Emily Henry

 Co wolicie, czytać nowych autorów, o których nigdy wcześniej nie słyszeliście, czy wracać do tych, których dzieła już czytaliście? Mi to chyba obojętne, choć przyznam, że często w ciemno kupuję książki autorów, których już wcześniej polubiłam, a także wracać do ich wcześniejszych książek. A autorów, których nie znam też czytam, ale zanim kupię ich książkę, muszę się kilka razy poważnie zastanowić.

Dzisiaj więc trochę o autorce, o której ostatnio było głośno (albo raczej o jej ostatniej książce). Gdy sięgnęłam po jej najnowszą powieść bardzo mi się spodobała, więc oczywiście przeczytałam też jej wcześniejsze książki. Poniżej piszę o moich odczuciach względem nich.

Book Lovers

Opis wydawcy:

Jedno lato. Dwoje rywali. I zwrot akcji, którego nikt się nie spodziewał.

Nora jest bezwzględną agentką literacką. Książki to całe jej życie.

Charlie jest wydawcą z talentem do wyszukiwania bestsellerów. I największym rywalem Nory.

Nora wyjeżdża na urlop do Sunshine Falls – małego miasteczka rodem z romansów. Na miejscu, zamiast spędzać czas na piknikach na łące, spotykać się z seksownym drwalem, przystojnym lekarzem lub uroczym barmanem, wciąż wpada na… Charliego.

Byłoby to całkiem miłe, gdyby nie fakt, że wpadali na siebie już wiele razy wcześniej i te spotkania nigdy nie kończyły się dobrze.

Czy połączy ich coś więcej niż miłość do książek?



Kategoria: literatura obyczajowa, romans

Wydawnictwo:  Wydawnictwo Kobiece

Liczba stron: 448


Jak już wspominałam, "Book Lovers" to  jedna z książek, o których ostatnio najgłośniej. Prawie za każdym razem gdy włączam Instagrama natykam się na jej recenzję. Wy też macie takie odczucia?

"Book Lovers" to kolejna książka Emily Henry wydana w Polsce, opowiadająca o książkach. I chyba właśnie dlatego jest tak popularna. No bo kto by nie chciał przeczytać romansu w którym główni bohaterzy przez większość czasu są otoczeniu książkami, książki kochają i o książkach mówią?

Osobiście sama często spotykałam się z motywem, gdy jeden z bohaterów (zazwyczaj kobieta) uwielbiała czytać książki. Jednak chyba dopiero w tej, wszyscy główni bohaterzy są w jakiś sposób związani z książkami. I chyba właśnie to sprawia, że tyle osób się nią zachwyca. (Chociaż też nie wszystkie. Jak ostatnio sprawdzałam, to na LC miała średnią ocen 7,3, co wydaje się dosyć mało, biorąc pod uwagę jak wszyscy ją wychwalają na mediach społecznościowych).

Ogólnie książka przypadła mi do gustu. Bardzo podobał mi się zwłaszcza początek tej opowieści. To, jak autorka pokazała kim jest główną bohaterką - stąpającą twardo po ziemi kobietą, która wie, czego chce i nie ma złudzeń co do tego, jaki czeka ją los. I jest dobra w tym, co robi. Bardzo polubiłam Norę i też podziwiam to, co robi. Jej praca jest może nieco uciążliwa, ale sama nie pogardziłabym taką pracą. Choć, zamiast gryźć się z autorami i wydawcami wolałabym poprzestać na czytaniu ich książek. To dużo ciekawsza praca i zdecydowanie bardziej kreatywna.

Za to nie zaprzyjaźniłabym się z siostrą głównej bohaterki. Mimo że jest taka słodka i dumna, to nie podobało mi się, że grała taką tajemniczą i robiła z igły widły. Według mnie, była za bardzo melodramatyczna. No serio, cała ta jej intryga wydawała mi się bezsensowna. Ta postać jest tu chyba tylko po to, żeby autorka miała jakąkolwiek wymówkę na spotkanie głównych bohaterów. Nie mówiąc już o tym, że Liv była zwyczajnie nie miła, a nawet złośliwa. Sama mam młodszą siostrę i gdyby tak mnie wciąż krytykowała i mi docinała, nie zachowywałam się z takim spokojem jak główna bohaterka. Podziwiam więc Norę, że to wytrzymywała a nawet próbowała pomóc siostrze rozwiązać jej problemy, choć sama nie wiedziała o co jej chodzi. Jak dla mnie, ta bohaterka jest największym minusem w tej książce. Bo Nora ją uwielbia, ale każdy, kto patrzy na to z boku, stwierdziłby, że coś w tej relacji nie gra.

