Recenzja książki „Pola dawno zapomnianych bitew: Bukowski. Per aspera ad astra”

AUTOR: Robert J. Szmidt 

WYDAWNICTWO: Rebis

LICZBA STRON: 343

ROK WYDANIA: 2020

GATUNEK: science fiction 





„O tym, że droga do gwiazd może być usłana cierniami, przekonuje się na własnej skórze Robert Bukowski, dowódca pierwszej wyprawy kolonizacyjnej, która w połowie XXI wieku wyrusza poza Układ Słoneczny.

Celem Mayflower jest znajdujący się w odległości 25,5 lat świetlnych system Centuriona, w którego ekosferze astrofizycy odkryli ziemiopodobną planetę.

Trwająca sto siedemdziesiąt lat podróż nie przebiega jednak tak gładko, jak zakładali jej organizatorzy. Poddawana kolejnym ciężkim próbom załoga będzie musiała nie tylko stawić czoło niespodziewanym przeciwnościom losu, ale także pokonać znacznie groźniejsze, wewnętrzne demony.

Żaden z szóstki astronautów nawet nie podejrzewa, że ich heroiczne zmagania będą tylko wstępem do znacznie gorszego koszmaru…”

~sugerowany wiek czytelnika: 16+~


No dobrze, co jak co, ale skoro już przeczytało się trzeci tom cyklu, to wypadałoby się zapoznać z poprzednimi. Dlatego sięgnęłam po pierwszą część serii „Pola dawno zapomnianych bitew: Bukowski”, czyli „Per aspera ad astra”. 

W odróżnieniu do trzeciego tomu ten był stosunkowo spokojny. Od razu spodobał mi się prolog, początkowo nieco złudny, powoli odkrywający kolejne elementy w sposób, który całkiem intrygował. Po nim za to czytelnik cofa się w przeszłość, by zrozumieć, jak główny bohater znalazł się tam, gdzie jest teraz. Czyli na statek kosmiczny.

Praktycznie całą historia toczy się właśnie tam, na pokładzie pędzącej przez kosmos maszyny pełnej ludzi mających w przyszłości zasiedlić odległe planety i dać początek nowej, lepszej cywilizacji pozbawionej ziemskich słabości. Pomysł znany, ale i tak ciekawy, szczególnie że bohaterowie książki muszą zmagać się z poważnymi trudnościami i niejednokrotnie podejmować szare moralnie decyzje dla większego dobra. Zatajanie prawdy, fałszowanie informacji, a nawet tuszowanie śmierci stają się czymś niemal normalnym, gdy dowodzi się statkiem przewożącym ponad dziewięć setek kolonistów. To coś, co akurat mi się spodobało przez to, jak realne było, szczególnie w obliczu okoliczności. 

To, na co jednak muszę ponarzekać, to bohaterowie. A dokładniej to, że większość z nich nie miała większego charakteru. Sam Bukowski jak na główną postać jest dość mdły i tak naprawdę trudno go nawet opisać. Doktor był trochę ciekawszy i plot twist z jego udziałem trochę mnie zaskoczył, chociaż podejrzewałam, że coś jest na rzeczy. Dziwne aż, że dowódca w jednym konkretnym momencie nie dostrzegł, że coś było nie tak. No i Sue pod koniec się wyrobiła oraz zyskała charakter na tyle, żebym jej kibicowała. Z kolei pozostali bohaterowie nie wyróżniali się zbytnio niczym i nawet nie ruszyło mnie, gdy ktoś umarł. 

To, co mi się podobało, to niektóre sceny, szczególnie ta dotycząca wojny na Ziemi, udzielające się niepoparte dowodami przekonanie o symulacji oraz odkrycie głównego antagonisty historii. Plus sama końcówka. Zapadły mi dość mocno w pamięć i sprawiały, że książka nie była monotonna mimo umieszczenia akcji w jednym miejscu. Kłopoty tylko się piętrzyły, z każdym dziesięcioleciem coraz bardziej, dostarczając Bukowskiemu trudności z rozwiązaniem ich, a czytelnikowi nieco, cóż, rozrywki. Jednak to, co muszę przyznać, to to, że zapowiadany w opisie koszmar niezbyt ruszył, głównie przez brak przywiązania do bohaterów. Myślę, że autor nie do końca wykorzystał potencjał historii.

Wiecie, co jest najgorsze? To, że niewiele o tej książce mogę powiedzieć. Była przyjemna, to na pewno, całkiem dobrze się przy niej bawiłam, ale nie zostanie w mojej pamięci na szczególnie długo. Ot, kawałek całkiem porządnego science fiction o podróżach kosmicznych. 


Komentarze

Popularne posty