Recenzja komiksu "Kapitan Kloss" scenariusza A. Zbycha

     Poza "Gwiezdnymi wojnami" praktycznie nie czytam komiksów. Już sama sterta książek do przeczytania przeraża, więc znając mnie skończyłoby się to kolejnym stosikiem czekającym na swoją kolej. Czasem jednak robię wyjątek. I tak było z komiksem "Kapitan Kloss" scenariusza Andrzeja Zbycha.


    Opis od wydawcy:

    Jubileuszowa limitowana edycja komiksu Kapitan Kloss, która ukazuje się z okazji 50-lecia wydania polskiego. W jednym unikatowym tomie zawarte są wszystkie zeszytu kultowego komiksu, wydawanego po raz pierwszy w latach 1971-1973.

    Głównym bohaterem komiksu jest Stanisław Moczulski ps. „Janek”, agent o kryptonimie J-23 podszywający się pod niemieckiego kontrwywiadowcę Hansa Klossa.

    Jego kreacja jest dziełem genialnych twórców: Andrzeja Zbycha (autor scenariusza) i Mieczysława Wiśniewskiego (ilustrator).

    

    W pewnym sensie wychowałam się na serialu "Stawka większa niż życie" i widziałam go co najmniej kilkanaście razy, więc nic dziwnego, że w końcu skusiłam się na komiks, który powstał na podstawie odcinków. Wydanie zbiera w sobie dwadzieścia zeszytów, które ukazywały się w latach siedemdziesiątych. Część z nich faktycznie opiera się na serialu, ale nie jest to przeniesienie 1:1, a wręcz sporo tam różnic, wydarzenia toczą się odrobinę inaczej, zmieniają postacie lub miejsca akcji, choć ogólny schemat najczęściej pozostaje ten sam. Wydanie zawiera też kilka zeszytów, które są całkowicie nowymi historiami, do których nawiązań próżno w serialu szukać. Tutaj moim faworytem został komiks, który dzieje się już po zakończeniu historii serialowej.



    Jako że komiksy liczą już ponad 50 lat, nic dziwnego, że z perspektywy współczesnego czytelnika, na początku czyta się je dość dziwnie. Zupełnie inna dynamika prowadzenia akcji, kreska, nawet narracja, która dość często opisuje to, co i tak widać na kadrze lub myśli bohaterów, specyficzny dobór słownictwa przy dialogach. Po prostu jest inaczej, ale nie powiedziałabym, że gorzej. Siadając do lektury, trzeba być przygotowanym, że to jednak klasyka. Po przestawieniu się komiks czytało się naprawdę przyjemnie i historie, chociaż już mi w większości znane, wciągały po raz kolejny i ożywiały wspomnienia.


    Komiks podsunęłam też innemu fanowi serialu, którego miałam w domu - mojemu ojcu. Odczucia miał też pozytywne, jedyny szczegół, na który narzekał, a ja totalnie nie zwróciłam uwagi, to samochody. Twierdził, że nie wszystkie do końca pasowały do epoki.


    No dobrze, dwa słowa o ilustracjach, za które odpowiada Mieczysław Wiśniewski. Bardzo różnią się od dzisiejszego sposobu rysowania, ale nadawały klimat historii i moim zdaniem pasowały. Serialowych głównych bohaterów rozpoznawałam na nich bez problemu i jedyne, do czego można się przyczepić, to momentami ubogość teł, które pozostawiono białe, bo większość ich przykrywa i tak narracja. Pewna niekonsekwencja jest w kolorystyce. Nasz Hans na przykład dość często zmienia kolor włosów pomiędzy tomami.



    Widziałam, że ludzie mocno narzekali na stronę techniczną wydania. Ja nie mam większych uwag. Tekst i rysunki były czytelne, a całe tomiszcze jest naprawdę solidne. No i ciężkie.


    Podsumowując, osobiście komiks polecam. Trzeba brać poprawkę na jego inność od współczesnych, ale fani serialu powinni się nieźle bawić.

Komentarze

Popularne posty