Co do drugiego głównego bohatera czyli Charliego, to nie mam jakiś większych uwag. ogólnie gość mi się spodobał. Pracowity, pomocny, nie samolubny. Choć tu też trochę zdziwiło mnie jego zachowanie i ta cała tajemniczość. I niezdecydowanie. Muszę jednak stwierdzić, że tu chociaż rozumiałam jego rozterki co do tego kim jest, a kim – według siebie i innych – być powinien.

Sama fabuła była dosyć prosta. Tym co wyróżnia tę książkę jest chyba właśnie miejsce, w którym rozgrywa się akcja i sami bohaterzy, którzy pracują z książką. Pozwala nam też wejrzeć w tajniki tworzenia powieści, a dla osób lubiących czytać może to być ciekawe. Zwłaszcza, jeśli planują w przyszłości rozwijać się w tej branży.

Ogólnie książkę odbieram pozytywnie. Mimo tej jednej postaci, która mnie irytowała, uważam że była niezła. Może nie zaliczam autorki do moich ulubionych, ale nie protestowałam jakoś bardzo przeciwko sięgnięciu po jej wcześniejsze książki.

Beach Read. Wakacyjny romans

Opis wydawcy:

Międzynarodowy bestseller, który rozpali cię w te wakacje!

Zabawna historia miłosna pośród skwierczącego upałem lata.

January Andrews to popularna autorka romansów, która ma w sercu i na koncie jedynie ogromną pustkę. Augustus Everett, poważny znany literat, gardzi szczęśliwymi zakończeniami i uważa, że prawdziwa miłość to bajka.

Dzieli ich prawie wszystko, za to łączy fakt, że przez następne trzy miesiące będą mieszkać w sąsiednich domkach na plaży, walcząc z pisarską blokadą i twórczą niemocą. Tymczasem koniec lata to nieprzekładalny termin oddania ich bestsellerów.

Zawierają zakład i wymieniają się tematami książki. Zaczyna się wyścig. Wygra ten, kogo książka ukaże się jako pierwsza. Tylko że opowiadanie sobie nawzajem życiowych historii może nieść ze sobą poważne ryzyko. I wywrócić świat do góry nogami.



Kategoria: literatura obyczajowa, romans

Wydawnictwo:  Wydawnictwo Kobiece

Liczba stron: 440

Po przeczytaniu "Book Lovers" dosyć szybko sięgnęłam po wcześniejszą książkę autorki, czyli "Beach Read. Wakacyjny romans". Jak po samym tytule można się zorientować, to również jest książka o powstawaniu książek. Tyle że tym razem, zamiast czytać jak pracuje się nad nią już po napisaniu powieści, mamy okazję zapoznać się z pracą samych autorów. Książki z tym motywem też już mi się zdarzało czytać i zazwyczaj bardzo mi się podobały. Dwie, które teraz przychodzą mi do głowy, to książki Susan Elizabeth Phillips. Tylko że tam właściwie nie mamy od początku do końca napisane, w jaki sposób powstały książki, tylko że jedne z głównych bohaterów je pisał (co ciekawe, w obu przypadkach był to facet.) Tutaj towarzyszymy autorom właściwie na każdym etapie. Ale może zacznijmy od początku.

"Beach Read" Emily Henry zostało wydane dwa lata temu, ale do tej pory właściwie o niej nie słyszałam. Książka opowiada o pisarce, która jest spłukana i przenosi się na lato do miłosnego gniazdka swojego zmarłego ojca gdzie zamierza napisać książkę. Na nieszczęście dla niej okazuje się, że tuż obok mieszka jej największy rywal z czasów studiów. W którymś momencie ta dwójka zakłada się, że potrafi pisać jak zazwyczaj pisze to drugie. Ciekawe zadanie, nie? Zwłaszcza, że oboje mają zupełnie odmienne spojrzenie na świat.

Oprócz tego, że książka ukazuje nam, jak autorzy muszą się zmuszać do pracy, żeby pisać, dostajemy tu też opis tego, jak się czują pisarze. Autorka na końcu książki sama mówi, jak wyglądała jej blokada twórcza przy wyszukiwaniu tematów, na które mogłaby pisać Pewnie dlatego udało jej sie tak dobrze oddać emocje które targały January, gdy próbowała zabrać się do pisania.

