Recenzja mangi „Sherlock. Studium w różu”
„Aż tak wierzysz w swój geniusz, by zaryzykować życie?”
Dzisiaj wraz z Hieną mangową przychodzimy z recenzją kolejnej mangi. I to, tak samo jak poprzednia, inspirowanej twórczością sir Arthura Conana Doyle’a. Wybór padł na tytuł „Sherlock. Studium w różu”, czyli mangową adaptację pierwszego odcinka serialu „Sherlock” BBC. Ja tę produkcję oglądałam, młody nie, więc każde z nas będzie pewnie miało odrobinę inne spojrzenie na samą mangę.
To może standardowo zaczniemy od szaty graficznej.
P: Mi się podobała, była przejrzysta.
S: Okładka i obwoluta bardzo mi się podobały, nawet te lekko przygaszone kolory bardzo pasują. Chociaż mina Mycrofta na okładce pod obwolutą… Cóż, zawyłam na jej widok.
P: Zgadzam się co do tej twarzy. Jest bezcenna.
S: Nie wiem, czy to komplement w tym przypadku… Dobra, ale przecież manga w całości składa się z ilustracji. Ja mam do nich nieco mieszane odczucia. Z jednej strony niektóre wyglądają naprawdę dobrze, a same postacie i sceny są świetnie odwzorowane w serialu, ale czasem miny, które dobrze wyglądały u aktorów, niekoniecznie tak samo korzystnie wypadają na rysunkach.
P: Zgadzam się w stu procentach.
S: Co nie zmienia faktu, że manga jest całkiem ładna. Na pewno widziałam gorsze. Dobra, przejdźmy do fabuły. Z mojej strony mogę powiedzieć, że dokładnie odwzorowuje ona to, co działo się w serialu. A że serial bardzo lubię, to i manga mi się podobała.
P: Ja serialu nie oglądałem, ale dość szybko wciągnąłem się w mangę. Była fajna, ciekawa, ale w pewnym stopniu do przewidzenia.
S: Podobało mi się to, że Sherlock mimo swojego geniuszu nie zawsze trafiał w stu procentach.
P: No, nie przewidział na przykład kierowcy.
S: I nie trafił z siostrą. W każdym razie bardzo mi się to podobało. Tak samo jak to, że wyjaśniał swój tok rozumowania, przez co mogliśmy bez problemu nadążyć za jego założeniami. Bardzo lubię też to, że z Johna nie zrobili idioty, a całkiem równego partnera dla Sherlocka. I że rozwinęli go jako postać, dali mu backstory i zainteresowania.
P: Postać Watsona była ciekawa, nie od razu wszystko o nim wiedzieliśmy.
S: Osobiście bardzo polubiłam inspektora Lestrade i Mycrofta, a ty?
P: Mycrofta było mało, ale jak na początek jest spoko, nie żywię do niego nienawiści.
S: No dobra, to może przejdźmy już do podsumowania, bo powiedzieliśmy wszystko, co dało się bez zbytnich spojlerów. Powiedz tylko jeszcze, jak podobało ci się samo śledztwo.
P: Samo śledztwo? Ciekawe, ze zwrotami akcji. Na pewno to, że sam Sherlock był trochę nieprzewidywalny, wprowadzało ciekawy element do akcji.
S: To w ramach podsumowania powiem, że „Studium w różu” bardzo mi się podobało i pozwoliło przypomnieć sobie znaną z serialu, świetnie odwzorowaną historię, która ogólnie jest dobra. Spokojnie mogę polecić tę mangę osobom chcącym zobaczyć, jak wyglądałaby adaptacja Sherlocka w naszych czasach, zarówno fanom serialu, jak i tym, którzy nigdy go nie widzieli.
P: To dla mnie tak: „Sherlock. Studium w różu” jest ciekawą historią. Na pewno będę inwestował w następne tomy.
Komentarze
Prześlij komentarz