Recenzja książki „Tarkin”

 „Kluczem do sukcesu są dyscyplina i porządek, a jedyną słuszną odpowiedzią na chaos jest prawo”.


Wśród książek z kanonu Gwiezdnych Wojen można wskazać kilka, które mają bardzo mieszane opinie. Jedną z nich jest z pewnością „Tarkin” Jamesa Luceno, powieść, którą jedni nienawidzą, inni kochają, a niektórzy zapomnieli tydzień po przeczytaniu. I przyznam, że byłam bardzo ciekawa, w której z tych grup się znajdę. Bo z jednej strony ilość niezbyt pochlebnych opinii trochę niepokoiła, ale tematyka powieści bardzo mnie intrygowała i istniała szansa, że mimo wszystko to będzie dla mnie po prostu „to”. 


I wiecie, co?


To absolutnie jest „to”. 




Zdjęcie wykonane przez An. 

AUTOR: James Luceno

WYDAWNICTWO: Uroboros

LICZBA STRON: 336

ROK WYDANIA: 2015

GATUNEK: science fiction


„OTO PRAWA RĘKA IMPERATORA I ŻELAZNA PIĘŚĆ IMPERIUM


„O potędze mógłbym długo mówić, ale najważniejsze jest to, by wyczuć moment i uderzyć”

− wielki moff Wilhuff Tarkin


Pochodzi z potężnego, otoczonego powszechnym szacunkiem rodu. Jest oddanym żołnierzem i wybitnym prawodawcą, lojalnym poplecznikiem Republiki oraz zaufanym sojusznikiem Jedi. Wychowany przez wyrachowanego polityka oraz lorda Sithów, który ma w przyszłości zostać Imperatorem, gubernator Wilhuff Tarkin pnie się po szczeblach hierarchii Imperium, bez litości umacniając swój autorytet i gorliwie uczestnicząc w budowie dominium absolutnego.


„Trzeba rządzić strachem przed zastosowaniem siły, a nie samą siłą” radzi Imperatorowi. Pod jego czujnym okiem najpotężniejsza broń galaktyki, zdolna szerzyć nieskończone zniszczenie, powoli staje się przerażającą rzeczywistością. Tarkin jest przekonany, że gdy tak zwana Gwiazda Śmierci zostanie ukończona, ostatnie grupki nadal walczących Separatystów szybko złożą broń bądź zostaną unicestwione. Do tego momentu jednakże trzeba się liczyć z możliwością wybuchu kolejnego buntu. Przybierające na sile ataki partyzanckie oraz nowe dowody na coraz groźniejszy spisek Separatystów stanowią realne ryzyko, na które Imperium musi odpowiedzieć szybko i bez litości. Chcąc rozbić nieuchwytną grupę bojowników o wolność, Imperator zwraca się do swoich dwóch najgroźniejszych agentów: Dartha Vadera, owianego tajemnicą i pozbawionego wszelakich skrupułów wojownika Sithów oraz Wilhuffa Tarkina, którego geniusz taktyczny, zimna krew oraz bezwzględność utorują drogę ku całkowitej supremacji Imperium, a przy okazji doprowadzą wrogów do zguby”.



~ sugerowany wiek czytelnika: 16+

książka zawiera opisy, które dla niektórych mogą być dość brutalne ~



„Tarkin” to książka dość krótka, przez co wiedziałam, że przeczytam ją bez problemów, nawet jeśli mi się nie spodoba. Obliczyłam, że zajęłoby mi to może z tydzień, ale byłam bardzo zdeterminowana, by skończyć. No i skończyłam. W jakieś dwa dni, bo, chociaż w książkę wgryzłam się dopiero po kilku stronach, to gdy już mnie złapała, nie puściła do samego końca. Jest to powieść niewątpliwie specyficzna, pisana stylem, do którego trzeba się przyzwyczaić, ale i warta przeczytania. 


Postać Tarkina większość osób znających Gwiezdne Wojny na pewno kojarzy. Jedna z najważniejszych osób w Imperium, mężczyzna bezwzględny, wręcz okrutny, w pełni oddany sprawie i, gdy ogląda się go na ekranie, wręcz nie do polubienia. A jednak Luceno sprawił, że… cóż, może nie pałam do niego sympatią, ale szanuję bardzo jako postać i przez całą książkę mu kibicowałam. Nadal posiada te wszystkie cechy, które widziałam u niego podczas oglądania Star Wars, ale jednocześnie staje się po prostu ludzki. 


