Recenzja komiksu "Piloci TIE"

     "Piloci TIE" to kolejna, osobna mini-seria komiksowa z uniwersum gwiezdnych wojen, która ukazała się w naszym kraju w tym roku. Składa się ona z pięciu zeszytów komiksowych, a za scenariusz odpowiada scenarzystka Jody Houser, której gwiezdnowojenny dorobek nie jest jakoś imponujący. Jak więc wypada komiks?

    Opis od wydawcy:

    Gdy wojna między rebeliantami a Imperium Galaktycznym nabiera rozmachu, największe ryzyko ponoszą niewinni mieszkańcy galaktyki. Elitarna eskadra pilotów myśliwców TIE zostaje sformowana w celu ochrony imperialnych interesów... i wymierzenia ciosu zdradzieckiemu i brutalnemu Sojuszowi Rebeliantów. Ale jak wiele niesprawdzona jednostka jest w stanie zrobić dla utrzymania prawa i porządku? Czy piloci Skrzydła Cienia są tak wierni Imperatorowi, jak się wydaje? I czy choć jeden z nich przeżyje misję mającą zniszczyć Rebelię?


    "Piloci TIE" to historia, która skupia się "na tych złych", ale nie ze szczytu imperialnej hierarchii, a zwykłych pilotach. Bardzo dobrze zarysowano motywację poszczególnych postaci, ich przeszłość we specjalnych wstawkach w każdym zeszycie i pokazanie, że źli wcale nie są tacy źli z założenia, a walczą o sprawę, w którą wierzą. Jeśli macie dość kreskówkowych złoli, to ta historia zdecydowanie jest dla was. Nie chcę tutaj wchodzić w szczegóły i opisywać poszczególnych elementów fabuły, żeby nie psuć wam zabawy, bo wszystko co o niej powiem więcej, to może być już za dużo.


    Na początku niekoniecznie przypadło mi do gustu zakończenie - wydawało się urwane i jakby zabrakło w nim jakiegoś podsumowania całości, ale po przemyśleniu uznaję, że jest bardzo dobre takie, jakie jest. Dalsze ciągnięcie fabuły przeniosłoby nas już do trylogii książek "Eskadra Alfabet", której komiks jest w pewnym sensie prequelem. Absolutnie nie trzeba jednak znać książek przed jego lekturą, choć wtedy można wyłapać kilka dodatkowych smaczków.


    Jako że nie wszystkie postacie z "Abecadła" widziałam wcześniej w rysunkowej wersji, to zdecydowanie zaskoczył mnie wygląd Sorana Keizego. Totalnie nie tak go sobie wyobrażałam i to było dość ciekawe zderzenie moich oczekiwań z rzeczywistością.


    Co do tłumaczenia - nie mam się do czego doczepić. Odpowiada za nie Jacek Drewnowski i jest kompletnie spójne z tym, co dostajemy w trylogii "Abecadło", więc duże brawa.



    Za rysunki odpowiada głównie Roge Antonio i są one solidne. Nie zachwycają może jakoś szczególnie i nie zapadają w pamięć, ale bitwy kosmiczne oddano w nich bardzo dobrze i dynamicznie, a skoro to komiks o pilotach, to bardzo ważny element. W każdym zeszycie dostajemy też kilka stron innych rysowników, który odpowiadają za historie z przeszłości naszych postaci. Są to kolejno: Lee Loughridge (zeszyty 1 i 3), Neeraj Menon, Jean-Francois Beaulieu i Dono Sanchez-Almara. Normalnie narzekałabym zapewne na aż tak dużą liczbę rysowników, ale tutaj tej zabieg wypada ciekawie i dość dobrze to rozegrano, że nie wybija z czytania całości.


    Podsumowując, "Piloci TIE" to naprawdę dobry tom komiksowy, który można czytać całkiem osobno. Nie ustawiłabym go w mojej prywatnej komiksowej czołówce, ale ma w sobie to coś i zdecydowanie dobrze się go czyta. Szczególnie powinien przypaść do gustu osobom, które lubią odcienie szarości i zgłębianie motywacji imperialnej strony konfliktu. Osobiście polecam.

Komentarze

Popularne posty