Recenzja książki „Błogosławieństwo Niebios. 2.”
AUTOR: Mo Xiang Tong Xiu
WYDAWNICTWO: Wydawnictwo Czarna Owca
LICZBA STRON:
ROK WYDANIA: 2025
GATUNEK: fantasy, romans
„Bóg, który chciał pomagać zwykłym ludziom. Demon, który obiecał stać u jego boku.
W świecie pełnym duchów i kłamstw nawet najczystsze intencje mogą prowadzić do tragedii.
Xie Lian próbuje rozwikłać historię upadłego królestwa i duchów, które nie zaznały spokoju. Towarzyszy mu Hua Cheng — potężny i nieprzenikniony demon, który widzi i wie więcej niż inni.
Wśród ruin i wspomnień powoli rodzi się zaufanie, a z nim pytania, na które nie ma prostych odpowiedzi. Czy można ocalić wszystkich? Co naprawdę znaczy kogoś chronić?
Wejdź w głąb Miasta Duchów i przekrocz próg Domu Gry — miejsca, gdzie można wygrać wszystko – lub wszystko stracić.”
Są takie książki, których czytanie wywołuje pewien sentyment. Dla mnie zdecydowanie zalicza się do nich „Błogosławieństwo Niebios”, a drugi tom tylko utwierdził mnie w tym przekonaniu.
Fabuła zaczyna się w sumie tam, gdzie skończyła się poprzednia część. Jest nieco bardziej skomplikowana niż w pierwszej książce, a do tego jeszcze bardziej niż poprzednio da się wyczuć w niej zalążki jakiejś większej intrygi. Podoba mi się to, jak zgrabnie utworzono tu dość kameralną historię, z rozwiązaniem głównych wątków, ale jednocześnie umieszczono pewne pozornie nieistotne elementy mogące okazać się w przyszłości ważnymi elementami fabuły. Sama historia ma w sobie coś wręcz baśniowego, a klimat ten sprawia, że trudno mi się w niej nie zakochać, mimo że w tym momencie nie jest to bardzo rozbudowana książka, a całość można spokojnie przeczytać w ciągu dnia.
Tym, co spodobało mi się najbardziej, byli sami bohaterowie i relacje między nimi. Hua Cheng i Xie Lian są po prostu cudownym duetem i nie dałabym rady im nie kibicować. Zresztą sam Xie Lian to takie kochane słońce, które zbyt łatwo się poświęca i ma praktycznie zerowe poczucie samozachowawczości, Hua Cheng też jest postacią, której trudno nie polubić. W tej części można też bliżej poznać byłych przyjaciół Xie Liana, Mu Qinga i Feng Xina, którzy wcześniej byli tylko wspomniani. Świetnie wypada też Shi Qingxuah, postać niesamowicie pozytywna i pełna energii. Bardzo doceniam również sposób, w jaki zbudowano relację między Xie Lanem i Lang Qianqiu, wypadło to bardzo naturalnie – zarówno początkowa sympatia, jak i poczucie zdrady oraz chęć zemsty. Na swój sposób przyjemnie poznawało mi się tę bardziej mentorską stronę głównego bohatera. Poza tym pojawia się również kilka innych postaci, które może i przewijają się przede wszystkim w tle, ale są całkiem zapamiętywalne (nawet jeśli nie po imionach, bo mam do nich koszmarną pamięć). Poza tym Qi Rong, który jest tak cudownym antagonistą… Nie wiem, czy bardziej mnie fascynuje, czy wywołuje niechęć. Uwielbiam sposób, w jaki się zachowuje, w jaki spryt łączy się u niego z szaleństwem, szczególnie mocno przebijającym się w jego rozmowie z kuzynem. W tym momencie został jednym z moich ulubionych czarnych charakterów. Uwielbiam też Shi Quinxuah, to niezwykle pozytywna i pełna energii postać, która niejednokrotnie wywołuje śmiech swoim zachowaniem i słowami. Jednocześnie urzekło mnie to, z jaką lekkością zmienia płeć, a przede wszystkim to, że nikogo zdaje się to szczególnie nie dziwić, a inni bohaterowie nie mają z tym problemu.
To, co mnie też wręcz zachwyciło, to klimat poszczególnych miejsc w powieści. Pełne demonów i duchów, gwarne, niebezpieczne Missto Duchów, ponure mauzoleum... Wszystkie lokalizacje mają coś, co je wyróżnia i łatwo je sobie wyobrazić, wręcz poczuć.
Czy jest to seria dla każdego? Nie, nie sądzę. Myślę, że części osób zdecydowanie się nie spodoba i jestem w stanie to zrozumieć. Ja za to jestem nią absolutnie zauroczona. No i nie sposób na koniec nie wspomnieć o pięknym wydaniu – nie jest idealne, niektóre ilustracje mogły wyjść lepiej, ale większość wygląda po prostu ślicznie i pięknie pasuje do poprzedniego tomu.
Recenzję poprzedniego tomu znajdziecie tutaj: „Błogosławieństwo Niebios. 1.”
Komentarze
Prześlij komentarz