Recenzja antologii "Cztery pory magii"

     Zwykle do konkretnych antologii przyciąga mnie jedno nazwisko – tak i było przy „Czterech porach magii” – zbiorze opowiadań, w którym cztery autorki zabierają nas w magiczne i lekko słowiańskie klimaty każdej z czterech pór roku. Jak zwykle przy antologiach skupię się na każdym opowiadaniu osobno.



    Opis od wydawcy:

    Każda pora roku ma swoją magię, a każda bohaterka swoje demony…

    Cztery pisarki.

    Cztery opowieści.

    Cztery pory roku.

    Cztery oblicza słowiańskiej mitologii i magii.

    Autorki, które tworzą i fantastykę, i kryminały, zabierają Was na wycieczkę, w których granice gatunków literackich i światów się zacierają.

    Wczesnowiosenny, marcowy ślub. Co robić, gdy rodzina twego już za moment męża chyba cię nie lubi? Życiowe (i śmiertelne) porady ze szczyptą BHP.

    Pełnia gorącego lata wśród zbóż. Czarownica trafia na wieś niespokojną i niezbyt też wesołą. Kto jest tam prawdziwym zagrożeniem?

    Listopadowa plucha w Thornie. Dora Wilk interweniuje, gdy uzbrojony mężczyzna zakłóca pogrzeb i tak wdeptuje w starą sprawę, która szybko nabiera świeżości, gdy znika kolejny chłopiec…

    Planszówkowy sylwester spędzany w górach w gronie przyjaciółek na śmierć (ekhem) i życie. Za to bez planszówek. Terapia małżeńska i porady weterynaryjne w cenie wyjazdu.

    I… garść postaci prosto ze słowiańskiej mitologii.

    Wymarzone i wyczekiwane połączenie jednych z najgorętszych nazwisk polskiej fantastyki! Jadowska, Kisiel, Kubasiewicz, Wójtowicz — to musi być magicznie wciągające!


    Na pierwszy ogień idzie wiosna z opowiadaniem „Cicha woda” autorstwa Mileny Wójtowicz. Mamy tutaj dość zabawną historię pewnego ślubu, który niekoniecznie idzie tak, jak powinien. Kojarzyłam trochę bohaterów z tła od BHP z innego opowiadania i jestem pewna, że muszę poczytać o nich więcej, bo i to opowiadanie przypadło mi do gustu. 

    Bardzo podobało mi się wykorzystanie tekstów piosenek przy tytułach, cały humor i lekkie pióro autorki. Utwierdza mnie to kolejny raz w przekonaniu, że muszę z jej twórczością lepiej się zapoznać.


    „Żar i wicher” Magdaleny Kubasiewicz zabiera nas w upalne lato na małej wsi. Czy dobrze kojarzę, że i tych głównych bohaterów poznaliśmy w jakiejś antologii, a to jest prequel do wydarzeń z niej? Nie wiem, ale na pewno sprawdzę to w wolnej chwili, chyba że możecie mi od razu podpowiedzieć. Całe opowiadanie wydawało mi się na początku przeciętne i odrobinę nijakie, ale zdecydowanie nadrabia końcówką, która jest niejednoznaczna i nie podaje odpowiedzi wprost, a zmusza do myślenia. Na pewno daje do myślenia najbardziej z opowiadań ze zbioru.


    Aneta Jadowska w opowiadaniu „Listopadowe dzieci” zabiera nas znowu do Dory Wilk, a jeśli mnie znacie, to wiecie, że to wystarczyło, żebym przewróciła oczami. Niestety opowiadanie było najsłabsze z całego zbioru. Zagadka była w porządku, Dora o dziwo nie irytowała przez cały czas, a jedynie momentami, ale rozwiązanie przewidziałam dosłownie na początku i potem już nic mnie nie zaskoczyło. Całość jest też mocno osadzona w dorowym uniwersum i jak ktoś nie czytał książek z serii, to może mieć problem z nadmiarem postaci nieznanych. No i taki osobom jak ja, które nie doczytały cyklu do końca, niektóre rzeczy spojleruje.


    „Jak długo trawi lew” Marty Kisiel było dla mnie największym zaskoczeniem. Nie miałam oczekiwań, a humor i zwariowane połączenia fabularne od razu mnie porwały. Jednocześnie rozumiem, jeśli komuś może nie podejść, bo naprawdę mamy tu spory misz-masz i dużą dawkę szaleństwa. Uważam końcowo opowiadanie za najlepsze ze zbioru.


    Podsumowując, „Cztery pory magii” naprawdę polecam. Dwa opowiadania wypadły super, kolejne dwa też trzymają przyzwoity poziom. Jestem też pewna, że dużo szybciej sięgnę po książkę pani Marty Kisiel, która tyle czasu czeka na półce. 

Komentarze

Popularne posty