Oprócz tego dowiadujemy się, że autorki romansów są postrzegane jako ten rodzaj literatów, którzy nie muszą się bardzo starać, aby napisać książkę, przez co idzie im to zdecydowanie szybciej, podczas gdy na przykład autorzy kryminałów muszą zbierać materiały zanim zaczną pisać, co znacznie wydłuża proces. Przez to też autorki romansów zazwyczaj są lekceważone. A wy, spotkaliście się już kiedyś z czymś takim? Ja, musze przyznać, że tak. Nie raz słyszałam, że książki, które czytam to badziewie, bo zazwyczaj czytam romanse, więc nie powinnam nawet wspominać o tym, że je czytam. Dlatego też potrafiłam się wczuć w to, co czuła January. 

Najbardziej w tej książce podobało mi się właśnie to, że mogliśmy uczestniczyć w tworzeniu tych dwóch powieści. Dosłownie widzieliśmy jak pracują autorzy. Jak wyznaczają sobie czas pracy. Skąd czerpią wenę. I jak się przygotowują do pracy. Muszę przyznać, że pod tym względem ta książka dużo bardziej podobała mi się niż "Book Lovers". 

Jeśli zaś chodzi o wątek romantyczny który nawiązuje się między głównymi bohaterami, to chyba nie był jakiś bardzo zaskakujący. W sensie, już od pierwszego rozdziału można było przewidzieć, kto z kim. Zdziwiło mnie trochę jednak, że autorka w jednej scenie użyła tego samego wyboru co w "Book Lovers". Chodzi mi tu o chowanie się (w tym wypadku za półkami w księgarni) przed swoim znajomym na początku książki. 

Co do innych wątków, pojawiających się w książce, to podobało mi się to, że ani January ani Augustus nie byli wielbionymi przez miejscowych autorami. Jeśli chodzi zaś o dzieciństwo obojga, to jak dla mnie było trochę skomplikowane. Mam jednak wrażenie, że autorce bardzo dobrze wyszło wyjaśnienie wszystkich szczegółów, przez co bohaterowie stali się dla nas bardziej reali.

To, co mi nie przypadło do gustu w tej książce, to sam jej tytuł. Według mnie, jest nie odpowiedni, zwłaszcza ta część "wakacyjny romans". Ogólnie bohaterzy książki nie pojechali na wakacje, właściwe to przez całą akcję pracowali nad swoimi powieściami. Gdzie więc tu miejsce na "wakacyjny"?

Myślę, że ta książka spodoba się wielu osobom czytającym romanse. Mi w każdym razie spodobała się na tyle, że dosyć szybko sięgnęłam po kolejną powieść autorki.

Ludzie, których spotykamy na wakacjach

Opis wydawcy:

Nie ma chyba na świecie dwóch bardziej od siebie różnych osób niż Poppy i Alex.

Ona jest duszą towarzystwa, ON woli spędzić wieczór z książką. Ona marzy o podróżach po całym świecie, ON najchętniej zaszyłby się we własnym mieszkaniu. Kiedy jedenaście lat temu dzielili podróż w rodzinne strony, rozkwitła między nimi przyjaźń. Przez większość roku mieszkają daleko od siebie. Ona w Nowym Jorku, ON w ich rodzinnym mieście. Jednak co wakacje spotykają się, aby spędzić wspólnie niezapomniany letni tydzień.

Przynajmniej kiedyś tak było.

Dwa lata temu wszystko się popsuło. W tym ich przyjaźń. Od tamtego czasu ze sobą nie rozmawiają. Chociaż Poppy ma wszystko, o czym marzyła, czuje, że jej życie straciło blask. Popularny blog, wymarzona praca i podróże po całym świecie nie przynoszą jej szczęścia. Kiedy przyjaciółka pyta ją o ostatnie chwile szczęścia, Poppy wie, że były to wakacje z Aleksem. Dlatego postanawia odnowić kontakt. Prosi Aleksa, żeby po raz ostatni spędzili razem letnie dni.

Poppy ma tydzień, aby wszystko naprawić.

Musi tylko przemilczeć jedną wielką kwestię, która zawsze stała na drodze ich prawie idealnej przyjaźni. Czy coś może pójść nie tak?



Kategoria: literatura obyczajowa, romans

Wydawnictwo:  Wydawnictwo Kobiece

Liczba stron: 480

"Ludzie, których spotykamy na wakacjach", to książka Emily Henry, która została wydana w Polsce w zeszłym roku. Jest to książka zdecydowanie inna niż dwie poprzednie. Owszem, tu też mamy wątek pisania, ale nie uczestniczymy w nim, tak jak miało to miejsce w "Book Lovers" czy "Beach Read". Tutaj po prostu jest wspomniane, że główna bohaterka pisała kiedyś własnego bloga o podróżach, aktualnie jest dziennikarką opisującą jedne z najmodniejszych miejsc do zwiedzania.

