Recenzja książki „Sweater weather”

 Nie mam w zwyczaju jakoś sięgania po książki, których tematyka kończy się wokół pór roku czy jakiegoś dnia (to dlatego brak u mnie jakiejkolwiek świątecznej powieści w tym okresie), jednak kiedy robiłam #bingouraczków, potrzebowałam historii, której akcja dzieje się jesienią. Szukanie trochę mi zajęło, wszak to nie taka prosta sprawa, by znaleźć książkę, która spełniałaby ten warunek, a zarazem była dobra lub (a najlepiej i) krótka. W końcu, po przejrzeniu odmętów legimi, zdecydowałam się na „Sweater weather”, krótką, romantyczną antologię. Czy było warto?





AUTOR: Klaudia Max, W.S. James, Katarzyna Amber, Klaudia Leszczyńska, Patrycja Cygan-Jeż, Weronika Karczewska-Kosmatka, Daria Jędrzejek

WYDAWNICTWO: Wydawnictwo Literatka

LICZBA STRON: 306

ROK WYDANIA: 2022

GATUNEK: romans


„Siedem autorek połączyło swoje siły, by stworzyć zbiór opowiadań, który przeniesie Cię do innego świata. Świata, w którym króluje prawdziwa sweater weather.
Synoptycy zapowiadają, że tej jesieni możemy liczyć na: wietrzyk prawdy i mgłę samotności, nie ominą nas też huragan zagubienia, deszcz bólu i burza przyjaźni, ale czekają nas również promienie przeznaczenia i zorza uczuć. Pogoda za oknem nie zawsze będzie korzystna, możesz mieć jednak pewność, że te opowiadania rozgrzeją Twoje serce i napełnią Cię optymizmem.
W każdej historii znajdziesz miłość, lecz tak jak jesienne liście przybierają różne kolory, tak miłość w antologii ma różne odcienie. Czasem powoduje ból, ale bywa, że również dodaje skrzydeł. Wyrusz w podróż z naszymi bohaterami i zobacz, co im przyniosła jesień.
Ostrzegamy, tej książki nie przeczytasz bez ciepłego koca, kubka gorącego napoju i specjalnie przygotowanej przez nas playlisty.” 


Nie oczekiwałam zbyt wiele, ponieważ nie jestem jakąś wybitną fanką romansów, szczególnie w formie opowiadań. Poza tym miałam nadzieję, że będzie to po prostu szybka, lekka lektura na jesienny wieczór. W końcu zbiory opowiadań mają to do siebie, że czytanie ich zajmuje niewiele czasu, a nawet jeśli niektóre nie przypadną do gustu, reszta może to nadrobić. Jak było w przypadku „Sweater weather”?


Pierwsza historia to „Lucky” Klaudii Max. Kira to kobieta, która czuje się nieszczęśliwa w związku, mimo że za rogiem już czeka na nią ślub, a dodatkowo musi radzić sobie z toksyczną matką. Wszystko zmienia się, gdy znajduje na ulicy szczeniaka i zabiera go do pobliskiego weterynarza, jak się okazuje, młodego i wyjątkowo atrakcyjnego. Historia jest naprawdę prosta i trochę naiwna, mamy tu bajkową wręcz fabułę, w której nagle główna bohaterka poznaje tego jedynego, w ciągu tak naprawdę kilku dni zakochuje się w nim i decyduje się zerwać z narzeczonym dla nowej miłości, z którą będzie szczęśliwa. Mimo wszystko opowiadanie należy do naprawdę uroczych i na pewno spodoba się osobom, które lubią takie nieco cukierkowe historie, gdzie wszystko kończy się dobrze, a książę z bajki pojawia się na drodze w najbardziej odpowiedniej chwili. Sam styl pisania nie jest, co prawda, wybitny, ale nie należy też do złych, a sama historia należy do lekkich, idealnych na rozluźnienie, choć nie zapadnie raczej na długo w pamięć. Ot, kolejny typowy, nieco naiwny romans.


