaktyce jeszcze nie dobiegło końca! Przeżyj kolejną niesamowitą przygodę w świecie „Gwiezdnych Wojen”.
Wieść o zwycięstwie Nowej Republiki rozeszła się szerokim echem po galaktyce. W jego następstwie okręty flagowe nowo powstałego rządu zmierzają ku najodleglejszym gwiazdom, odszukując i niszcząc ostatki imperialnej tyranii. Jednak niektóre duchy trudniej przepędzić niż inne, a żadne nie są równie niebezpieczne co Skrzydło Cienia.
Powstała z potrzeby chwili Eskadra Alfabet pod dowództwem Yriki Quell nadal podąża tropem Skrzydła Cienia. Jej cel wydaje się bliski, a pilotom zaczyna ciążyć presja, by odnaleźć pułk imperialnych myśliwców, nim będzie za późno. Żądna sukcesu Quell współpracuje, choć niechętnie, z Caernem Adanem z Wywiadu Nowej Republiki, a także legendarną generał Herą Syndullą, przygotowując najniebezpieczniejszy dotąd fortel w swojej karierze. Celem jest zwabienie Skrzydła Cienia w pułapkę, która mogłaby zakończyć pogoń raz na zawsze.
Jednak skryty w ciemnościach wróg nie próżnuje. Soran Keize, ostatni spośród imperialnych asów, zajął miejsce Nestorki i objął dowództwo nad Skrzydłem Cienia, by w godzinie największej próby tchnąć nowe życie w jednostkę. Powróciwszy z tułaczki spowodowanej wojennymi wstrząsami, Keize znów odnalazł sens istnienia – zamierza prowadzić zagubionych żołnierzy i zapewnić im bezpieczeństwo. Na drodze stoi mu jednak przeszkoda – najbardziej niedobrana eskadra we Flocie Nowej Republiki pod wodzą jego dawnej podopiecznej Yriki Quell.
Zacznę od tego, że zawsze mam z Freedem jeden problem. Jego główną wadą jest to, że jest chyba najlepszym warsztatowo pisarzem pracującym obecnie przy Gwiezdnych Wojnach. Dlaczego to problem? Przecież powinien to być plus. Cóż, jego specyficzny styl zawsze sprawia mi trochę kłopotów, zanim się wstrzelę. Najczęściej po 100-150 stronach zaczynam łapać już rytmy i czytanie idzie płynnie, ale początki zawsze są męczące. Warto to brać pod uwagę, rozważając czytanie.
Akcja książki podzielona jest na dwie części. Przed i po planowanej zasadzce na Skrzydło Cienia, która jak można się domyślić, niekoniecznie idzie zgodnie z planem. W pierwszej połowie główni bohaterowie przebywają razem, a później akcja rozdziela się na wiele wątków, które łączą się znowu dopiero w finale. Osoby, które narzekały na mnogość postaci i wątków przy „Świetle Jedi” nie będą więc zachwycone. Mnie osobiście to nie przeszkadzało.
Mogłoby się wydawać, że skoro jest to powieść o eskadrze myśliwców, to będziemy mieli tutaj do czynienia z całą masą bitw kosmicznych. Bitwy co prawda są, ale stanowią tak naprawdę tylko tło do rozważań i zagłębiania się w psychikę postaci, co Freed robi bardzo dobrze. Do tego stopnia ukazuje motywacje oby stron konfliktu, że momentami nie do końca byłam pewna, czy kibicuję „tym dobrym”. Bohaterowie popełniają błędy i muszą mierzyć się z konsekwencjami swoich decyzji.
Pod stronie Nowej Republiki obserwujemy przede wszystkim poczynania Yriki Quell, Natha Tensenta, Wyla Larka, Chass na Chadic i Caerna Adana. Należąca do Eskadry Alfabet Kairos i generał Syndulla dość szybko schodzą na dalszy plan i powracają dopiero w końcówce.
