Recenzja książki "Płonąca wieża" autorstwa A. C. Cobble'a
Zazwyczaj nie zwlekałam z sięgnięciem po kolejny tom serii o przygodach Benka, ale teraz dzięki maratonowi #druzynaBenka miałam dodatkową motywację, żeby wyrobić się z "Płonącą wieżą" autorstwa A. C. Cobble'a w konkretnym terminie. Cóż, piąty tom Benka pochłonęłam naprawdę szybko, bo w dwa dni. Jak więc wypada?
Opis od wydawcy:
Niektóre zdarzenia są tak wielkie, że ich echa nie cichną przez tysiąclecia.
Niedokończona walka z Eldred kieruje Bena i jego drużynę z powrotem pod bramy Miasta. Wejście w paszczę lwa wydaje się jedynym sposobem, by raz na zawsze powstrzymać Protektorkę przed stworzeniem magicznej armii, która sprowadzi na świat zagładę. Do Miasta droga jednak daleka i najeżona niebezpieczeństwami, przy których żądni nagrody piraci to jedynie drobna niedogodność. Paradoksalnie, najbardziej niebezpieczne okażą się nie miecze, magiczne kule ognia czy eksplodujący nieumarli, ale...tajemnice. Tajemnice, za które niektórzy są gotowi zginąć. Lub zabić.
Długo nie mogłam się zdecydować, ale ostatecznie ten tom uważam za mój ulubiony z serii. Autor dobrze sobie rozstawił pionki na planszy w poprzednich tomach i nawet wydawałoby się nieistotne i porzucone przez niego wątki w tej książce powracają, żeby na nowo wybrzmieć oraz w jakiś sposób wpłynąć na wydarzenia. Kilku postaci i połączeń zdecydowanie się nie spodziewałam, ale nie tylko powrotami ta książka stoi. Benek zdobywa też całkiem nowych sojuszników i jak się okazuje całkiem potężnych. W tym tomie jest też sporo magii i troszkę wyjaśnień jej funkcjonowania w przeszłości oraz rozwoju. Jednak nie oznacza to, że porzucamy miecz, a wręcz przeciwnie.
Piąty tom daje nam kilka zdecydowanych rozstrzygnięć, ale jednocześnie zostawia otwarte wątki na finał serii. Finałowa bitwa napisana jest z rozmachem i aż się zastanawiam, co może nas jeszcze czekać w przyszłości, co spróbuje ją przebić.
Zwykle narzekałam na cliffhangery na koniec i tutaj też znowu mamy coś takiego. Na szczęście działa bardziej na zasadzie ustawienia akcji na następny tom, a nie przerwania w kluczowym momencie, więc jestem bardziej na tak niż zwykle.
Na pewno nie da się nie zauważyć rozwoju postaci na przestrzeni całej serii. Benek jest prawie nie do poznania, ale chociaż został w miarę sprawnym dowódcą, to cieszę się, że nadal miał dylematy, nie wszystko mu wychodziło i słuchał rad bardziej doświadczonych postaci. Chociaż rozwinął swoje umiejętności szermiercze, to nadal ciągle spotyka bohaterów, którzy znacznie przewyższają go zdolnościami. Udało się więc uniknąć zrobienia z niego super niepokonanego bohatera z tysiącami umiejętności.
Chociaż polubiłam nowe postacie, a szczególnie Adrika Morgana, Perm czy Loyda, to zdecydowanie Rhys nadal jest moim faworytem. Ja naprawdę potrzebuję prequela o jego wcześniejszych przygodach!
Podsumowując, naprawdę dobrze się bawiłam podczas lektury. Nie sądziłam, że ta seria aż tak z czasem się rozwinie na plus. Na pewno podczas czytania nie można było się nudzić, chociaż fabuła nie składała się tylko z akcji. Osobiście polecam i nie mogę się doczekać finałowego tomu!
Komentarze
Prześlij komentarz