Potem… moi drodzy, jeśli myśleliście, że „Lucky” to średnie opowiadanie i mieliście nadzieję, że kolejne okażą się lepsze, niestety spotka was zawód. Potem mamy „Obietnicę” W.S. James, której największą i jedyną zaletą jest chyba to, że nigdy jej nie zapomnę. A i to nie w sposób pozytywny. Zapewne spora część z was kojarzy typowe fanfiction, które pisały początkujące autorki na Wattpadzie czy blogach, te wywołujące jednocześnie śmiech i zażenowanie. Tu mamy do czynienia z czymś bliźniaczo podobnym. Tylko wydanym. Jest mi naprawdę smutno to mówić, bo liczyłam na coś dobrego i wrażenie to utrzymywało się przez chwilę mimo niezbyt dobrego stylu autorki i dość sztywnych dialogów. I gdyby chodziło tylko o to, wciąż byłoby ok. Niestety fabuła opowiadania sprawia, że do tej pory przecieram oczy ze zdumienia. W przeciągu około czterdziestu stron mamy próbę porwania i wykorzystania, spotkanie z byłym chłopakiem, włamanie i przetrzymywanie w domu przez stalkera (przerwaną przez tego samego byłego), spotkanie z byłym i jego narzeczoną w ramach sesji ślubnej, nieporozumienie, a raczej intrygę mściwej matki, która doprowadziła do zerwania oraz nieuleczalną chorobę i dramatyczne zakończenie. Powtarzam, ta historia ma jakieś czterdzieści stron. Główni bohaterowie są wręcz nie do polubienia, a jedyną postacią, która posiada w grupie obecnych tam postaci jakiekolwiek komórki mózgowe, jest Eva, narzeczona Brysona, która tak naprawdę nawet go nie kocha, a jest jedynie jego przyjaciółką. To bystra, dowcipna i wesoła kobieta, którą szczerze polubiłam – być może dlatego, że jako jedyna naprawdę myśli i działa, w czym zresztą jest bardzo konkretna. Główna bohaterka wymyśla problemy wręcz na siłę, a nieporozumienie między nią a Brysonem dałoby się wyjaśnić naprawdę łatwo, gdyby którekolwiek z nich pomyślało o czymś takim jak komunikacja. Jestem zresztą zaskoczona, że kobieta nie rozpoznała charakteru pisma swojej matki… a przynajmniej tego, że nie jest to pismo jej ukochanego. Jego tyczy się zresztą to samo. To opowiadanie byłoby znacznie lepsze, gdyby wywalić połowę zbędnych tak naprawdę i durnych wątków, takich jak nieszczęsny taksówkarz, bo pozostawiłoby nas to znowu z typowym i nieco naiwnym opowiadaniem, ale przynajmniej bardziej sensownym. Niestety o „Obietnicy” nie jestem w stanie powiedzieć nic pozytywnego, może poza tym, że wierzę, że autorka jeszcze kiedyś zaskoczy mnie pozytywnie i napisze coś, co mnie zachwyci.


Na szczęście zaraz po tym mamy „Odnaleźć siebie” Katarzyny Amber, czyli długą, solidną historię kobiety, która jest ofiarą przemocy domowej. Dobrze przedstawiona sytuacja głównej bohaterki, jej uczucia i zachowania sprawiły, że czytanie w końcu stało się prawdziwą przyjemnością mimo poruszanego tematu. Dodatkowo zachowanie innych ludzi, z których niektórzy wiedzieli, ale nie chcieli się wtrącać, a inni podejrzewali i próbowali zebrać dowody, by powstrzymać koszmar Anny, wypada naprawdę realistycznie i w przypadku tego pierwszego jest niestety zbyt prawdziwe. Naprawdę polubiłam bohaterów, zarówno Annę, jak i zakochanego w niej, gotowego zapewnić jej bezpieczeństwo, choć w pewnym stopniu bezradnego Maćka, czy też Marka, brata kobiety. Wszyscy zostali zbudowani w realistyczny sposób, a samo opowiadanie to świetna mieszanka bólu oraz tragedii, realizmu, nadziei, romansu i krzty humoru przemyconej przez wypowiedzi bohaterów (Panie doktorze, to ten narwaniec, który groził odmrożeniem kończyn). Końcówka opowiadania jest naprawdę słodka i po prostu rozczula. Uważam, że to najlepsze opowiadanie w całym zbiorze.


„Miłosne kalorie” Klaudii Leszczyńskiej to opowiadanie, do którego mam mieszane uczucia. Powiedziałabym, że w pewnym aspektach jest podobne do „Lucky”, naiwne i nieco urocze, choć tak naszpikowane pożądaniem, że aż przewracałam momentami oczyma. Z drugiej strony porusza ważny temat, którym jest przesadne dbanie o siebie wywołane tym, że kiedyś główna bohaterka była prześladowana z powodu zbyt dużej wagi. Autorka nie przedstawia tego jako coś pozytywnego, co bardzo mi się podobało i sprawiło, że mimo schematycznego zakochania się od pierwszego wejrzenia i zachowania naszego księcia na białym koniu tak, jakby był w długim związku, a nie ledwo znał bohaterkę, polubiłam całkiem „Miłosne kalorie”. Zresztą były momenty, na których szczerze się śmiałam, bo autorka ma lekkie, humorystyczne pióro i nawet pewna infantylność historii nie irytowała zbyt mocno. No i nawet nie wiecie, jak odetchnęłam z ulgą, gdy okazało się, że choroba to pomyłka. Obawiałam się nieco powtórki z „Obietnicy”, jednak pani Leszczyńska nie zawiodła i dała mi prostą, lekką, uroczą historię, idealną, gdy człowiek chce się odstresować, choć raczej nie taką, która zapadnie w pamięć na dłużej. Powiedziałabym, że dostałam dokładnie to, czego spodziewałam się po antologii.