Autor pokazuje, w jaki sposób Tarkin stał się tym, kim był w IV części filmowej sagi. Pochyla się nad dzieciństwem wielkiego moffa, za pomocą retrospekcji ukazując, jak z żądnego przygód, zaskakująco miłego chłopca przemienił się w twardego, okrutnego człowieka. I chociaż nie każdemu ta ilość wspomnień podpasuje, z ciekawością śledziłam, jak rodzinna tradycja kształtuje znanego nam Tarkina. 


Poza tym mamy bardzo przyjemny do śledzenia wątek już w czasach istnienia Imperium, gdy to Tarkin wraz z Vaderem zostają wysłani na teoretycznie prostą misję, która szybko bardzo mocno się komplikuje. W tych rozdziałach dostajemy wgląd w zachowanie i myśli dorosłego moffa, co również wypada świetnie. Okazuje się, że jest on naprawdę bystrym człowiekiem, który głęboko wierzy w słuszność tego, co robi i uważa, że porządek można utrzymać tylko dzięki strachowi, z kolei bez takowego galaktyka utonie w anarchii. I choć jego zachowanie momentami było niepotrzebnie okrutne, a z większością stwierdzeń się nie zgadzałam, niektóre były nadzwyczaj celne. 


Sama fabuła, mimo swoistego śledztwa do przeprowadzenia, nie należała do wybitnie skomplikowanych, ale to wyszło jej na plus. Dostałam mieszaninę polityki i bitw w kosmosie, czyli to, co wręcz uwielbiam i czytałam z najwyższą przyjemnością. Autor świetnie opisuje starcia z perspektywy Tarkina, który często bierze w nich bezpośrednią rolę. To, na co warto też zwrócić uwagę, to rozdziały opisujące wydarzenia oczami Imperatora, które pozwoliły mi zyskać nieco szerszy obraz i poczuć się zaintrygowaną. W dodatku wejście do głowy tego mężczyzny było po prostu ciekawe. Równie interesująco czytało mi się fragmenty z perspektywy przeciwników głównego bohatera.


Co też istotne, jak wspomniałam na początku, chociaż niewątpliwie Tarkin to postać okrutna (a mimo to poczułam do niego odrobinę sympatii przez to, jak ludzki się okazał), w tej powieści naprawdę mu kibicowałam. I chociaż jego przeciwników można określić zaczątkiem rebelii, to ta powieść świetnie ukazuje, że żadna ze stron nie jest jednoznacznie moralnie dobra. W atakach buntowników ginęli ludzie, którzy tak naprawdę znaleźli się w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie, a ich jedyną zbrodnią było należenie do Imperium. Jak więc miałam nie kibicować Tarkinowi i Vaderowi w złapaniu ich?


Poza tym ukradli i zniszczyli mocno statek. 


A to był naprawdę wspaniały statek. 


Całkowicie rozumiałam złość Tarkina. 


Co ciekawe, sam autor pokazuje nam w dialogach swoistą hipokryzję niektórych buntowników, którzy atakują kolejne stacje. 


„— Wiesz co, Teller? To zabawne. Podczas swojego ostatniego wykładu opowiadałeś o tym, że zabijani przez nas ludzie nie są wcale cywilami, bo służą Imperium. Teraz mam wrażenie, że podobnie myślał Tarkin, gdy wziął na cel wszystkich współpracowników piratów.


Teller pokiwał głową.


— Tak, Hask, z jednym wyjątkiem.


— My jesteśmy tymi dobrymi”. 


Ten fragment jest naprawdę dobry i w pewnym sensie daje do myślenia. Zresztą to akurat temat na dłuższą dyskusję, a nie recenzję książki, dlatego na tym pozwolę sobie zakończyć i przejść do krótkiego podsumowania. 


Czy warto przeczytać „Tarkina”? Jeśli zna się Gwiezdne Wojny, absolutnie tak. Jego znajomość nie jest jakoś niezbędna, ale to dobra powieść i przy okazji może skłonić do ciekawych przemyśleń. Ta książka należy do dość specyficznych, przez co nie każdemu podejdzie do gustu, ale dobrze jest się samemu przekonać, do której grupy potencjalnych czytelników się należy.



Komentarze

Popularne posty