Yrica stara się zmierzyć z tym, że jej sekret wychodzi na jaw z dość marnym skutkiem. Choć jestem w stanie zrozumieć jej motywacje, niekoniecznie ucieszyła mnie decyzja, jaką końcowo podjęła. Jestem za to ciekawa, jak dalej potoczą się jej losy.
Nath jest nadal sobą, czyli manipulującym wszystkimi wokoło gościem, ale ze sporymi pokładami lojalności. Podobnie jak w wypadku Quell kilka jego decyzji w końcówce mnie zaskoczyło, ale w tym wypadku raczej pozytywnie.
Całą powieść czekałam, aż Wyl się rozsypie. Miły, empatyczny chłopak nijak nie pasuje w środku działań wojennych i kilka razy zostaje zmuszony do podjęcia decyzji wbrew sobie, choć chciałby tylko już zakończyć wojnę i wrócić na ojczystą planetę. Podobał mi się jego rozwój przez całą powieść.
Pewien problem mam z Chass i jej wątkiem sektowym. Nie jestem pewna, w jakim kierunku dalej się to potoczy, ale na razie nie wygląda to dobrze i optymistycznie.
Jak nie lubiłam po pierwszej części Adana, tak teraz stał się w moich oczach neutralny. Zyskał znacząco na wyjaśnieniu jego przeszłości, a z byłym torturującym droidem imperialnym IT-O, który teraz pracuje jako terapeuta, co jest niezłą ironią. Wybitnie zresztą podobało mi się zakończenie jego wątku.
Po przeciwnej stronie barykady główną postacią jest Soran Keize, który stara się być dobrym przywódcą i wyciągnąć swoich ludzi z wojny, której nie mają szansy wygrać. Kiedy oni nie chcą zrezygnować, próbuje wybierać rozsądnie cele, przede wszystkim troszcząc się o przetrwanie. Podoba mi się, że po dezercji początkowo pełni tylko funkcję doradcy i musi zaskarbić sobie od nowa zaufanie.
Poboczne postacie pilotów ze Skrzydła Cieni też momentami mają okazję się bardziej pokazać i przedstawić swoje motywacje. Zdecydowanie nie mamy tu do czynienia z osobami, które są złe, bo tak, ale naprawdę wierzącymi, że to ich sprawa jest słuszna i dobra. Jest to zdecydowany plus.
Pojawia się też kilka postaci z wcześniejszej książki autora „Kompanii Zmierzch”. Jest to dość miłe nawiązania, choć znajomość poprzedniej książki nie jest potrzebna, a postacie te odgrywają tylko role z tła.
Z uwag ogólnych bardzo raziła mnie „przeżywalność” postaci. Kilka razy ktoś znajduje się na krawędzi i przeżywa tylko dlatego, że na przykład komuś nie chciało się poświęcić chwili i jej dobić. Nawet jeśli sekundę wcześniej zadała wrogom potężny cios i z czystej zemsty można by „pociągnąć za spust” i ją zabić. Wygląda mi to bardzo naciąganie i na to, że postać była autorowi jeszcze potrzebna, więc przeżyć musiała.
Sporo kontrowersji wzbudzał polski tytuł, który został zmieniony z angielskiego „Shadow Fall” na „Puste słońce”. Początkowo też nie byłam zachwycona tą decyzją, ale w ogólnym rozrachunku jestem w stanie ją zaakceptować. Akcja książki dzieje się w układzie, który orbituje wokół czarnej dziury – pustego słońca. Czarna dziura jest w końcu dosłownym zaprzeczeniem pustki, ale tytuł odnosi się też do nazwy kultu Dzieci Pustego Słońca. Biorąc pod uwagę, że w po polsku trudno byłoby oddać dwuznaczność oryginalnego tytułu, jest to w miarę zrozumiała decyzja.
Podsumowując Eskadra Abecadło, jak jest powszechnie nazywana w pewnych kręgach fanów, jest bardzo dobrą powieścią, choć myślę, że nie dla każdego. Sporej liczbie osób może nie podejść styl Freeda i ciężki klimat powieści.
Komentarze
Prześlij komentarz