Recenzja książki ,,Wrony"
TYTUŁ ORYGINAŁU: ,,Vrány"
AUTOR:
WYDAWNICTWO: Stara Szkoła
LICZBA STRON: 177
ROK WYDANIA: 2020
GATUNEK: literatura piękna
,,Dwunastoletnia Basia, jej starsza siostra Kasia oraz rodzice tworzą na
pozór typową i szczęśliwą rodzinę. Jednak pod powłoką tak zwanej
normalności skrywają się wzajemne pretensje, problemy i brak
zrozumienia. Dojrzewająca Basia odkrywa w sobie talent plastyczny, lecz
im bardziej próbuje żyć w zgodzie z własną naturą, tym usilniej rodzina
ściąga ją ku przeciętności i życiowej bierności.
Czy tak młoda
dziewczyna ma szansę ucieczki z życiowej pułapki? Czy jako społeczeństwo
wykształciliśmy odpowiedni system pomocy dzieciom? Czy przepaść między
córką a rodzicami jest możliwa do przeskoczenia?"
~Sugerowany wiek czytelnika: 16+.
Książka zawiera sceny przemocy wobec dzieci.~
Są takie książki, które z jednej strony powinien przeczytać każdy, jednocześnie jednak nie każdy je zrozumie. I do takich historii zdecydowanie zaliczyć można „Wrony”.
To bardzo krótka powieść, ma zaledwie 177 stron, więc można ją spokojnie przeczytać w godzinę czy dwie. A przynajmniej tak mogłoby się wydawać – nie bez powodu niektórzy mówią, że to jedna z tych książek, których nie da się „pochłonąć” przy jednym posiedzeniu. Ja akurat dałam radę to zrobić, jednak już moja mama, kiedy pożyczyłam jej mój egzemplarz, czytała tę cienką historię dobry tydzień, bo, jak sama przyznała, inaczej po prostu nie dałaby rady? Dlaczego? Bo ta książka męczy. Nie w tym złym znaczeniu tego słowa, nie. Styl jest bardzo przystępny i łatwy w odbiorze, wręcz prosty. Za to bohaterowie i fabuła sprawili, że podczas czytania niejednokrotnie miałam ochotę kimś potrząsnąć, a całej lekturze towarzyszyło głębokie poczucie bezradności. Dodatkowo sama końcówka, te kilka ostatnich zdań sprawiło, że po zamknięciu „Wron” przez chwilę po prostu siedziałam, wpatrując się w ścianę. To nie jest łatwa książka, bo i opowiada o bardzo trudnych tematach, o przemocy, samotności, o tym, że jeżeli rodzina wydaje się „porządna”, to społeczeństwo często nawet nie bierze pod uwagę, że może taka nie być. To historia, która doskonale pokazuje, co trauma, konserwatywne wychowanie i brak umiejętności wychowawczych potrafią zrobić z rodziną.
Tak naprawdę trudno opisać fabułę bez zdradzania, o czym jest cała książka. Autorka doskonale wiedziała, co robi, gdy ją pisała. Styl jest idealnie dobrany do bohaterów, a oni sami zostali zarysowani naprawdę głęboko – szczególnie widać to w przypadku nastoletniej Basi będącej główną bohaterką oraz jej matki. I chociaż część postaci to osoby, do których poczułam mocną niechęć, to byłam w stanie zrozumieć, skąd wynikało ich zachowanie. Co jednak ważne, zrozumieć, a nie usprawiedliwić. Bo i autorka nie próbuje tego nigdzie zrobić. Narracja pierwszoosobowa sprawia, że szczególnie dobrze możemy poznać Basię i jej matkę, z których perspektywy obserwujemy wszystkie wydarzenia.
Szczerze mówiąc, ta książka zostawiła mnie z głębokim poczuciem bezradności i niesprawiedliwości. Chociaż dostałam ją już kilka lat temu, to cieszę się, że dopiero teraz zdecydowałam się ją przeczytać, bo okazało się, że jest to moment zaskakująco doskonały. Tak się złożyło, że podczas czytania „Wron” akurat odbywałam praktyki w Miejskim Ośrodku Pomocy Rodzinie i sprawiło to, że jeszcze bardziej dotarło do mnie, jak ważną pracę wykonują kobiety, które tam spotkałam, i jak bardzo potrzebna jest pomoc rodzinom, które nie radzą sobie na polu wychowawczym.


Komentarze
Prześlij komentarz