Recenzja książki "Głód potępionych" autorstwa P. Prusak

    Chociaż ostatnio nie mam zbyt wiele czasu, to w ramach jednego z moich szalonych pomysłów, postanowiłam wziąć udział w booktourze. Jak więc przebiegła moja przygoda z książką "Głód potępionych" autorstwa Patrycji Prusak?


    Opis od wydawcy:

    Nazywam się Morriam Iris Cadaver i opowiem wam pewną historię.

    Wszystko miało swój początek pewnej jesiennej nocy, w więziennej celi gdzie po raz pierwszy ujrzałam Rutiela - dumnego, okrytego całunem grozy, skrywającego tajemnice swojego życia czarnoksiężnika, który w czasach narastającego mroku został moim mentorem. By naprawić błędy swojej przeszłości postawił wszystko na jedną kartę. Tą kartą byłam ja.

    Gdy na królewskie aleje spłynęła głęboka ciemność, nieumarli wstali z grobów, demony wyłoniły się z mroku, a zmarli przemówili, wybiła godzina na ostateczne starcie.

    Ta opowieść jest o przełamywaniu lęków, o trudnych wyborach, poświęceniu i więziach, które nie zawsze łączą tak jakbyśmy tego chcieli. Pozwól jednak, że zacznę od początku…


     "Głód potępionych" był pierwszą książką autorki i od razu to widać. Chociaż sam zarys fabuły mi się podobał, bo niewiele jest historii z nekromantką w roli głównej, to wykonanie troszkę poległo. Niestety widać duże braki warsztatowe. W tekście pojawiała się cała masa powtórzeń i to w jednym akapicie, zdania i dialogi momentami brzmiały naprawdę sztucznie i infantylnie, a ekspozycja aż bije po oczach. Szczególnie widać to w momentach, kiedy prowadzona jest narracja pierwszoosobowa, a bohaterka nagle z powietrza postanawia nam streścić swoje życie. Większość informacji podawana jest w takiej formie i nie ma co liczyć na umiejętne wplecenie ich w tekst.

    Tempo książki jest naprawdę zabójcze. W przeciągu kilku rozdziałów potrafi się zdarzyć kilka przełomowych wydarzeń, które rozpisane lepiej, mogłyby być materiałem na kilka książek. Towarzyszy nam wszechobecny chaos fabularny, a niektóre wątki sprawiają wrażenie, jakby niekoniecznie wiedziały, czym chcą być. Tutaj dobrym przykładem jest relacja naszej głównej bohaterki z mentorem.


    Sporo rzeczy w książce nie jest logicznych. Praktycznie co rozdział miałam ochotę podkreślić jakieś fragmenty, które nie kleiły się. Tutaj przykładem może być na przykład nauka Morriam z książek, gdzie czytała grube tomy raz, a potem jej mentor oczekiwał, że będzie je znała na pamięć i potrafiła wykorzystać tę wiedzę w praktyce. Żeby to potrafić, musiałaby mieć chyba fotograficzną pamięć. Z innych głupot, które przychodzą mi na szybko do głowy, to na przykład uszycie sukienki w pięć minut. Moja mama jest krawcową, więc doskonale wiem, że tak to nie działa. Nawet jeśli mamy do czynienia z prostym krojem i specjalistyczną maszyną, a nie igłą i nitką. Nasza bohaterka potrafiła najpierw upić się dwoma łykami wina, a następnego dnia wypić butelkę i nic jej nie było, mamy zdrajcę, który rozdział później nazywany jest wielkim przyjacielem tylko dlatego, że przyniósł pochodnię i wodę do lochu. Morriam musi przekonać doradców króla, że poradzi sobie, bo inaczej czeka ją śmierć, po czym przychodzi do nich i mówi, że w sumie to nic nie umie i liczy na co? A oni i tak uznają, że spoko, jesteś w sumie naszą jedyną nadzieją, a dwie osoby coś w tobie widzą i tak dalej, i tak dalej.


    Niestety o świecie przedstawionym dowiadujemy się niewiele. Są nam rzucane okruszki informacji, które nie kleją się w całość, a kolejne jego elementy dodawane są nagle już kiedy są potrzebne fabularnie. Do tej pory konkretnie nie wiem, jak dokładnie działały moce naszych bohaterów. 

    Dużo rzeczy działo się też tylko dlatego, że tak chciała fabuła. Trzeba się wydostać z miasta? Nagle dowiadujemy się o mocy, która sprawia, że jesteśmy niewidzialni. Dostać do miasta? Za pierwszym razem trzeba kombinować, a za drugim nasza bohaterka nagle przypomina sobie o tajnych tunelach. Takich przykładów jest cała masa. Chyba najgłupszym zwrotem fabularnym dla mnie było wyjawienie tożsamości ojca Morriam. I to nie tylko w fazie pomysłu, ale i wykonania, bo ten wątek pojawił się nagle "z dupy".


    Chyba jednak największym problemem jest to, że nie polubiłam żadnej postaci. Kiedy książkę się dobrze czyta, a po bohaterach czuć ich realność, to jestem w stanie wybaczyć większe i mniejsze głupotki i zagubione logiki. Tutaj Morriam, Ruthiel i Nemir zachowywali się, jakby mieli rozdwojenie jaźni. Przeskoki w relacjach od walki ze sobą, przyjaźni, miłości czy nagłego warczenia na siebie były na porządku dziennym. W jednym rozdziale bohaterowie potrafili rozmawiać o tym, że sobie nie ufają, krzyczeć na siebie, a potem praktycznie lądować w łóżku. Szczytem jest chyba moment, w którym jedna postać mówi drugiej, że się z nią przespała, tylko dlatego, że więź to wymusza, a jej uczucia nie są prawdziwe, po czym druga przechodzi z tym do porządku dziennego i nadal zatapia się w swojej wielkiej miłości. To naprawdę było męczące i sprawiało, że zgrzytałam zębami oraz miałam ochotę w główną bohaterkę czymś rzucić, żeby się ogarnęła.


    Finał przebiegał tak chaotycznie i "pod fabułę", bo momentami dostawaliśmy cudowne pojawienie się postaci tylko dlatego, że nasi bohaterowie sami nie daliby rady. Pradawne bóstwa, wcześniej nie wspominane, nagle dawały magiczne wyjaśnienia lub ratowały dzień. To wszystko sprawiło, że końcowo kibicowałam nie naszym bohaterom, którzy byli strasznie irytujący, a ich przeciwnikom.


    Czy mimo wszystko uważam udział w bookturze za nieudany? Nic z tych rzeczy! Naprawdę dobrze bawiłam się, czytając notatki na marginesach innych osób i zwracając uwagę, jakie fragmenty poprzednicy zaznaczyli znacznikami. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś uda mi się wziąć udział w takiej akcji!

    Niestety książki polecić nie mogę, bo nie przypadła mi do gustu z wielu powodów. Chociaż zarys fabularny sam w sobie nie był zły i ma potencjał, to poległo trochę wykonanie i przeładowanie historii różnymi pomysłami. Chciano złapać kilkanaście srok za ogon i koniec końców moim zdaniem wszystkie odleciały.

    Gusta są różne, więc mimo wszystko nie wykluczam, że wam się ten kontrolowany (lub nie) chaos spodoba i książka przypadnie wam do gustu. Najlepiej sprawdzić samemu!

Komentarze

Popularne posty