„Błąd” Patrycji Cygan-Jeż to drugie opowiadanie, które ocenić mogę całkiem wysoko. Melancholijna, pełna niedopowiedzeń historia o przyjaźni i toksycznych relacjach, którą czytelnik sam musi złożyć z urywków wypowiedzi każdego z bohaterów. Autorka zmusza do myślenia, nie podaje wszystkiego na tacy, powoli odkrywa kolejne karty, gdy snuje historię o dziewczynie, która nie do końca świadomie zniszczyła życie swoim przyjaciołom, a potem odeszła w samotności, zmuszając ich do pogodzenia się z przeszłością i ruszenia dalej, odegnania od siebie jej widma. Mamy tu też tak naprawdę pozytywne zakończenie. Mężczyźni, skłóceni od lat, w końcu się godzą i uznają, że nie pozwolą tak łatwo odejść całkowicie przyjaźni, która kiedyś między nimi była. Wybaczają też dziewczynie, świadomi, że wszyscy popełniali błędy, a chociaż ta kich skrzywdziła, zapłaciła już wystarczająco. Sama Lena, choć nie ma jej już z resztą grupy, cieszy się tym, że jej przyjaciele decydują się pogodzić i przebaczyli jej, nawet jeśli popełniła okrutne czyny. Sama ich zresztą żałuje, nawet jeśli nie może już niczego naprawić. Już sam styl autorki jest bardzo przyjemny, a ponura opowieść to odmiana od poprzednich opowiadań. W dodatku mamy tu realistycznych bohaterów oraz fabułę, a rozmowa chłopaków wypadła bardzo naturalnie. 


„Czekoladka”, której autorką jest Weronika Karczewska-Kosmatka to kolejne opowiadanie, które nie zapadnie mi w pamięć, chociaż nie jest złe. Tak naprawdę również należy do historii uroczych i naiwnych, które spodobają się fankom romansu tego typu. Chociaż sama uderzyłabym głównego bohatera w twarz i wyszła, nie mamy tu do czynienia z prawdziwym życiem, a bajkową nieco opowieścią, kojarzącą się nieco ze schematem z Kopciuszka. Biedna dziewczyna, która sprząta u bogatego młodzieńca, zostaje przez niego zauważona i w końcu pokochana. Mamy tu też trop fałszywej randki… a raczej imprezy rodzinnej. I samo opowiadanie mimo swoich głupotek jest naprawdę przyjemne do czytania, stanowi miłą odskocznię po ponurym klimacie poprzedniej historii. Raczej niedługo zapomnę o nim, ale nie zmienia to faktu, że moje przewracanie oczyma było raczej czułe, bo po prostu czytałam dobrze już sobie znaną, ale wciąż mającą w sobie pewien urok historię.


Ostatnia w zbiorze jest „Aurora” Darii Jędrzejek, co do której mam bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony było na pewno zabawnie, jednak bardzo zabolała mnie schematyczność postaci. Główna bohaterka to kobieta, którą możnaby uznać za wiedźmę, jednak sama krzywiłam się na jej zachowanie i w prawdziwym życiu uznałabym ją za wariatkę (niektórzy z was może już wyłapali tę ironię, reszcie tylko powiem, że nie mam nic przeciwko praktykom czarodziejskim). Maggie to postać, przez którą trudno traktować poważnie osoby zajmujące się witchcraftem i dość mocno mnie to zakłuło. Z drugiej strony jest zabawna i wydaje się przesadzona w sposób zamierzony, komiczny. Poza nią mamy typowego bad boya, Graysona, który jest absolutnym racjonalistą i fanem astronomii (przepraszam, ale co Maggie ma przeciwko pasjonatom astronomii? To wcale nie jest nudne... poza tym wiele wiedźm to osoby, które interesują się nauką i pogarda Maggie jest aż dziwna). Poza tym pozostają Nina i jej mąż, dość nudne postacie, które mają stanowić po prostu tło dla naszej głównej parki. Cała grupa za to jedzie na wycieczkę, by obejrzeć zorzę polarną. Dzieje się tam istny festiwal prostego, choć na pewnym poziomie nadal zabawnego humoru, którego zwieńczeniem jest informacja o ciąży Niny i tym, że Maggie i Grayson zostaną rodzicami chrzestnymi. Mamy tu do czynienia z typową komedią, która jest z jednej strony zabawna, jednak w sposób prosty. No i przyznam, że czasami było aż za prosto, a granica między rozbawieniem oraz zażenowaniem zostawała przekroczona. Czy polubiłam „Aurorę”? Mimo kilku scen, które naprawdę mnie rozbawiły raczej niezbyt i prędko zapomnę o tej historii. 


Jak mogę podsumować “Sweater weather”? Przede wszystkim mamy tu opowiadania proste, nieco wyidealizowane i naiwne, które jednak znajdą swoich fanów i wykazują potencjał pisarski autorek. Znajdą się też historie dobre, takie, które spodobają się osobom mniej gustującym w cukierkowych, niewymagających historiach. Niestety znalazły się też opowiadania słabe, szczególnie jedno, przez które nie jestem w stanie wspominać tej lektury pozytywnie. 

Komentarze

Popularne posty