„Testament Caravaggia”

 „Testament Caravaggia” znalazłam w szkolnej bibliotece – nic zresztą dziwnego, bo najwięcej jest tam właśnie historii powiązanych w jakiś sposób ze sztuką ( jeszcze więcej biografii malarzy i podręczników o grafice czy fotografii, ale mniejsza o to). Ucieszyłam się, bo jest to jeden z artystów, których prace bardzo mi się podobają, a życiorys, dość nieoczywisty i pełen przygód, ciekawi. Książka obiecywała za to ciekawą, pełną tajemnic i akcji historię o ostatnich latach życia malarza. Wzięłam się do czytania pełna nadziei. I co?


No i niesamowicie się zawiodłam. Tak bardzo, że książkę musiałam zostawić sobie w domu na wakacje (dziękuję mojej szkolnej bibliotece za tę opcję), bo inaczej nie przeczytałabym nawet połowy.



TYTUŁ ORYGINAŁU: „Das Vermächtnis des Caravaggio” 
AUTOR: Peter Dempf
WYDAWNICTWO: Nowy Styl
ROK WYDANIA: 2007
LICZBA STRON: 494
GATUNEK: Biografia

W swojej powieści Testament Caravaggia Peter Dempf przedstawił ostatnie lata burzliwego życia wielkiego malarza. Michelangelo Merisi, zwany Caravaggiem, nie uznaje żadnych granic, za co płaci wysoką cenę - namiętność rujnuje mu zdrowie, porywczość skutkuje kolejnymi pobytami w lochu. "Jest jak świeca, która pali się z dwóch stron". Chociaż jego obrazy przyniosły mu popularność wśród prostego ludu, przysporzyły też wielu wrogów, zwłaszcza ze strony Watykanu, dla którego stał się heretykiem. Do niewielu przyjaciół, jacy mu zostali, należy młoda malarka Nerina, która wielokrotnie ratuje go przed papieskimi siepaczami. Gdy oboje w gorączkowym popłochu opuszczają w końcu Rzym, kierując się na Maltę, dla Neriny staje się jasne, że jej towarzysz jest ścigany także przez tajemniczego mężczyznę, który podąża za nim trop w trop. Jakie wydarzenie z życia malarza ściągnęło na niego tę śmiertelną nienawiść? Oczom czytelnika ukazuje się epoka Caravaggia - pełna intryg, występków i fascynujących postaci - oddana żywo, z dbałością o najdrobniejszy szczegół, wraz z jej barwami i zapachami. W historii życia artysty autor poszukuje odpowiedzi na pytanie, jak doszło do powstania jego niezwykłych obrazów, co było inspiracją do ich namalowania i jakie kryją tajemnice.” 






Ale może zacznijmy od fabuły. Jak obiecuje nam opis, mamy tu opisane ostatnie lata życia Caravaggia… przynajmniej w teorii. W praktyce historia opowiada o jego uczennicy oraz asystentce, Nerinie, która jest zarazem najbliższą osobą w życiu artysty. Dziewczyna nie ma z Michelangelo łatwo, wręcz przeciwnie – są niesamowicie zadłużeni, a malarz wszystkie pieniądze przepija, z kolei jego obrazy nieczęsto się sprzedają z powodu podejścia do tworzenia mężczyzny, dążącego do jak największego urealnienia postaci religijnych, zamiast ich idealizacji. Zresztą nie, żeby Caravaggio malował te obrazy jakoś szybko… W każdym razie dziewczyna zauważa pewnego dnia, że jest śledzona, a do ich domu wkrada się nieznajomy mężczyzna w jezuickiej szacie. To z kolei dopiero początek kłopotów Neriny i Cravaggia. 


Na szczęście naszej biednej asystentce z pomocą przychodzi Enrico, asystent młodego Ferdinando de’Medici, który przyjechał ze swym panem do Rzymu z powodu wyborów nowego papieża. Sytuacja robi się coraz bardziej poplątana, wszyscy chcą czegoś od Caravaggia (w tym często go zabić), a uczucie między Neriną i Enrico zaczyna robić się coraz mocniejsze.


