Recenzja książki "Święto ognia" autorstwa J. Małeckiego

     Z panem Jakubem Małeckim po raz pierwszy spotkałam się w opowiadaniu ze zbioru "Szepty", które spodobało mi się do tego stopnia, że postanowiłam sięgnąć po jakąś książkę tego autora, mimo że zwykle nie czytam literatury tego typu. "Święto ognia" przeleżało jednak trochę na półce zanim się za nie zabrałam. Dopiero #wrzesieńzpolskąksiążką przypomniał mi, że leży i czeka na moją uwagę.

    

    Opis od wydawcy:

    Tata tańczy za szybą. Podnosi rozmazane przez deszcz ręce i kołysze rozmazaną przez deszcz głową, ma zamknięte oczy i ja w końcu też zamykam swoje, i śpię, i budzę się rano, i znowu jesteśmy razem.

    Łucja wierzy, że przed wspomnieniami uratuje ją balet. Nastka obserwuje świat przez okno z taką uwagą, że zdarza jej się przenosić w innych ludzi. Ich ojciec coraz częściej ucieka do jedynego miejsca, w którym czuje, że żyje naprawdę.

    Każde z nich po swojemu obłaskawia przeszłość.

    Urodzinowe widokówki, które trzeba palić po kryjomu.

    Wzrok sięgający tak daleko, że czasem lepiej jest nie patrzeć.

    Pasja, która ocala albo niszczy.

    Święto ognia to kameralna opowieść o przekraczaniu granic i cenie, jaką trzeba za to zapłacić. O zachłanności życia i konfrontacji z niemożliwym.

    Prawa do ekranizacji Święta ognia jeszcze przed publikacją książki zakupiła wytwórnia Opus Film, producent m. in. Idy i Zimnej wojny.


    Nie chcę tutaj zdradzać za dużo fabuły, bo właśnie odkrywanie kolejnych elementów tej z pozoru nieskomplikowanej historii sprawiało mi wielką przyjemność i wywoływało naprawdę wiele emocji. Nie zawsze tych pozytywnych. Historia świetnie pokazuje, jak wiele mogą zmienić przypadkowe słowa i niedopowiedzenia z przeszłości. Nawet jeśli książka składa się z ogranych motywów, to zdecydowanie ich połączeniem i stylowo nadrabia wiele.

   

    Główną bohaterką i narratorką książki jest Nastka, która cierpi na porażenie mózgowe. Chociaż ogląda bardzo mały wycinek świata, to jej spostrzeżenia są nad wyraz celne. Łucja, starsza siostra Nastki, z pozoru uwielbia balet i poświęca dla niego wszystko. Ich ojciec stara się sobie radzić z sytuacją i ze wspomnieniami na swój sposób. 

    Każdy z bohaterów jest inny, ale pan Małecki bardzo dobrze się w nich wczuł. Styl narracji bardzo się zmienia zależnie od osoby, na której historia się skupia i nawet fakt, że momentami lekko męczył mnie styl Nastki, to na pewno jest literackim majstersztykiem.


    Najmniej podobało mi się zakończenie. Nawet nie dlatego, że jest jakieś złe, wręcz przeciwnie, ale chyba spodziewałam się po nim odrobiny więcej. Na pewno plusem jest, że nie jest jednoznacznie szczęśliwe.


    Jeśli mam się do czegoś przyczepić, to do składu książki. Nie podobały mi się strony w połowie puste, które służyły tylko nadmuchaniu objętości książki, która i tak jest krótka. Dużo bardziej byłabym za tym, żeby środek wyglądał bardziej "tradycyjnie". Chuda książka nie jest niczym złym, jaka to oszczędność papieru i miejsca na półce.


    Na pewno sięgnę kiedyś po coś jeszcze pana Małeckiego. Polecono mi "Dygot", ale też słyszałam, że książki tego autora są bardzo do siebie podobne i po czasie zlewają się w całość. Nie chcę, żeby mi spowszedniały, więc z tego powodu będę je sobie raczej dawkować co jakiś czas niż czytać kilka hurtem. A wam "Święto ognia" szczerze polecam i myślę, że może znaleźć się w moim top książek tego roku.

Komentarze

Popularne posty