Recenzja komiksów „Poe Dameron: Eskadra Czarnych” i „Tsjna misja dowódcy czarnych”

Wiecie, co dzieje się, gdy za erę sequeli bierze się osoba, która zna się na rzeczy? 

Wtedy powstaje seria komiksów „Poe Dameron”.

I na tym mogłabym tę recenzję zakończyć, ale byłoby to leniwe nawet jak na mnie. Dlatego spróbuję wam opisać, co sądzę o dwóch pierwszych komiksach z tej serii, które udało mi się pożyczyć od An. 





Za utworzenie ich jest odpowiedzialny Charles Soule. Myślę, że to nazwisko kojarzy się wszystkim, którzy czytają cokolwiek z uniwersum Gwiezdnych Wojen, i to zapewne pozytywnie. Można wręcz rzec, że jego nazwisko to gwarancja dobrej jakości. I tak było i tym razem. Autor zabiera nas w czas przed filmami, gdy Ruch Oporu i Najwyższy Porządek jeszcze nie podejmowały przeciwko sobie oficjalnych działań wojennych, chociaż w powietrzu czuć już, że lada chwila dojdzie do otwartego konfliktu. Poe wraz ze swoją eskadrą poszukują Lora San Tekki, który jest ich jedynym tropem do znalezienia Luke’a Skywalkera. To samo próbuje jednak na polecenie Najwyższego Porządku zrobić agent Terex z Biura Bezpieczeństwa i, co niepokojące, za każdym razem jest o krok przed nimi. Dameron musi więc nie tylko poradzić sobie z poszukiwaniami San Tekki i prześcignięciem agenta, ale i odkryć, skąd ten zdobywa informacje, które teoretycznie znała jedynie jego eskadra. Wniosek nasuwa się szybko – ktoś zdradził. Ale kto, skoro Poe zna wszystkich swoich pilotów doskonale i osobiście ich wybierał właśnie ze świadomością, że tylko im może ufać? 

Komiksy są dość krótkie i dlatego zdecydowałam się omówić pierwsze dwa w jednej recenzji – a także dlatego, że w nich zamykają się niektóre wątki. I wiecie już, że są dobre, bo wspomniałam o tym na samym początku. Ale dlaczego są dobre?

Po pierwsze, w końcu jesteśmy w stanie chociaż odrobinę poczuć, że Najwyższy Porządek to prawdziwe zagrożenie i widzimy nieco więcej, niż jeden statek dowodzenia z Kylo oraz Huxem. Mamy tu również kilka całkiem sprytnych działań zarówno z ich strony, jak i Ruchu Oporu. Sam Terex to ciekawa postać (chociaż osobiście zgadzałam się z Poem, gdy ten miał nadzieję, że agent w końcu się zamknie) i, mimo że powiedzmy sobie szczerze, ISB to nie jest, to wypada naprawdę dobrze jak na coś, co stworzył Najwyższy Porządek. Poza tym fabuła jest naprawdę dobra. Jasne, już w pierwszym komiksie odgadłam tożsamość zdrajcy, ale nie jego motywy, a do tego wszystkie zadania, które wykonać musi eskadra, po prostu wciągają. 

Uwielbiam też to, jak napisany jest Poe. Po prostu. Już w filmach był moją ulubioną postacią, ale tu wypada znakomicie, a jego niepewność, bicie się z myślami i nieufność po odkryciu, że mają zdrajcę, wyszły świetnie. Poza tym relacja Damerona i Lei jest wyjątkowo dobrze zrobiona i bez problemu można w nią uwierzyć, tak samo jak w to, że generał próbuje zrobić z niego kogoś więcej niż tylko kolejnego pilota. Z różnym skutkiem, to przyznać trzeba, ale Soule wyraźnie pokazał, że jej decyzja jest sensowna, bo Poe mimo wszystko ma potencjał na przywódcę. I to zaskakująco duży. Och, jasne, bywa lekkomyślny, impulsywny i popełnia błędy, a Leia prawdopodobnie siwieją przez niego te włosy, które ostały się brązowe po „wyczynie” jej biologicznego syna, ale jednocześnie to sprytny facet, który ma gadane i zrobi wiele, by pomóc innym. Czy jest idealny? Nie i to właśnie sprawia, że można go tak łatwo polubić oraz mu kibicować. 

Poza tym on i BB-8 to świetny duet. No i Threepio dostaje zaskakująco ważną i dobrą rolę w drugim komiksie, co również satysfakcjonuje.

Ale to komiks, więc nie tylko tym, co napisał Soule, ta historia żyje. Za warstwę wizualną odpowiada rysownik Phil Noto. I jasne, poziom Ario to nie jest, nie ma co ukrywać, ale nie ma też tragedii. Wręcz przeciwnie, rysunki, chociaż mnie nie zachwyciły, są ładne i staranne, a kreska pasuje do samej historii. No i, co najważniejsze, da się poznać, kto jest kim. 

Niestety komiksy są już trudno dostępne, ale nadal jakoś zdobyć się je zapewne da, a uwierzcie, że warto. Może kiedyś doczekamy się wydania ich na nowo (tylko błagam, w innej oprawie, z twardszą okładką, bo obecnie boję się ich dotykać, żeby tego nie porwać). Niestety chwilowo się na to nie zanosi, ale pomarzyć zawsze można, czyż nie?


Komentarze

Popularne posty