Recenzja książki „Kingdom of Without”

AUTOR: Andrea Tang

WYDAWNICTWO: HARDE Wydawnictwo

LICZBA STRON: 352

ROK WYDANIA: 2023

GATUNEK: science fiction (dystopia)





„Cyberpunkowa powieść osadzona w alternatywnym, podzielonym na klasy Pekinie. Gdy młoda, przebiegła złodziejka Zhong Ning’er przyjmuje zlecenie na włamanie, spodziewa się szybkiej akcji i łatwych pieniędzy. Ku jej zaskoczeniu podczas napadu poznaje byłego żołnierza, który brał udział w rebelii kilka lat wcześniej. Renegat marzy o powstaniu i uratowaniu swojego przywódcy, który jest przetrzymywany w tajnym laboratorium. W Pekinie rządzą brutalni potomkowie Yuan Shikai, a ich żandarmeria – Armia Beiyang – strzeże ulic, wspomagana przez cyborgi i Straż Brokatową. Wzniesiono mury, dzieląc miasto na dzielnice zwane Pierścieniami. Trzęsienia ziemi niszczą pola uprawne na północy, plony toną w południowych tajfunach, a ludzie w całym kraju są uzależnieni od narkotyku, który nazywają samozadowoleniem. Jako dziewczyna z Szóstego Kręgu, która obserwowała poprzednie powstania brutalnie stłumione przez rząd, Ning’er nie jest optymistką, a już na pewno nie jest rewolucjonistką. Ale to może nie zależeć od niej – gdy stawka rośnie, a czas szybko się kończy, musi zdecydować, czy ma odwagę przeciwstawić się reżimowi.”



„Kingdom of Without” to książka, na którą natrafiłam całkowicie przypadkiem w Biedronce. Kiedy ją kupiłam, nie miałam zielonego pojęcia, co zastanę w środku, szczególnie że wcześniej jakoś nie przewinęła mi się na Instagramie ani nigdzie indziej.

Zhong Ning’er to siedemnastoletnia dziewczyna z Szóstego Kręgu, najgorszej części Pekinu, gdzie mieszkają tylko najbiedniejsi, niemający żadnych perspektyw na lepsze życie. Na co dzień pracuje w barze, jednak kiedy po raz kolejny jej skromna wypłata nie starcza na czynsz, a pieniądze zdobyte dzięki sprzedaniu protez zostają jej odebrane, Ning’er decyduje się na dość desperacki krok. Zgadza się dokonać ostatniej kradzieży w swoim życiu. I to nie dla byle kogo, a samego Czerwonego Yakshy, tajemniczego bohatera pekińskiego ludu, człowieka sprzeciwiającego się opresyjnej władzy i korporacjom produkującym Zapomnienie – najpotężniejszy narkotyk na rynku. 

Cała ta fabuła jest naprawdę prosta, bez większych zaskoczeń. Autorka wykorzystała znane tropy, szczególnie popularne właśnie w młodzieżówkach. Ale wyszło jej to naprawdę dobrze – nie zirytował mnie nawet fakt, że bardzo szybko domyśliłam się tożsamości Yakshy. Sama Ning’er to bohaterka, którą można łatwo polubić, młoda, nieco pyskata i oschła, ale też lojalna wobec przyjaciół, odważna i zdeterminowana. A do tego mająca w sobie pewną wrażliwość. Szczególnie podobała mi się scena między nią a jej ojcem oraz sposób, w jaki autorka zbudowała tę relację. Ojciec Ning’er nie jest dobrym człowiekiem, ale też nie sposób mu odrobinkę nie współczuć. Świetnie pokazane zostało to, że emocje w stosunku do osób, które nas krzywdzą, często nie potrafią być całkowicie negatywne, gdy są to nasi najbliżsi krewni. Już samo to sprawiło, że ta książka u mnie zaplusowała. 

Drugim najważniejszym bohaterem jest Cheng Yun. To typ postaci, którą zna chyba każdy – idealista, który chce sprawiedliwości dla ludu, mimo że jego ojciec jest jedną z ważniejszych osób w rządzie. Ktoś, kto teoretycznie powinien być antagonistą, ale okazuje się w rzeczywistości walczyć z opresyjnym systemem. Jednocześnie autorka bardzo ładnie ukazała jego wątpliwości, częściowo wynikające z młodego wieku, a częściowo z jego charakteru i tego, co musiał robić.

Poza tym pojawia się kilku innych bohaterów, w większości powiązanych ściśle z Cheng Yunem. Chociaż postacie drugoplanowe są zarysowane znacznie słabiej niż te główne, nie można powiedzieć, że brakuje im głębi. Jasne, niektórzy są nieco stereotypowi, ale nie przeszkadzało mi to, bo byłam w stanie ich bez problemu zapamiętać i w większości nawet polubić.

To dość krótka książka, a fabuła skupia się przede wszystkim wokół włamania, w którym Ning’er ma wziąć udział. Nikt ani nic nie pojawia się w niej bez przyczyny – od plakatu po drodze, aż po bohatera epizodycznego, wszystko ma swój cel i zostaje przez autorkę później wykorzystane. Uważam, że to dobry zabieg, bo wszystko się ze sobą ładnie łączyło, nawet jeśli czasem oczywiste było, że jakieś pozornie niezbyt istotne wydarzenie nagle okaże się znaczące dla fabuły, bo akurat jakaś informacja stanie się ważną wskazówką. Podobało mi się też rozwiązanie wątku byłej rewolucjonistki, które było niemal zaskakująco dojrzałe jak na fakt, że cała książka to bardzo typowa młodzieżówka.

Wątek romantyczny? Błąka się w tle, nie przysłaniając fabuły, chociaż jest wyraźny. Wyszedł bardzo naturalnie i przyjemnie, napisany z ewidentnym wyczuciem. Sama końcówka też robi wrażenie. Mamy tu zakończenie otwarte, niejednoznaczne i przede wszystkim naprawdę dobre. Jedyne, co trochę mi przeszkadzało, to to, że niektóre wątki zostały mało rozwinięte i nie do końca czułam niepokój o bohaterów, gdy byli ścigani przez pozornie śmiertelnie niebezpieczną grupę żołnierzy. Uważam, że książka spokojnie mogłaby mieć kilkadziesiąt stron więcej, aby rozwinięto w niej bardziej niektóre elementy, chociażby te tworzące świat czy dotyczące przeszłości bohaterów.

Zatrzymam się teraz na moment przy okładce. To ona skusiła mnie do kupna książki, jest ładna i klimatyczna, chociaż dostałam informację, część znaków na niej jest japońska, a nie chińska. Nie do końca przekonuje mnie to, że nie przetłumaczono tytułu na język polski, co można byłoby zrobić bez większego problemu. No i przewróciłam oczami na mające zachęcić do czytania pytanie na dole okładki, głównie dlatego, że zawsze, kiedy takie się pojawia, odpowiedź jest oczywista. 

„Kingdom of Without” to moim zdaniem świetny wybór na wakacje, gdy chce się przeczytać coś angażującego i zarazem dość lekkiego, z dość typowymi motywami. Książkę czytało mi się bardzo szybko i chociaż pewnie szybko o niej zapomnę, to naprawdę mi się podobała.


Komentarze

Popularne posty