Recenzja mangi "Leia. Trzy wyzwania księżniczki"

    Jakbym miała obstawiać, to w życiu nie postawiłabym na to, że przed powieścią "Leia, Princess of Alderaan" autorstwa Claudii Gray doczekamy się w Polsce jej mangowej adaptacji. A jednak wydawnictwo Egmont zaskoczyło i zabrało się za wydawanie mang i tym sposobem w na początku lutego ukazała się "Leia. Trzy wyzwania księżniczki", czyli pierwsza z trzech zapowiedzianych na ten rok tomów z serii. Kolejne wstępnie mają się ukazać w maju i we wrześniu. Za adaptację książki na mangę oraz rysunki odpowiada japoński rysownik Haruichi.


    Opis od wydawcy:

    Manga z uniwersum Gwiezdnych Wojen. Dawno, dawno temu w odległej galaktyce....

    Księżniczka Alderaana – Leia – kończy szesnaście lat. Aby móc odziedziczyć tron, musi przejść trzy próby. Najpierw wyrusza na planetę Wobani, żeby wspomóc jej biednych mieszkańców. Zostaje tam wmieszana w konflikt między Imperium Galaktycznym a armią rebeliantów… Świadoma odpowiedzialności za lud Alderaana, staje przed trudnym wyborem, kiedy gra toczy się o ocalenie galaktyki miażdżonej rządami Imperium.

    Oto pierwszy tom serii – z pasją i wnikliwie opisujący losy młodej księżniczki Lei.


    Na wstępie zaznaczę, że czytałam po angielsku książkę, więc fabuła mangi nie była dla mnie zaskoczeniem. Dzięki temu jednak mogę powiedzieć, że naprawdę dość wiernie przeniesiono ją na rysunkowe medium. Jest to też manga w pełnym tego słowa znaczeniu, co mnie lekko zaskoczyło. Czyta się ją bowiem od prawej do lewej, a "Edge of Balance", czyli manga z Wielkiej Republiki, po którą sięgałam po angielsku premierowo, była wydawana "normalnie". 


    Drugim zaskoczeniem okazała się obwoluta. Kiedy zapowiadano mangę, to zakładałam, że jej okładka będzie dokładnie taka jak na zdjęciu, a jest to jedynie właśnie obwoluta - sama okładka jest jednolicie czarna z białymi napisami.

    Manga składa się z prologu oraz czterech części, z czego ten pierwszy faktycznie jest przypomnieniem historii z prequeli i w przeciwieństwie do całej mangi ma rysunki w kolorze.


    Centralnym elementem fabuły jest oczywiście Leia. Poznajemy ją w momencie jej szesnastych urodzin, kiedy ma odbyć się dzień żądania - Leia podejmuje się trzech wyzwań, które według tradycji mają dowieść, że nadaje się na następczynie tronu. Planuje więc misje humanitarne, zdobycie jednego ze szczytów Alderaana oraz rozpoczyna uczestniczenie w obradach młodzieżowego Senatu.

    Śledzimy więc każdy z tych elementów - jej debiut w Senacie, misję humanitarną i przygotowania na kursie przed wspinaczką. Patrzymy, jak zdobywa przyjaciół - w tym między innymi Amylin Holdo - oraz stwarza sobie wrogów. Jednocześnie Leia mimo bycia rezolutną i mądrą jak na swój wiek ma poczucie, że rodzice ją odtrącają. Nie mają dla niej czasu, nie mówią jej wszystkiego i za wszelką cenę stara się zwrócić na siebie uwagę oraz sprawić, żeby byli z niej dumni. Jest po prostu w tym wszystkim zagubioną nastolatką, z którą można się utożsamiać.

    Jeśli miałabym porównywać rozbudowę i rozwój postaci młodej Lei w serialu o Kenobim a tutaj, to jakbym porównywała Ziemię z Księżycem. Z przewagą mangi oczywiście. Nie chcę wchodzić bardziej w fabularne szczegóły, żeby nie psuć Wam zabawy, bo naprawdę warto z tą pozycją się zapoznać.


    Nie przepadam w założeniu za rysunkami w stylu anime i mangowym, ale tutaj ku mojemu zaskoczeniu nie przeszkadzały mi wcale, a wręcz przeciwnie. Kilka kadrów jest naprawdę świetnych - radosny wąż podczas wyprawy górskiej, Leia podczas burzy, a przedstawienie malutkiej Lei zawsze kradnie całe show. Zdecydowanie bardziej wyobrażam sobie ją właśnie jako takie urocze dziecko niż to, co zaprezentowano nam w serialu Kenobi. Rysunki jednak nie są idealne (do tej pory uśmiech rekina jednej z bohaterek mnie prześladuje), ale całościowo oceniam je na duży plus.


    Podsumowując, tak samo dobrze, jak bawiłam się podczas lektury książki, tak i bawiłam się przy mandze. Jest to naprawdę solidna adaptacja książki Claudii Gray z całkiem przyjemnymi rysunkami. Żałuję, że na następną część historii trzeba czekać do maja, bo chętnie pochłonęłabym już całość i naprawdę polecam ją Waszej uwadze.

Komentarze

Popularne posty