Może zacznijmy od tytułu. Sięgając po tę książkę, spodziewamy się, że główni bohaterzy spotkają się w czasie wakacji w jakimś ciekawym miejscy i że spotkamy też dużo barwnych postaci, z którymi zazwyczaj możemy się zaznajomić latem w różnych miejscach. Tymczasem, może i główni bohaterowie spotykają się w czasie wakacji, ale nie w ciekawym miejscu, tylko na kampusie. A ciekawi ludzie, których spotykamy w czasie ich wakacyjnych przygód są może nietypowi, ale jakoś za bardzo ich nie polubiłam.

Ogólnie książka opisuje jedenaście lat przyjaźni, jaka nawiązała się między Poppy i Alexem. Mamy tu opisane ich poszczególne wakacyjne podróże. Autorka zabiera nas w ciekawe miejsca i pokazuje nam, jak może się rozwijać przyjaźń między dwojgiem ludzi na przestrzeni lat. 

Właściwie, książka nie podobała mi się jakoś bardzo. Jasne, lubię podróżować i lubię czytać romanse. Jednak połączenie jednego z drugim nie bardzo mi się spodobało. Dlaczego? Myślę, że głównie dlatego, że przyjaźń Poppy i Alexa może i na początku wyglądała na wyjątkową, ale w czasie, gdy przebywali daleko od siebie, kulała. I to bardzo. Czytając tę opowieść, wyczuwa się, że prawie od początku w ich relacji coś nie gra. Jakby jedno z nich chciało czegoś innego niż to drugie. A jako że opowieść pokazuje nam bardziej odczucia Poppy niż Alexa, wiemy co prawda w którym momencie ona się w nim zakochuje, ale możemy się tylko domyślać, kiedy to następuje z jego strony. Przez to nigdy nie możemy być pewni, o co właściwie chodzi w jego zachowaniu.

Okay, czytając to co właśnie napisałam w swojej recenzji, dochodzę do wniosku, że najprościej będzie powiedzieć wprost: ich relacja jest naprawdę pogmatwana i czytelnik nie potrafi do końca wyczuć co się dzieje. No i już na początku dostajemy tajemnicę, która przewija się przez całą książkę. Co prawda można się domyślać, o co chodzi, ale do końca pewnym i tak nie będziemy.

Poza tym, nie podobało mi się tu też to, że bohaterowie się nawzajem ranili – zwłaszcza Poppy Alexa – i nawet nie byli do końca tego świadomi. Jak dla mnie, ta dwójka do siebie wcale nie pasuje. I nie wiem, dlaczego autorka dąży do tego, żeby ich połączyć, mimo że na pierwszy rzut oka widać, że coś tu nie gra.

Co mi się tutaj podobało? Ogólnie i postać Poppy i Alexa. Mimo że razem nie wydają mi się najlepsi, to oddzielnie są jak dla mnie ciekawymi ludźmi. Po pierwsze obydwoje łamią stereotypy. To zazwyczaj o mężczyznach mówi się (albo też pisze) że nie chcą tkwić w miejscu i lubią się bawić. A właśnie takie życie wiedzie Poppy, gdy ją poznajemy. Praktycznie ciągle nie ma jej w domu, przebywa ciągle na wakacjach. 

To samo dotyczy Alexa. Zazwyczaj to kobiety przedstawia się jako te, które chcą założyć rodzinę, mieć własny dom i dzieci, prowadzić spokojne, a nawet nudne życie. I Alex taki właśnie jest. Chyba jeszcze w żadnej książce nie spotkałam się z tego typu zamienieniem ról. Było to jednak orzeźwiające. Przyznaję także, że oboje bohaterzy zostali naprawdę bardzo realistycznie przestawieni. Sama mogłabym się postawić w roli i Alexa i Poppy, jako że mam cechy obojga z nich. Cóż, chyba właśnie to jest najbardziej przekonywujące w ich relacji. Bo skoro istnieją osoby łączące ich cechy, to jako para, też powinni się dogadać, nie?

Moja ocena książki? Jest spoko, choć myślą, że nie wszystkim przypadnie do gustu. Jeśli ktoś lubi dłużące się przez lata relacje, które mogą (ale nie muszą) prowadzić do związku, to można sięgnąć po tę książkę. Jednak do mnie ta pozycja średnio przemawia.

Komentarze

Popularne posty