"Morderstwo w zimowy dzień" Merryn Alingham

 Po "Morderstwo w zimowy dzień" sięgnęłam z ciekawości, jako że bardzo często wyskakiwała mi w katalogu na Legimi jako bestseller. No i miała piękną okładkę. No i oczywiście, jak to ja, zamiast zacząć czytać najpierw pierwszą część cyklu, od razu wzięłam się za drugą.

Opis wydawcy:
Dla Flory Steele bujanie w obłokach i leniwe popołudnia to już przeszłość. Nadchodzą zmiany, których nie da się powstrzymać! Kiedy w zimny styczniowy dzień Flora wybiera się na spacer po molo, nie spodziewa się, że we wzburzonych wodach zauważy ciało młodej kobiety. Jest zszokowana, gdy odkrywa, że ofiarą jest ktoś, kogo zna... Przekonana, że w okolicy doszło do morderstwa, dociekliwa właścicielka księgarni prosi Jacka Carringtona, pisarza kryminałów, aby pomógł jej odkryć prawdę. Tylko razem mają szansę zdemaskować zbrodniarza. Kłótnia na przyjęciu, odwołana wizyta u fryzjera i czerwony pompon znaleziony na drewnianym pomoście, na którym ostatnio widziano kobietę… Wszyscy mieszkańcy wioski są podejrzani. Kto z nich ma krew na rękach? Raymond, porzucona pierwsza miłość? Harry – najnowszy ukochany? A może Evelyn, jego zazdrosna żona? Flora za wszelką cenę pragnie rozwiązać zagadkę. Czy nie jest to jednak zbyt niebezpieczne? Intrygująca powieść kryminalna osadzona w scenerii angielskiej wiosce Abbeymead. Idealna dla fanów Sherlocka Holmesa i Herkulesa Poirota.




Kategoria: kryminał, sensacja, thriller
Cykl: Flora Steele (tom 2)
Wydawnictwo: MANDO
Liczba stron: 328

Historia opowiada o właścicielce księgarni, która próbuje rozwiązać sprawę śmierci swojej znajomej. Co prawda wszyscy próbują jej wmówić, że dziewczyna popełniła samobójstwo, albo że to był co najwyżej nieszczęśliwy wypadek, ale jej to nie przeszkadza. Bierze swojego kumpla - pisarza kryminałów i wyrusza na poszukiwania prawdy, przeczuwając, że to jednak było morderstwo.

Książka ta urzekła mnie klimatem. Jest tu opis małego angielskiego miasteczka w Sussex w latach 50. A główna bohaterka jest niebanalną jak na tamte standardy kobietą - jest młoda, niezamężna, i na dodatek prowadzi własny biznes. Bardzo polubiłam też jej przyjaciela. Wydawał się być jej przeciwieństwem - małomówny, raczej wycofany i raczej realista. Miło mi się czytało o relacji, jaka łączyła tę dwójkę.

Jeśli chodzi o samą zbrodnię, to dosyć szybko domyśliłam się, kto mógł być w to zamieszany. I jak się okazało, wcale się nie pomyliłam. Trochę więc mnie bawiło, gdy autorka podtykała nam pod nos kolejnych możliwych morderców a jednocześnie cieszyło mnie odkrywanie kolejnych warstw relacji, jakie łączyły zamordowaną z jej bliskimi. 

Schemat poszukiwań mordercy nie był jakoś bardzo skomplikowany. Ot, sprawdzanie jakie motywy, a później i alibi mieli kolejni podejrzani. Jedyne co wyróżnia tę historię, to to, jak małą poszlaką dysponowała nasza samo powołana detektywka i fakt, że właściwie wszyscy wokół myśleli, że nie ma tu nic do odkrycia. A później, gdy zaczęły się dziać różne niebezpieczne rzeczy - jej zaprzeczanie faktom. Właściwie muszę powiedzieć, że to nieco mnie irytowało - takie machnięcie ręką na groźby. 

Za to uwielbiam tę chemię, którą dało się wyczuć między główną bohaterką a pisarzem. Angielskie standardy w tej sferze bardzo mi się podobają. Teoretycznie czytelnik wie, że między tą parą mogłoby coś być, ale nie wie nawet czy kiedykolwiek cokolwiek się stanie. I ta ostrożność w okazywaniu uczuć. Ogólnie książki opisujące troche wcześniejsze dzieje Anglii mi się podobają. Czego nie mogę powiedzieć o książkach z polskim klimatem lat 50.

Książkę więc oceniam pozytywnie. Angielski małomiasteczkowy klimat, połączony z energiczną właścicielką księgarni i pisarzem ponurakiem a do tego zwłoki to według mnie to, co powinno się znaleźć w kryminale.

Komentarze

Popularne posty