Recenzja mangi "Luke Skywalker - Legendy"

     Jakiś czas temu na profilu spytałam, na jakich pozycji recenzje czekacie najbardziej i zaskakująco często przewijał się tytuł mangi "Luke Skywalker - Legendy". Jestem w stanie to zrozumieć, bo nie mamy tutaj do czynienia z pojedynczą historią a mangową antologią - adaptacją książki. Gdyby tego było mało, to nie do końca można te historie traktować jako kanoniczne - są bowiem zbiorem legend in universe. Trudno myśleć o nich jak o faktycznych epizodach z życia Luke, a bardziej jest to zbiór baśni opowiadanych sobie przy ognisku.


    Opis od wydawcy:

    Kim jest Luke Skywalker? W różnych galaktykach wielu o nim słyszało, ale tylko nieliczni spotkali tego legendarnego Jedi. Niektórzy nazywają go bezlitosnym zbrodniarzem wojennym, inni mówią, że nie jest nawet człowiekiem, lecz droidem! Czy istnieje, czy jest jedynie legendą, wszyscy, którzy twierdzą, że poznali nieuchwytnego Luke’a Skywalkera, przeżyli niezapomnianą przygodę i mają o czym opowiadać. Album „Star Wars. Luke Skywalker – Legendy" to spotkanie wybitnych japońskich twórców mangi z inspirującymi mitami o słynnym rycerzu Jedi, będącymi adaptacją powieści bestsellerowego pisarza Kena Liu.


    W środku znajdujemy cztery historie, więc nie wszystkie opowieści z książki "załapały się" na adaptację. Standardowo pochylę się na chwilę nad każdą z nich.


    "Cmentarzysko okrętów" za które odpowiadają Akira Fukaya i Takashi Kisaki skupia się na historii oficera imperium, który spotkał na swojej drodze Luke'a, który uratował mu życie. Historyjka jest dość standardowa i bez wielkich zaskoczeń, ot po prostu w porządku, ale zdecydowanie zabiła ją strona graficzna. Nie przepadam za mangową kreską, ale jestem w stanie docenić, kiedy zrobiona jest dobrze. Tutaj ciśnie mi się tylko słowo "koszmarnie".



    Druga historia "Ja, droid" autorstwa Haruichi jest chyba moją ulubioną. Mamy tutaj droidy przymuszane do pracy w miejscu, które je niszczy, a historię opowiada droid, który jest zmuszany do bycia ich nadzorcą. Kilka rozwiązań fabularnych lekko mnie zaskoczyło i historię dobrze się po prostu czytało. Kreska nie jest moją ulubioną, ale na pewno wypada lepiej niż w pierwszej historii.


    "Opowieść o Ponurej Kruszynie" Subaru jest tą, która wywołała najwięcej kontrowersji wśród fanów i jest zdecydowanie najdziwniejsza. Dowiadujemy się bowiem, że za zabiciem Rankora w piątym epizodzie stała tak naprawdę istota wielkości pchły, która podpowiadała Luke'owi, co ma robić. Jako historia alternatywna nie mam nic przeciwko niej, bo jest tak absurdalna, że aż ciekawa, ale nijak nie mogłabym jej traktować poważnie w kwestii kanonicznej. Jednocześnie kreska w tym opowiadaniu podoba mi się najbardziej.




    Kolejna historia jest również przedziwna. "Wielki w środku" autorstwa Akiry Himekawy zabiera nas do wnętrza kosmicznego robaka, w którym można odnaleźć ślady starożytnej cywilizacji. I jakbym dostała taki opis fabularny, to też bym przetarła oczy ze zdziwienia. Cały pomysł niekoniecznie mi podszedł, ale przynajmniej jest to totalnie inne podejście do bohaterskiego Luke'a, zamiast kolejnej typowej historyjki jak otwierająca zbiór. Co do rysunków - są po prostu w porządku. Nie wyróżniłabym ich ani na plus, ani na minus.



    Podsumowując, jakbym miała jakoś jednym zdaniem określić tę mangową antologię, to padłoby: jest specyficzna. Nie każdemu podejdzie, ale myślę, że niektóre opowiadania mogą znaleźć swoich fanów i zaciekłych obrońców. Ja niestety przez większość czytania miałam minę jak Piksel na zdjęciu.

Komentarze

Popularne posty