I cóż mogę rzec? Najlepsze, co można znaleźć w tej książce, to opisy. Chociaż język nie należy do najłatwiejszych i czytanie może okazać się początkowo naprawdę męczące (książkę czytałam kilka miesięcy, a normalnie skończyłabym ją w kilka dni), opisy naprawdę robią dobrą robotę. Czuć klimat renesansowych Włoch, pełnych ludzi z każdej warstwy społecznej i intryg wśród możnych.


Podobały mi się też postaci Scipione Borghese i Ferdinando, które są dość nieoczywiste i zaskakująco sympatyczne. Scipione to taki miły skurczybyk, który potrafi knuć, ale ma całkiem dobre serce i naprawdę lubi sztukę, szczególnie Caravaggia. Z kolei Ferdinando, początkowo opisywany przez Enrico jako niezbyt lotny, okazuje się znacznie sprytniejszy, niż początkowo przypisywał mu jego własny asystent i zarazem opiekun. 


Dobrze opisane też zostały obrazy i sposób, w jaki malował Caravaggio.


Na tym niestety zalety się kończą. 


Główni bohaterowie, Nerina i Enrico, są całkowicie nie do polubienia. Ona – mdła dziewczyna, która niby ma jakiś charakter, ale go zbytnio nie widać, i on – wiecznie zmieniający zdanie, uważający się za nie wiadomo jak mądrego, równie płaski co malarka. Nie wiemy nawet, czym dokładnie zajmuje się Enico. Jest swoistym nauczycielem, opiekunem, czy tylko asystentem Ferdinando? Jakim cudem przez tyle lat przebywania z nim nie zorientował się, że chłopak wcale nie jest tak głupi, na jakiego się kreuje? Fascynuje mnie też szybkość, z jaką Enrico, gotowy zwolnić się z pracy, gdy tylko wyjadą z Rzymu, przeskakuje do bycia dumnym z tego, dla kogo pracuje. Bez żadnych przemyśleń na ten temat ani niczego, co wyjaśniałoby tę nagłą zmianę zdania. Sama intryga powiązana z papieżem też zawodzi, choć nie jest jeszcze jakoś bardzo zła. Ot, papież nie znosi obrazów Caravaggia i chce go zabić. Jego krewny je uwielbia i chce, aby malarz żył. Wszystko sprowadza się do przepychanek między nimi.


Najgorszy jest jednak wątek dziwnego jezuity, który śledzi Caravaggia wszędzie, gdzie ten się uda, a do tego wydaje się być doskonale znany artyście. Wszystko okazuje się powiązane z dawnym życiem artysty, czynem, którego ten się dopuścił i kazirodczym dzieckiem. I o ile jeszcze drobne zmiany w życiorysie malarza mogłam znieść, tak robienie z niego gwałciciela, w dodatku własnej siostry (ups, właśnie zdradziłam największy plot twist… prawie), zdenerwowało mnie niemiłosiernie. Dlaczego? Była to na siłę dodana intryga niemająca nic wspólnego z prawdą, w dodatku, powiedzmy sobie szczerze, wręcz obrzydliwa. Kiedy o tym czytałam, myślałam, że zaraz rzucę książką, bo w żadnych źródłach nie znajdzie się informacji o tym, jakoby Caravaggio dopuścił się czegoś takiego – nawet plotek, że mogło do tego dojść. 


Ostatnie zdania książki z kolei wydają się napisane na siłę tak, jakby miały wyjść patetycznie, a efekt jest wręcz komiczny.


Sam Caravaggio, który powinien być głównym bohaterem, ginie w tle. Jednak kiedy już się pojawia, czyta się o nim z przyjemnością. Szkoda więc, że to nie on jest najważniejszy, a całkowicie mdła Nerina oraz Enrico, w którym ta jakiś cudem wielce się zakochała. Czy chociaż ten wątek romantyczny został przeprowadzony dobrze? Oczywiście, że nie. 


W ramach podsumowania mogę stwierdzić, że ta książka jest jedną z najgorszych, jakie czytałam w tym roku. Byłabym w stanie wybaczyć jej nawet słaby styl i niezbyt dobrą intrygę, ale wątek z kazirodztwem… po prostu nie. Dlatego ani trochę nie polecam nikomu, a już szczególnie osobom zainteresowanym malarstwem renesansu. Sama, bardzo żałuję czasu, który na nią poświęciłam, szczególnie przez to, jak bardzo powieść odbiegała od prawdziwego, niesamowicie ciekawego życiorysu malarza. 


Komentarze

Popularne posty