Recenzja mangi „Star Wars: Rebels”

 Ostatnimi czasy Tumblr ciągle podsuwa mi posty dotyczące mang na podstawie „Star Wars Rebels”, czyli po polsku serialu „Rebelianci”. Te kilka kadrów pokazywanych przez użytkowników platformy sprawiło, że zdecydowałam się poszperać trochę w odmętach internetu i sprawdzić, czy całość jest może dostępna po angielsku online. Okazało się, że owszem, wszystkie trzy wydane tomy da się przeczytać w formie e-booka, dlatego bez wahania wzięłam się za lekturę. Przede wszystkim dlatego, że sam serial animowany bardzo lubię, mimo że jest skierowany głównie do osób trochę młodszych ode mnie, a kreska nie do końca mnie zachwyciła. Jak w takim razie odbiorę mangi na jego podstawie?





AUTOR: Akira Aoki, Mitsuru Aoki

GATUNEK: science-fiction


~sugerowany wiek czytelnika: 13+;

W mandze pojawia się scena tortur, ale nie jest ani trochę obrazowa ~


„Star Wars Rebels” to manga, która skupia się na wydarzeniach z serialu „Rebelianci”. Pierwszy tom dość wiernie odwzorowuje pierwszy sezon tej kreskówki  i spodziewałam się, że kolejne to pociągną. Jasne, znałam już te wydarzenia, ale mimo to fajnie było wrócić do świata Rebels i przypomnieć sobie, co się tam działo na samym początku. 


Do tego kreska w mandze jest naprawdę śliczna i bardzo mnie ujęła. Bohaterowie absolutnie przypominają samych siebie, a niektóre rysunki są przyjemnie szczegółowe. Mamy tu czasem lekkie przerysowanie, typowe dla formy mangi, ale to tylko sprawia, że lepiej można zrozumieć emocje bohaterów, które też przez ekspresję ukazania bardziej trafiają do odbiorcy. Czasami wydawało mi się tylko, że Hera jest rysowana zbyt uroczo i brakuje jej troszkę tego „pazura”, który widać chociażby u Ahsoki, ale z drugiej strony nadal wygląda świetnie. Najbardziej chyba podobały mi się przedstawienia Kanana, Alexsandra i Tarkina, którzy po prostu mieli w sobie to coś.









Po pierwszym tomie miałam nadzieję, że cała manga będzie w miarę wiernym odwzorowaniem Rebeliantów, a może nawet w pewien sposób rozszerzy to, co działo się w serialu. Niestety, drugi tom robi nam spory speedrun po wydarzeniach z kolejnych odcinków i, chociaż przybliża postać Wielkiego Inkwizytora tak, że możemy podejrzewać, iż to wokół niego kręcić się będzie akcja trzeciego tomu, pomija kilka naprawdę ważnych wydarzeń. Chociażby sama Ahsoka pojawia się tylko raz w transmisji i później, w pamiętnej scenie, kiedy przedstawia się załodze „Ducha”. Przez to człowiek może się zastanawiać, po co w ogóle ją wprowadzono, skoro jej rola pozostaje tak naprawdę marginalna. I chociaż nie miałabym nic przeciwko pominięciu niektórych wydarzeń, gdy biorę pod uwagę końcówkę trzeciego tomu, jest to, moim zdaniem, duży błąd. 


Trzeci tom skupia się przede wszystkim na schwytaniu Kanana przez Wielkiego Inkwizytora i Tarkina, pojawia się też w nim jeden kadr z Obi-Wanem, który gapi się w jakiś wybuch czy inną spadającą gwiazdę na niebie. Zresztą właśnie drugi i trzeci tom kręcą się głównie wokół walk Ezry i Kanana z Inkwizytorem. Nasi bohaterowie oczywiście w samej końcówce ratują Jarrusa, Inkwizytor sobie umiera i mamy tu prześliczne kadry pokazujące rozmowę Tarkina z Kallusem, gdzie ten pierwszy sugeruje, że teraz sprawą dwóch samozwańczych Jedi zajmie się Vader. I tu przyznaję, że w tej konkretnej stronie jestem zakochana, bo sposób, w jaki oddano na nim emocje mojego ulubionego agenta, jest po prostu świetny.






A potem mamy kadr z rysunkiem Vadera i „epilog”. A dokładniej jedną stronę, przez którą tak narzekam na to, jak wiele zostało pominięte czy potraktowane po macoszemu. Otóż pojawia się okienko z napisem „jakiś czas później” (A może „kilka lat później”? Nie pamiętam dokładnie, ale mniejsza o to), a pod nim Ezra zadający pytanie reszcie drużyny. 


A na kolejnym kadrze cała drużyna. Z Rexem i stojącym obok Alexsandrem, któremu Zeb zarzuca rękę na bark. I to sprawia, że ktoś, kto sięgnął po mangę bez znajomości serialu, miałby jedno wielkie WTF, bo wcześniej Rex nie pojawił się ani razu, a pozostali dwaj panowie ostatnią interakcję mieli wtedy, kiedy z wyjątkową zaciekłością wyzywali się i nawalali bo-karabinami. Kiedy oni się zdążyli pogodzić? Kiedy w ogóle Kallus i Rex dołączyli do Rebelii? No niestety, tego z mangi się nie dowiemy. Nie dostajemy nawet sugestii (może poza mimiką Alexsandra, gdy dowiaduje się o przybyciu Vadera), że mógłby pomyśleć o zmianie stron, a Rex w ogóle nie pojawił się tak naprawdę nigdzie wcześniej. I chociaż jest to manga przeznaczona raczej dla osób, które „Rebeliantów” oglądały, to z pewnością znajdą się fani Star Wars, którzy nie obejrzały kreskówki, a po komiksy sięgną, co z takim przeskokiem czasowym wywołałoby naprawdę duży dysonans. I bardzo wątpię, żebym znalazła po prostu wybrakowany egzemplarz, bo już w drugim tomie akcja zaczęła mocno przyspieszać. Nie wiem, no nie wiem.


Czy warto? Specjalnie kupować po angielsku niekoniecznie, ale jeśli uda wam się, tak samo jak mi, znaleźć go online lub pojawi się kiedyś jakimś cudem polska wersja, to why not? Nie jest to manga idealna, nie jest też konieczna, to raczej taki dodatek dla fanów, ale jeśli lubicie i znacie „Rebeliantów”, a przy tym nie przeszkadza wam bezsensowny przeskok w ostatnim tomie, to czemu nie? Na pewno można pozachwycać się rysunkami, jeśli lubi się specyfikę mangowej stylistyki. Czyta się naprawdę szybko, mamy standardowo tylko ten niezbędny tekst, a jeśli czegoś się nie zrozumie, to same rysunki wystarczają, by bez problemu załapać akcję. Fajne toto do przeczytania od tak, dla niezobowiązującej rozrywki.





Komentarze

Popularne posty